|
by Scarlett Lana Estellon Sro Paź 16, 2013 5:28 pm Planeta, po której nazwie możemy jedynie przypomnieć sobie o matematyce, ma swoją skróconą wersję: So. Mieszkańcy tejże powierzchni są dość... hmm... nietolerancyjni, jeśli chodzi o inne rasy. Ciężko się zamaskować, iż istoty te bardzo różnią się od Władców Czasu jak i ludzi. Są oni połączeniem centaura z czymś w rodzaju cybermena. Ich skóra, a raczej materiał, który pełni podobną rolę jest koloru ciemnej czerwieni, błyszczącej się w słońcu. Robot+koń nie jest zachwycającym połączeniem, ale czyni rasę tę jedną z najbardziej groźnych i nieprzewidywalnych. Jeśli chodzi o wygląd planety potrafi zaskoczyć. Po przeczytaniu opisu istot ją zamieszkujących, spodziewać by się można ogromnych budowli, wieżowców i innych nowoczesnych konstrukcji. Jednakże nic bardziej mylnego. Prawie cała planeta porośnięta jest przepięknymi zielono-srebrnymi drzewami, na których widok zapiera dech w piersi. Wszystko to zachwyca jeszcze bardziej, gdy na jasnoróżowym niebie rozbłyśnie ogromne słońce, w okół którego zaawansowana technika pozwoliła wybudować coś w rodzaju zabezpieczenia, gdy 1735 lat wcześniej obliczono, iż w niedługim czasie słońce z niewiadomych powodów przybliży się niebezpiecznie do planety. Wtedy promienie złotej kuli padają na srebrne rośliny, dodając im niesamowitego blasku. Miejsce to bardzo rzadko odwiedzane jest przez turytów. Może dlatego, iż perspektywa zginięcia z ręki Hai Chanów nie jest zbyt pozytywną niespodzianką. Scarlett Lana Estellon- Administrator
- Liczba postów : 254
Join date : 19/11/2012 Age : 411 Skąd : Gallifrey
by Nathanael Vandenbroek Sro Paź 16, 2013 6:07 pm Wyglądała na zdziwioną. Zupełnie jakby tę dziewczynę jeszcze cokolwiek było w stanie zaskoczyć... - Tak, So. Chyba, że się boisz? - spytał złośliwie, przyciszonym głosem. Nie czekał na odpowiedź, jasnym było, że jej nie potrzebował. Każdy, kto widział Scarlett choćby raz w życiu wiedział, że Estellonówna nie boi się niczego. Klasnął w dłonie, przywołując w ten sposób ostatniego ocalałego Ooda. Będę sobie musiał sprawić nowego - pomyślał. - Przynieś mini-filtry - rzucił nieuważnie do sługi, nie obdarzając go nawet przelotnym spojrzeniem. Po pół-minucie trzymał już w dłoni dwa małe, okrągłe plastry. Jeden z nich przykleił sobie pod kołnierzem koszuli. Obrzucił krytycznym spojrzeniem swoje ubranie, pospiesznie zdjął muchę i marynarkę, rzucając je w kierunku Ooda, po czym skinieniem ręki kazał się kosmicie oddalić. Podwinął jeszcze rękawy koszuli i już był gotów. Podszedł do Lettie, która zdążyła już zmienić ubranie i teraz stała nieruchomo, prezentując dumnie swój strój. Chwycił jej dłoń i nie podnosząc wzroku na twarz blondynki, delikatnie przytwierdził drugi plaster z filtrem percepcji do jej nadgarstka. Kącik jego ust uniósł się nieznacznie. Dopiero po chwili Nate wpił spojrzenie w oczy Estellonówny. - Gotowa? - spytał, wciąż uśmiechając się ledwie dostrzegalnie. Nathanael Vandenbroek
- Liczba postów : 111
Join date : 29/11/2012 Age : 823 Skąd : Gallifrey
by Scarlett Lana Estellon Sro Paź 16, 2013 6:51 pm - Kpisz? - spojrzała Nate'owi w oczy unosząc brew. To przecież oczywiste, że Scarlett boi się niewielu rzeczy, a podkusiłabym się nawet mówiąc, iż nic nie jest w stanie doprowadzić ją do ukazania strachu. Założyła ręce na biodra i przez chwilę przyglądała się Władcy Czasu próbując odgadnąć jaki stosunek do wybranej lokalizacji ma brunet. Sądząc po podobieństwie ich charakterów, zapewne cieszy się z nadchodzącego dreszczyku emocji. Vandenbroek dość szybko rozprawił się ze swoim eleganckim strojem, zamieniając go w nie mniej robiący wrażenie. Blondynka obserwowała bacznie wszystko z założonymi rękami. Przeszła się po statku, testując nowe buty, po czym całą jej uwagę przykuł Ood, który wręczył mężczyźnie tajemnicze przedmioty. Nate przykleił coś sobie pod kołnierz, aby następnie podejść do Scarlett i umieścić filtr na nadgarstku. Lettie przybliżyła rękę, po czym ponownie oddaliła chcąc zobaczyć, jak bardzo plaster rzuca się w oczy. Z ulgą stwierdziła, iż Hai Chanowie musieliby mieć szkła plus pięćdziesiąt, aby go dostrzec. - Zawsze - przytaknęła krótko. Podeszła do drzwi i robiąc głęboki wdech pociągnęła za klamkę. Jej oczom ukazały się... liście. Wylądowaliśmy w dżungli. Brawo Scarlett, plus dziesięć do spostrzegawczości. Wysokie buty nie okazały się najlepszym pomysłem, ale nie było aż tak strasznie, aby koniecznością była zamiana obuwia. Podeszli jeszcze trochę, według mapy w BMW zaraz mają zacząć się budynki. Tak też kilkadziesiąt kroków dalej ujrzeli pierwszy ogromny wieżowiec, którego czubka nie dało się dostrzec. Był to wielki ostrosłup zbudowany na przemian ze szkła i metalu. Gdzie nie gdzie oplątały go srebrno-zielone rośliny, pnące się ku słońcu. Scarlett Lana Estellon- Administrator
- Liczba postów : 254
Join date : 19/11/2012 Age : 411 Skąd : Gallifrey
by Nathanael Vandenbroek Czw Paź 17, 2013 11:10 am Idąc kilka kroków za nią, Nathan obserwował szpilki Scarlett, zapadające się w miękkiej ziemi. Świetnie wyglądałaby, gdyby je po prostu zdjęła. Po trwającej zaledwie kilkadziesiąt sekund wędrówce, dwójka Władców dotarła do wyrastającego w samym środku dżungli budynku tutejszej bazy wojskowej. Takie usytuowanie nie mogło nikogo dziwić, w końcu Hai Chanowie nie potrzebowali innej infrastruktury. Chodniki były raczej zbędne rasie, która nie nosiła nawet butów. Nate zrobił kilka dłuższych kroków, zrównując swoją pozycję z Estellonówną. Mijając wielkie drzwi, zaczęli okrążać budynek dookoła, dopóki nie natknęli się na wejście dla pracowników. Weszli do środka, podążając za jednym z wojskowych, który akurat otworzył drzwi. Świadomi ochrony, jaką dawały filtry, poruszali się pewnie i swobodnie, ale trzymali się podstawowych zasad bezpieczeństwa. Żadnych rozmów, żadnego przechodzenia środkiem holu. Przemaszerowali pod ścianą i skierowali się schodami w dół, w poszukiwaniu czegoś interesującego. Nate nie znał rozkładu budynku, ale wiedział jedno - w miejscach takich, jak to, wszystko, co podejrzane znajdowało się w piwnicach. Tam też właśnie zmierzali. Znajdowali się akurat trzy piętra poniżej parteru, gdy usłyszeli skrzypienie otwierających się ciężkich, metalowych drzwi. Konstrukcje szklano-stalowe były tutaj na dole tylko rozmytym wspomnieniem. Ściany były szare i brudne, a oświetlenie kiepskie. Tam, skąd dosłyszeli skrzypienie, pojawił się teraz niewielki snop jasnego światła. Z pomieszczenia wyszedł Hai Chan i pospiesznie pogalopował na górę. Drzwi zamknęły się z głośnym hukiem. Nathanael I Scarlett odczekali chwilę, po czym, wymieniając porozumiewawcze spojrzenia, wśliznęli się do tajemniczego pokoju. Mężczyzna zamrugał kilkakrotnie, próbując przyzwyczaić oczy do ostrego światła. Nathanael Vandenbroek
- Liczba postów : 111
Join date : 29/11/2012 Age : 823 Skąd : Gallifrey
by Scarlett Lana Estellon Czw Paź 17, 2013 11:59 am Władcy Czasu sprawnie przemknęli przez korytarze, zmierzając ku piwnicy. No tak... Złe plany zawsze mają swą realizację w takich miejscach. Nie rzucając się w oczy przemieszczali korytarze, szukając czegoś godnego zainteresowania. W końcu zdecydowali, że pomieszczenie pod ziemią będzie idealne do rozpoczęcia przygody. Prześlizgnęli się do jakiegoś pomieszczenia. W środku panowała rażąca jasność. Oczywiście nie mogli wpakować się w nic lepszego. Ich oczom ukazało się długie pomieszczenie wypełnione samymi Hai Chanami. Pracowali oni na swoich stanowiskach nad jakimiś fiolkami, urządzeniami i innymi przedmiotami, których bez przygotowania lepiej nie dotykać. Scarlett szerzej otworzyła usta nie dowierzając własnym oczom. Jak coś takiego, może istnieć bez ochrony. Najlepszym przykładem tego, iż powinno znajdywać się coś chroniącego przed intruzami jest łatwość, z jaką dwójka nieproszonych Władców Czasu wpakowała się prawdopodobniej do jednego z najważniejszych pomieszczeń na planecie. Rasa ta jest na tyle zdyscyplinowana, iż nikomu do głowy nie przychodzą poronione pomysły prób zawładnięcia obszarem przez nich zamieszkiwanym. Ich przybycie nie zrobiło na nikim większego wrażenia... Każdy zajęty był swoją pracą w tak dużym stopniu, że obecność nikomu nieznanych osób została praktycznie niezauważona.
Scarlett Lana Estellon- Administrator
- Liczba postów : 254
Join date : 19/11/2012 Age : 411 Skąd : Gallifrey
by Nathanael Vandenbroek Czw Paź 17, 2013 1:45 pm Gdy w końcu ciemne plamy zniknęły mu sprzed oczu, Nate rozejrzał się uważnie. No ładnie - pomyślał, z trudem powstrzymując się od zacierania rąk. To, co majstrowali ci zmutowani Cybermeni było po prostu bezcenne. Niezwykle przydatne w walce. Miał ochotę podejść do jednego ze stołów i zacząć zapełniać kieszenie - czuł się jak dziecko wpuszczone do sklepu z zabawkami. W jednej ze ścian dostrzegł przejście do pomieszczenia obok - najprawdopodobniej był to magazyn. Nie zastanawiając się długo, podążył w tamtym kierunku. Wstrzymał oddech, gdy drzwi się otworzyły, a z pomieszczenia wyszedł kolejny Hai Chan. Minął mężczyznę bez słowa, zajmując miejsce przy stole. Nie zauważył go. Nathan odetchnął bezgłośnie i ostrożnie wszedł do pokoju, który zgodnie z oczekiwaniami, okazał się być miejscem składowania materiałów. Nie zwracał uwagi, czy Scarlett podążyła za nim. Zaczął przeglądać zawartość półek i szaf. Nathanael Vandenbroek
- Liczba postów : 111
Join date : 29/11/2012 Age : 823 Skąd : Gallifrey
by Scarlett Lana Estellon Czw Paź 17, 2013 9:21 pm Pomieszczenie dawało naprawdę ogrom możliwości! Tyle niebezpiecznych rzeczy, których nikt nie nadzoruje. Ale przecież Scarlett była damą i nie mogła bawić się tego typu przedmiotami, prawda? Nieśmiało zrobiła kilka kroków (co chyba pierwszy raz zdarzyło się w jej karierze królowej) i rozejrzała się, czy na pewno spokojnie i bez podejrzliwych spojrzeń może przejść dalej. Upewniwszy się, że cała reszta mają w dupie (za co normalnie kazałaby ich zabić) wyprostowała się i jak zwykle z gracją stawiała następne kroki. Ciekawe jak wyglądała jako koń? Lecz teraz nie to było najważniejszą sprawą. Kilka stanowisk było wolnych, a swędzące łapki blondynki bardzo chciały choć d o t k n ą ć jednej rzeczy zbudowanej za sprawą tak rozwiniętej cywilizacji. Podeszła do pustego stolika i zanim zdążyła czemukolwiek dokładniej się przyjrzeć, jeden z Hai Chanów podszedł do niej i wypowiedział kilka słów: - 1956003K4 - Scarlett spojrzała na swoją naszywkę na fartuchu, który założyła tuż po wejściu do pomieszczenia, aby się nie wyróżniać. Równie dobrze mogli kogoś nazwać Odkurzacz - nad czym aktualnie pracujesz? Lettie wyobraziła swoją osobę na Gallifrey pewną siebie, która potrafi wywinąć się z każdej sytuacji. - Pracuję nad umieszczaniem cząsteczek promieni laserowo-słonecznych w galaktyce Gationa, aby uzyskać broń do rozpraszania ich i w rezultacie doprowadzić do oddalenia słońca od planety - paplała co jej na język ślina przyniesie. Lecz dzięki tonie jej głosu Hai Chan uwierzyłby chyba w najgłupsze kłamstwo. Stworzenie popatrzyło na różne części znajdujące się na stanowisku, po czym przeniosło wzrok na Władczynię. Nagle uśmiechnęło się i serdecznym głosem powiedziało: - Świetny pomysł. Powodzenia! Ufffffffffffffffffffffffffffffff odetchnęła z ulgą. W jednej chwili zorientowała się, iż nie ma przy niej Nate'a. Classic. Scarlett Lana Estellon- Administrator
- Liczba postów : 254
Join date : 19/11/2012 Age : 411 Skąd : Gallifrey
by Nathanael Vandenbroek Pią Paź 18, 2013 7:02 pm Dokumentacja znajdowała się w jednej z szaf - wszystkie jej półki zastawione były małymi nośnikami pamięci. Nate sięgnął przed siebie i wydobył garść mini-dysków, chowając je w kieszeni spodni. To się przyda na pewno. Rozejrzał się jeszcze raz uważnie, w poszukiwaniu czegoś wartego natychmiastowego przechwycenia. Nie znalazł już więcej niczego, co nie mogłoby poczekać do następnej, bardziej zorganizowanej wizyty. Wszedł z powrotem do pracowni. Jedno krótkie spojrzenie na sytuację wystarczyło, by wywołać na jego twarzy szeroki uśmiech. Lettie siedziała jak gdyby nigdy nic przy stole, majstrując cholera wie co i rozmawiając z jednym z Hai Chanów. Czy ta dziewczyna cokolwiek uważała za niemożliwe? Nathan podszedł do niej śmiało i zajął miejsce obok. Zerknął uważnie na leżące przed blondynką przedmioty. Kilka laserów i jakieś bliżej nieokreślone narzędzia. Nic specjalnego. Wtedy właśnie ciężkie drzwi wejściowe otworzyły się ponownie i do środka wszedł ten sam osobnik, który wcześniej wybiegł stąd w takim pośpiechu. - Mamy zgodę! - oznajmił triumfalnie, gdy wszyscy obecni odwrócili się w jego stronę. Nathanael Vandenbroek
- Liczba postów : 111
Join date : 29/11/2012 Age : 823 Skąd : Gallifrey
by Scarlett Lana Estellon Nie Paź 20, 2013 7:06 pm Ni stąd ni zowąd pojawił się Nate. Zajął miejsce obok niej, jak gdyby nigdy nic i przelotnym spojrzeniem obdarzył przedmioty leżące na stoliku. Ich uwagę przykuł Hai Chan, który triumfalnie obwieścił: "Mamy zgodę!". Scarlett zmarszczyła brwi, po czym przeniosła wzrok na innych, chcąc zobaczyć ich reakcję. O dziwo, u części mieszkańców tej planety, na twarzach zagościło zdziwienie. Hai Chan, który najwyraźniej zauważył, iż większość nie ma bladego pojęcia, o czym on właściwie mówi, dodał: - Rada Starszych Technologistów zgodziła się na wysadzenie najbliższej niezamieszkanej planety zbudowanej z Bralydu, abyśmy mogli zobaczyć jak zachowają się cząsteczki tejże materii, kiedy ich większość nie będzie złączona! - mówił szybko. - Materiały wybuchowe mają zostać tu przetransportowane za trzy godziny! Teleporter znajdujący się na szycie budynku ma odebrać przesyłkę!
Scarlett Lana Estellon- Administrator
- Liczba postów : 254
Join date : 19/11/2012 Age : 411 Skąd : Gallifrey
by Nathanael Vandenbroek Pon Paź 21, 2013 6:00 pm Tak, to zdecydowanie była informacja dnia. Materiały wybuchowe mogące zniszczyć niedużej wielkości planetę? Powściągliwy zazwyczaj Nathanael teraz uśmiechał się tak szeroko, że bolały go policzki. Dawno już nie zaznał takiej frajdy. Natychmiast wstał od stolika. Skinieniem głowy dał Scarlett do zrozumienia, że wychodzą i sprężystym krokiem pomaszerował ku ciężkim drzwiom wyjściowym. Szedł tak szybko, że wyjście z budynku zajęło mu o połowę mniej czasu, niż wcześniejsze dojście do najniższego piętra. Stanął tuż przed wejściem i radośnie wciągnął powietrze do płuc. Wciąż szczerzył się jak głupi. Nathanael Vandenbroek
- Liczba postów : 111
Join date : 29/11/2012 Age : 823 Skąd : Gallifrey
by Scarlett Lana Estellon Nie Lis 10, 2013 12:51 pm Scarlett natychmiastowo podniosła tyłek i wraz z Nejtem pomaszerowali w stronę wyjścia. To się nazywa wyczucie! Przybyć na tę planetkę w czasie równoległym do przywiezienia tak cennego ładunku jakim była bomba mogąca rozpieprzyć tyle ciekawych przedmiotów... może nawet planet... nie żeby coś. Scarlett całą tę sytuację skomentowała onomatopeją: - Uuuuuuuuuuu - kącik jej różowych ust uniósł się. Weszli do TARDIS. I choć blondynka doskonale wiedziała, co Nathanael chce zrobić, spokojnie czekała na jego ruchy. Nagle poczuła jak w jej przenośnym naszyjniku (coś w rodzaju torebki) coś burczy. Otworzyła hologram i sięgnęła po telefon. Nacisnęła przycisk i na szklanym wyświetlaczu pojawiła się twarz jej ojca. Sprawnie pomaszerowała gdzieś, gdzie Nate nie mógł jej usłyszeć. Od momentu dotknięcia telefonu, minęło może kilka sekund, a Scarlett była już tak zdenerwowana, że najchętniej zemdlałaby, aby nie musieć przeprowadzać żadnej rozmowy z Aleksandrem. - O, kochanie, coś się stało, że masz taki wyraz twarzy? Super. Akurat teraz Lettie nie umie opanować emocji. A jak chcieli ją pokroić na Planecie Lodu, to sobie żartowała ze wszystkimi na około. - Nie, tato, to tylko mdłości - Nie pospieszyliście się z tym twoim narzeczonym? - i zanim Scarlett zdążyła wtrącić jaką ciętą ripostę, ojciec stanowczym głosem jej przerwał: - Posłuchaj, nie interesuje mnie w jakich relacjach jesteś z tym swoim chłoptasiem, ale obiecuję ci, że jeśli nie wrócisz, może mu się stać coś złego - na jego twarzy malował się triumf niczym po zabiciu pierwszego daleka. - Masz czas do jutra. I jeśli nie zobaczę cię w domu, twój Armando może już nigdzie w życiu nie polecieć. Scarlett oficjalnie się załamała. Rozłączyła się i wiedząc, że musi odlecieć poszła w stronę Nathanaela, aby poprosić go o odstawienie do domu. Nie chodziło nawet o sam fakt rozstania się z brunetem, choć trzeba przyznać, że nie był jej do końca obojętny, jak zdarzało jej się udawać. Najbardziej bolało ją to, jaki wpływ na jej życie ma jej ojciec. Cały czas sterowana przez niego. Okropne uczucie, a szczególnie jeśli dotyczy to Lettie. Nikt nigdy nie miał wpływu na jej decyzje, a teraz... Odkąd chce zaznać trochę innego życia, niż na Gallifrey, jej własny ojciec jej grozi. - Chcę lecieć do domu - powiedziała z obojętna miną, choć w jej oczach ukrywał się smutek. Scarlett Lana Estellon- Administrator
- Liczba postów : 254
Join date : 19/11/2012 Age : 411 Skąd : Gallifrey
by Nathanael Vandenbroek Pon Lis 11, 2013 12:37 pm Beztroski uśmiech na twarzy Nathanaela został bezlitośnie zmrożony, gdy mężczyzna w ułamku sekundy przybrał poważną minę. Obojętność tonu Scarlett i stanowczość, z jaką wypowiedziała ostatnie słowa, nie pozostawiały miejsca ani na wątpliwości, ani na jakikolwiek ruch ze strony Władcy. Księżniczka znudziła się i chce wracać do pałacu, cóż. Czego innego się spodziewał? Jego palce pospiesznie zastukały w klawiaturę przy konsoli, wprowadzając odpowiednie ustawienia. Rozejrzał się wokół za mobilnym włącznikiem teleportera i podniósł go, odnalazłszy wzrokiem. Wziął bardzo cichy i dyskretny, głęboki wdech. Podszedł do Estellonówny powoli, z każdym krokiem wpatrując się w nią intensywniej. Był wściekły, ale jego oczy mroziły chłodem, nie zamierzał jej pokazywać, że potrafi go tak łatwo wyprowadzić z równowagi. Błyskawicznie sięgnął do twarzy blondynki, ujmując ją w obie dłonie i nie pozostawiając czasu na słowa, pocałował ją napierając ustami mocno na jej pełne wargi. Nacisnął przycisk. Zniknęła. Nathanael Vandenbroek
- Liczba postów : 111
Join date : 29/11/2012 Age : 823 Skąd : Gallifrey
by Hunter Howard Pią Cze 20, 2014 4:58 pm Wylądowali dokładnie tam, gdzie Hunter chciał - na obrzeżach obszaru należącego do instytutu. Jako że obwód kameleona w Vandetcie działał bez zarzutu, jego TARDIS zmieniła się w drzewo - najbardziej neutralny obiekt na tej planecie. Wyszli więc ostrożnie, jednak żadnego Hai Chana nie było w pobliżu. Powiedział do Scath półgłosem: - Najpierw do więzienia. Przeszli blisko ściany przez nikogo nie zaczepiani, co Howarda raczej zmartwiło, niż ucieszyło. Powinno ich się tu więcej kręcić... Jednak nie wypowiedział swoich obaw na głos - nie uważał, żeby było to niezbędne. Zawsze był mrukiem, ale w czasie akcji nie mówił prawie wcale, a jeśli już, to rzucał półsłówka. Dotarli wreszcie do drzwi. Trochę wcześniej Hunter wyjął malutki rewolwerek (zawsze miał go przy sobie), którym strzelał impulsami elektromagnetycznymi w dwie kamery. Przez to obraz albo się zapętlał, albo występowały szumy. Przy pomocy sonicznego śrubokręta pomanipulował przy zamku na ścianie, a po chwili drzwi się otworzyły. Władca i jego towarzyszka raźnie ruszyli do środka. Do więzienia nie było innej drogi niż przez główne wejście - Hai Chanowie mieli jednak łby na karku, bo dzięki temu jakiemukolwiek zbiegowi trudniej było się wymknąć. Jednak miało to też swoje wady - wszystkie siły były skupione w tamtym miejscu. Dlatego też mężczyzna tak się dziwił brakiem jakichkolwiek strażników przed budynkiem. Mimo tego, szybko ten brak został zrekompensowany przez ich liczebność wewnątrz pomieszczenia. Howard strzelił trzy razy moździerzem: na prawo, na lewo i w przód, a dzięki temu większość ich przeciwników padła. Scath pozwolił rozprawić się z dobitkami, co szybko uczyniła. Wychodząc z przedsionka, Hunter zobaczył dwie odnogi korytarza. Pomknął lewą, sprawdziwszy jeszcze, czy kobieta podąża za nim i zabezpiecza tyły. Tak też właśnie robiła. Mądra, dobrze. Po drodze minęli kilkunastu Hai Chanów, ale w tych wypadkach jego nowy zegarek sprawdzał się wyśmienicie - dzięki rozbłyskowi oślepiał kosmitów, a laser wypalał idealne dziury: a to w oczach, a to w sercu. Kobieta także miała trochę pracy, bo jeden z koniowatych zdążył włączyć alarm (wtedy wszystkie światła zmieniły kolor na czerwony i zawył ogłuszający wręcz sygnał dźwiękowy). Ale sobie radziła w miarę. Następnie przeszli sekwencją korytarzy i schodów. Całe szczęście, że Howard doskonale wiedział, gdzie iść, bo w przeciwnym wypadku znaleźliby się w całkowicie innym miejscu niż chcieli. W końcu trafili do dość rozległego i wysokiego pomieszczenia, a ich oczom ukazał się niezbyt zachęcający widok: wszystkie mutanty albo latały, albo skakały, próbując unieść się w powietrze, a obok nich cieszyli się ich naukowcy. Właściwie nie wyglądało to wcale jak więzienie, a bardziej jak jakiś szpital. - A niech to szlag! Zmienili godzinę sesji - wyjaśnił Scath. Nie lubił, kiedy coś zmieniało mu szyki, ale umiał się do tego dostosować. - Teraz wszystkie mutanty są pod wpływem wspomagacza... Nie dane mu było jednak dokończyć, bo Hai Chanowie ich zauważyli. Z powietrza runął na nich skrzydlaty potwór, a Hunterowi tylko szczęśliwym trafem udało się trafić go laserowym pistoletem między oczy. Mężczyzna chwycił moździerz i wystrzelił z niego kilka razy, jednak tym razem powalił jedynie kilka słabszych osobników - głównie doktorków w kitlach. Kiedy uświadomił sobie, że nie posiada lepszych do niego naboi, mruknął: - Cholera i odrzucił bezużyteczną już broń. W tym wypadku użył swojej nowej zabawki i strzelał zegarkiem głównie w skrzydła mutantów, by ich unieruchomić. Spojrzał jeszcze w stronę Scath - nie miała kłopotów, to znaczy nie otaczało jej więcej potworów niż jego samego. Przez to spojrzenie jednak nie zauważył, że leci na niego dorosły Hai Chan, machając kopytami. W ostatniej chwili strzelił w niego i nawet trafił, tylko że nie zdążył już się odsunąć i kilkuset kilogramowy potwór przygwoździł go do ziemi swoim cielskiem. Całe powietrze wydostało się z płuc Howarda. Próbował jeszcze się wyślizgnąć, ale udało mu się przesunąć tylko o kilkanaście centymetrów. Pot wystąpił na jego czoło i jęknął. Zmuszony był to zrobić, bo lada moment któryś z koniowatych go zauważy. - Scath! - krzyknął. Całe szczęście, że ręce miał wolne, a zegarek nadal tkwił na jego ręce (pistolet upadł i nie był w jego zasięgu). Dzięki temu mógł jeszcze jako tako się bronić. Jednak czuł, jak miażdżone zostają jego dolne żebra, a niedługo także i inne części ciała. Hunter Howard
- Liczba postów : 94
Join date : 04/05/2013 Age : 889
by Aurora Borealis Pią Cze 20, 2014 9:27 pm Misja szła dość gładko... do czasu. Aurora tylko przewróciła oczami, słysząc o "małej" zmianie w planie. Nie było jednak tak źle, a Hai Chanów udawało się zlikwidować łatwiej niż mogłoby się to początkowo wydawać. Borealis radziła sobie całkiem nieźle, jak na własne standardy. Wybrana przez nią broń sprawowała się przyzwoicie i z własnych zasobów musiała skorzystać tylko kilka razy. A jednak, sytuacja po raz kolejny uległa zmianie, gdy Hunter został niemal wyłączony z akcji. Aurora zerknęła w jego kierunku, by rozeznać się w sytuacji. Musiała coś szybko wymyślić. Na granat paraliżujący było zdecydowanie za wcześnie. Wiem - olśniło ją. I nie, nie miała zamiaru zostawić Howarda na pastwę losu, chociaż przyznać trzeba, że takie rozwiązanie też przemknęło jej przez głowę. Do wykonania swojego planu potrzebowała wolnej ręki. Zadanie było niby łatwe, ale napierający kosmici odrobinę je komplikowali. Aurora ustrzeliła jeszcze dwóch, po czym wypuściła z dłoni laserowy pistolet. Błyskawicznie sięgnęła do tylnej kabury i wycelowała w przygniatającego Huntera "konia". Zdążyła oddać jeden celny strzał promieniem antygrawitacyjnym, który musiał tym razem wystarczyć. - Wyłaź, teraz - rzuciła stanowczo, po czym zmuszona była schować się za załom ściany. Pyski wypakowane stalowymi zębami i twarde kopyta nieubłaganie zbliżały się w jej kierunku. Teraz przyszła pora na granat. Postanowiła nie martwić się chwilowo faktem, że Howard nie był uodporniony na substancję, którą za chwilę miała zamiar rozpylić. - Oddychaj przez rękaw, albo w ogóle - krzyknęła do towarzysza, jednocześnie rzucając małą bańkę z gazem paraliżującym na środek pomieszczenia. Rozległ się głuchy, zatykający uszy trzask, a później wszystkie stwory zastygły w bezruchu. Borealis rozejrzała się po pomieszczeniu by sprawdzić czy Hunter jej posłuchał. Jeśli tak, to miał szczęście i powinien być w stanie użyć mięśni, jeśli nie, cóż... Wtedy będę go chyba musiała zaciągnąć do Vendetty po ziemi. Aurora Borealis
- Liczba postów : 148
Join date : 17/01/2013 Age : 344 Skąd : Apalapucia
by Hunter Howard Pią Cze 20, 2014 9:57 pm Zwłoki przygniatającego Hai Chana trochę się uniosły i Hunter wiedział, że musi wykorzystać ten moment. Dlatego podparł się na łokciach i podciągnął tułów. W międzyczasie jednak część pozostałych kosmitów go zauważyła, więc musiał jeszcze do nich kilka razy strzelić. Przez te trudności nie zdążył wyciągnąć jednej stopy i kiedy pocisk antygrawitacyjny przestał działać, a ciało znów zwaliło się na Howarda, ten poczuł, jak łamią mu się kości śródstopia. Pobladł z bólu, ale wyszarpnął w końcu nogę. Nie miał jednakże czasu na chwilę odpoczynku, bo musiał wstrzymać oddech. Mieli (a może miał?) szczęście, że Hunter swojego czasu nurkował i potrafił dość długo go wstrzymywać. Po chwili wszyscy kosmici byli sparaliżowani, toteż Hunter pokazał Scath, by ruszała ku wyjściu, a sam zdjął zegarek, odszedł kilka kroków i rzucił go w środek potworów. Utykając, ruszył ku wyjściu i dotarł do kobiety w samą porę, by schować się za załomem. Po wybuchu sprawdził jeszcze sytuację i poinformował towarzyszkę: - Czysto. Choć nie czuł się dobrze, polecił: - Chodźmy stąd. Ostatnio zmieniony przez Hunter Howard dnia Nie Lip 13, 2014 1:29 pm, w całości zmieniany 1 raz Hunter Howard
- Liczba postów : 94
Join date : 04/05/2013 Age : 889
by Aurora Borealis Pią Cze 20, 2014 11:12 pm Hunter dla pewności zrobił jeszcze z koni stalowe frytki, po czym ruszył za nią do wyjścia. Aurora szła pewnie do przodu, mając się jednak na baczności przed ewentualnym atakiem. Dokładnie rozejrzała się po otoczeniu, po czym, stwierdziwszy, że jest bezpiecznie, skierowała swe kroki do Centrum Badawczego. Po drodze wydawało jej się, że idący z tyłu Hunter syknął parę razy. Co mu tam znowu jest? Myśli, że jest wężem? Wnętrze przestrzeni laboratoryjnej wypełniały najróżniejsze części i narzędzia. Co dziwne, przy stołach nikogo nie było. Gdzie te kobyły? Na pastwisko poszły? Postanowiła jednak nie zawracać sobie tym tak bardzo głowy. Przeszła się przy stołach, pakując bardziej obiecujące rzeczy do kieszeni. Tak bardzo zajęły ją urządzenia, że niemal zapomniała o obecności Huntera. Aurora Borealis
- Liczba postów : 148
Join date : 17/01/2013 Age : 344 Skąd : Apalapucia
by Hunter Howard Pią Cze 20, 2014 11:49 pm Droga do Instytutu wydała się Howardowi pięć razu dłuższa niż w rzeczywistości była. Każdy krok sprawiał mu ból. Poza tym wiedział, że nie może przeciążać prawej stopy. Mimo tego, nie zawsze udawało mu się właściwie postawić nogę, a wtedy z jego ust wyrywały się krótkie syknięcia. Całe szczęście, że nie musiał już się tak martwić wrogami, bo widział, że Scath jest tym razem czujna. Jednak nigdzie nikogo nie było. Pewnie się ewakuowali, gdy usłyszeli alarm. Gdy tylko weszli do głównego pomieszczenia, gdzie także nikogo nie było, kobieta wręcz rzuciła się na stoły, by wypchać sobie kieszenie przedmiotami, które znajdowały się na nich. Huntera bardziej interesowały papiery: mapy, plany i dzienniki prowadzone przez naukowców. Przyjrzał się ścianom, gdzie było one rozwieszone. Zabrał jedną z dokładniejszych map tego miejsca, kilka planów wyglądających jak nowa broń i dzienniki dotyczące mutantów. Podszedł do Scath i dotknął jej ramienia, by dotarło do niej, że do niej mówi: - Masz dokładnie pięć minut, po tym czasie masz znaleźć się poza obrębem budynku. Sam wyszedł z głównego pomieszczenia i skierował się na niższe poziomy. Jako że utykał, to poruszał się wolnej, ale i tak miał jeszcze sporo czasu. Nikogo nie napotykając, wkroczył do ciepłowni lub kotłowni. W każdym razie było tu dużo rur. Mężczyzna musiał zastrzelić dwóch mechaników, którzy tam przebywali. Potem zbadał rury. W końcu odkręcił jeden w wlotów rury, która prowadziła wprost do schronu naukowców, i wrzucił tam swoją niespodziankę. Bomba miała nastawiony zegar na zdrowego człowieka plus 10 sekund, więc Hunter i tak musiał się spieszyć. A noga coraz bardziej mu dokuczała. W ostatniej chwili wyszedł z budynku, by nie być przygniecionym przez spadające stropy i dachy, które były skutkiem wybuchu bomby. Rozglądnął się za jego towarzyszką. Miał nadzieję, że posłuchała jego rady i nie było już jej w środku. On przecież nie żartował, a w innym wypadku nie byłoby czego po niej zbierać. Jednak nie było jej nigdzie widać, toteż postanowił poczekać na nią maksymalnie 15 minut. Oczywiście, nie na zewnątrz. Zamiast tego ruszył w stronę Vandetty. Hunter Howard
- Liczba postów : 94
Join date : 04/05/2013 Age : 889
by Aurora Borealis Sob Cze 21, 2014 4:40 pm Obudziła się z zamyślenia, gdy poczuła na ramieniu dotyk Huntera. Przez chwilę odprowadziła go wzrokiem, po czym wróciła do zbierania fantów. Howard ewidentnie planował coś głupiego, a to oznaczało, że nie będzie liczył się z techniczną wartością czegokolwiek. Dlatego też Aurora postawiła sobie niemal za punkt honoru by uratować jak najwięcej z dziedzictwa Hai Chanów. Sięgnęła po swój telefon i nawiązała połączenie z systemem operacyjnym TARDIS. Miała kilka możliwości, ale zdecydowanie za mało czasu na którąkolwiek z nich. - Zrób skan analityczny - zarządziła w końcu w stronę ekranu urządzenia. Z telefonu wysunęła się małą antenka, która kręcąc się dookoła kopiowała dane o wszystkim na co napotkała. To trwa za długo - pomyślała, obserwując pasek postępu, który zabarwiał się na zielono w boleśnie wolnym tempie. Zegarek powiedział jej, że minęły już trzy minuty, a skopiowana została zaledwie połowa wynalazków. Borealis zaczęła nerwowo chodzić w kółko, jakby jej ruchy miały pomóc oprzyrządowaniu. 4 minuty, 80%. Nie mogę jeszcze iść. Aurora wpisała kilka poleceń na ekranie telefonu. Zostało jej 30 sekund i jeszcze 7% do załadowania. - Dajesz, dajesz - szepnęła uporczywie wpatrując się w ekran. Poczuła pod nogami pierwsze wstrząsy. 100%, dobra, ruszamy. Kliknęła ostatni raz w ekran, uruchamiając procedurę teleportacji. Zacisnęła oczy, słysząc jak pęka nad nią sufit. Gdy ponownie rozchyliła powieki, zobaczyła przed sobą wnętrze sterowni własnej TARDIS i holograficzną wersję pomieszczenia, z którego przed chwilą się teleportowała. Wypuściła z płuc powietrze, które, jak się okazało, do tej pory wstrzymywała. Zaśmiała się z ulgą. Znowu było blisko. Rozejrzała się jeszcze po hologramach, sprawdzając losowo kilka z nich. Dawały się podnieść i wziąć w ręce. Doskonale - pochwaliła samą siebie. - A już myślałam, że się nie uda. W tym momencie przypomniała sobie, że ten troglodyta Hunter pewnie na nią czeka. Miała mu za złe, że chciał zniszczyć tak wielkie zasoby wiedzy. Z drugiej strony, musiała przyznać, że współpraca z nim byłą dość opłacalna. - Przenieś mnie do Vendetty - rzuciła do konsoli. Poczuła otaczającą ją energię teleportacyjną i już po chwili była w statku Huntera. Sam właściciel wszedł do wnętrza dwie sekundy później. - Co tak długo? - rzuciła, udając, że zdążyła się już nudzić czekaniem. Aurora Borealis
- Liczba postów : 148
Join date : 17/01/2013 Age : 344 Skąd : Apalapucia
by Hunter Howard Sob Cze 21, 2014 6:27 pm - Powiedzmy, że nie mogłem szybciej. Teraz już wyraźnie kulał. Powoli podszedł do jedynego miejsca, gdzie można było usiąść, czyli foteli (Hath w czasie ich nieobecności dostawił kolejny) i usiadł na jednym z nich. Z ulgi zamknął na chwilę oczy. Potem jednak opanował ból i je otworzył. Wydawało mu się, że należy jakoś pochwalić Scath. I może nagrodzić? Eee, nie. Sama się zgłosiła. Poza tym i tak wzięła, co chciała stamtąd. Odchrząknął i powiedział: - Dobrze się spisałaś. A po chwili także bardzo niewyraźne "dziękuję", które brzmiało jak dź...kuje. Bardzo ciężko słowo to przeszło przez jego gardło. Nie nawykł do niego. Nie przyzwyczaił się też do tego, by ktoś ratował mu skórę (i chyba się nigdy nie przyzwyczai). Zawsze był samowystarczalny, a tu na pierwszej misji z Scath już musiała go ratować. Porażka. Dopiero to do niego dotarło. Jego męska duma mocno na tym ucierpiała. Jednak starał się to zatuszować, więc kazał Hathowi przynieść cygara i jakiś dobry trunek. Kiedy kieliszki już były napełnione i tkwiły w rękach Władców, Hunter wzniósł toast: - Za naszą współpracę. Alkohol był mocny, ale dobry. Mężczyzna zapalił też cygaro i rozkoszował się jego smakiem. Stwierdził, że musi najpierw trochę odpocząć przed leczeniem. Hunter Howard
- Liczba postów : 94
Join date : 04/05/2013 Age : 889
by Aurora Borealis Nie Cze 22, 2014 12:21 am Obserwowała go z uwagą spod konsoli. Widziała, że utykał i że ewidentnie go bolało, jednak nie spytała co się stało. Nie chciałby odpowiadać na to pytanie. Dlatego też milczała i pozwoliła mu zająć się sobą. To co stało się później przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Słucham? Ty mi dziękujesz? Czyste szaleństwo. Gdzie teraz jest twoja męska duma? Pewnie jęczy jak kopnięty szczeniak zapędzona gdzieś w kąt podświadomości. Otrząsnąwszy się z zaskoczenia, uśmiechnęła się lekko. Z zasady nie piła alkoholu, jednak grzecznie przyjęła kieliszek z dłoni Hatha. Upiła zaledwie łyk, starając się nie krzywić. - Rozpuścisz mnie takim zachowaniem- rzuciła z przekąsem w stronę Huntera. - Do kompletu powinieneś zaproponować jeszcze taniec, ale to chyba nie wyjdzie - zdecydowała się w końcu zrobić aluzję do kontuzji Władcy. - Co ci jest? - spytała już poważniejszym tonem. Nie było w tym szczególnie dużo współczucia. Wydawało jej się jednak, ze może ma w swoich zasobach coś, co pomoże Howardowi szybciej dojść do formy. Z drugiej strony, on sam też powinien posiadać coś takiego. Aurora Borealis
- Liczba postów : 148
Join date : 17/01/2013 Age : 344 Skąd : Apalapucia
by Hunter Howard Nie Cze 22, 2014 2:02 pm Na jej komentarz odpowiedział: - Nie przyzwyczajaj się. To tylko na początek. Była to całkowita prawda. Nie zamierzał więcej świętować. Jego dotychczasowe życie składało się z ciągłych wywiadów, podchodów i rozróbie. Żył już w ten sposób... Ile to już lat? Hmmm... 100 czy 200. Niestety, nie dawało to wytchnienia. To znaczy tak, w czasie akcji nie dręczyły go żadne wspomnienia, ale potem powracały ze zdwojoną siłą. Jednak chyba już uzależnił się od tego ciągłego ryzyka, nie umiałby usiedzieć spokojnie w miejscu. Nikomu nie mówił o tamtych chwilach. Wydarzyły się już tak dawno, a pamiętał je jakby były poprzedniego dnia. Mimo tego, nie chciał zwierzać się swojej towarzyszce broni. Poza tym za mało ją znał. Nie wiedział, co to za typ z niej. Ale gdyby nie ta noga może rzeczywiście by z nią zatańczył? Wyglądała na taką, która umie się poruszać i czuć rytm, a i on nieźle sobie radził. Ostatnim razem tańczył z Antonine na tamtym balu... Westchnął lekko. - E, to pewnie tylko złamanie kości śródstopia i ewentualnie żeber. Nic takiego - bagatelizował sprawę. W sumie tamto pytanie mogło odnosić się także do jego psychicznego stanu, ale cóż. Fizyczny musiał jej wystarczyć. Odstawił kieliszek i odłożył cygaro. Stwierdził, że nie powinien się przemieszczać jeszcze bardziej, bo i tak w stopie jego kości mogły już się przemieścić. Poza tym wolał być w sterowni - tam czuł się najlepiej, mając wszystko na widoku. Na siedząco zdjął prawy but ze skarpetą, kurtkę i koszulkę. Wtedy w pełnej okazałości widać było fioletową stopę i lekko zsiniałe dolne żebra. Rozłożył swój fotel do pozycji pełnoprawnego łóżka. Stwierdził, że Hath jeszcze sobie z tym nie poradzi, więc polecił mu tylko się uczyć, patrząc, a na pomoc wezwał swojego już wysłużonego, ale w pełni sprawnego i doświadczonego Ooda. Ten zrobił mu prześwietlenie stopy oraz klatki piersiowej i powiedział metalicznym głosem: - Złamanie kości śródstopia i paliczków. Brak złamań żeber. I zabrał się do dzieła. Psikał, smarował, nastawiał. Na nogę założył specjalną usztywnianą skarpetę, która pozwalała Hunterowi (jako tako normalnie) chodzić, a żebra posmarował jakimś specyfikiem i zabandażował ulepszonym bandażem, który neutralizował stłuczenia. W końcu mógł się podnieść, a wtedy spojrzał na kobietę. - A Tobie nic nie jest? - zapytał z przyzwoitości, bo nie widział żadnych śladów zadrapań czy stłuczeń. - Możesz się odświeżyć, czy przebrać, jeśli chcesz. W pokoju gościnnym powinno się jeszcze coś znaleźć. Hunter Howard
- Liczba postów : 94
Join date : 04/05/2013 Age : 889
by Aurora Borealis Nie Cze 22, 2014 3:02 pm Skoro Hunter postanowił zbagatelizować sprawę, to Aurora doszła do wniosku, że też nie ma tu żadnych obowiązków. Usiadła wygodnie w wolnym fotelu i zaczęła bawić się telefonem. Przejrzała dane o zeskanowanych technologiach, w głowie tworząc już pierwsze zarysy nowych konstrukcji. Chciała trochę zdystansować się od tego dziwnego "szpitala polowego", który postanowił urządzić sobie Howard. Co to w ogóle za pomysł? Nie ma do tego jakiegoś lepszego miejsca? - Nic mi nie jest - rzuciła tylko na jego pytanie. Przy jego łaskawym pozwoleniu, spojrzała na niego wzrokiem pozbawionym wesołości. - Wiesz co? Nawet tak zrobię. Wstała bez zbędnych słów i udała się we wskazanym kierunku. Niespiesznie zabrała się za ogarnianie własnej postaci. Ściągnęła sobie z własnej garderoby pierwszą lepszą bluzkę i trochę poprawiła makijaż. Poczuła, że jest strasznie zmęczona i nie wiedziała czy przypadkiem nie zaczynała się już nudzić towarzystwem Huntera. Ci wszyscy waleczny Władcy byli w jej opinii tacy płascy i jednowątkowi... Wróciła do sterowni, gdzie oczywiście zastała Huntera. - Wracam do siebie - oznajmiła wprost. - Jakbyś mnie do czegoś potrzebował to pisz. Tylko może nie teraz zaraz, bo będę spać. Odwróciła się na pięcie, zarzucając włosami i ruszyła w stronę drzwi. Przy okazji wezwała telefonem swój TARDIS, który za chwilę miał się zmaterializować tuż obok Vendetty. Aurora Borealis
- Liczba postów : 148
Join date : 17/01/2013 Age : 344 Skąd : Apalapucia
by Hunter Howard Nie Cze 22, 2014 9:50 pm W czasie nieobecności Aurory Hunter zdążył założyć już swoją koszulkę i buta. Wypił też trochę wody. Jednak kiedy tamta oznajmiła mu o swoich zamiarach, nieoczekiwanie dla samego siebie podszedł do niej i chwycił za ramię, lekko ją obracając i mówiąc jednocześnie: - Hej, a dlaczego... dlaczego zdecydowałaś się do mnie dołączyć? - brzmiało to, jakby miał zadać zupełnie inne pytanie i właściwie tak było. Jednakże tamte zadane go również zaaferowało. Już od pewnego czasu zastanawiał się, czy kobieta jest jak wszyscy inni, którzy szukali u niego głównie zysków, czasem doświadczenia lub po prostu wygryzienia go, czy może szuka czegoś innego? A jeśli tak, to czego? Właściwie można powiedzieć, że przyjął ją pod wpływem impulsu, bo naprawdę rzadko zgadzał się na czyjeś towarzystwo. I jeśli już to robił, to odzywał się po kilku-kilkunastu dniach z pozytywną opinią. A i tak owi towarzysze wymiękali najczęściej po jednej, maksymalnie trzech akcjach. A Howardowi zdawało się, że Scath jest inna. Może i coś ukrywa, ale jest inna. Przede wszystkim sama chciała go opuścić, nawet nie pytając go o nic. Więc dlaczego? Hunter Howard
- Liczba postów : 94
Join date : 04/05/2013 Age : 889
by Aurora Borealis Nie Cze 22, 2014 10:00 pm Nie skomentowała bezczelnego gestu Howarda. Tym razem nawet nie wyszarpnęła ręki z jego uścisku. Spojrzała mu wyzywająco w twarz. Spodziewała się nieco innego pytania, jak się okazało odpowiedź byłą jednak taka sama. - Było mi nudno - odparła całkowicie szczerze. - Potrzebowałam rozrywki, więc postanowiłam zapolować. Pozwoliłeś mi na to i było fajnie. Ale wiesz, ja potrzebuję w życiu elementu zaskoczenia, a teraz mnie chyba taki nie czeka. Teraz już uwolniła rękę z jego uścisku i ruszyła znów w kierunku drzwi. - Fajnie było, zadzwoń kiedyś to to powtórzymy - rzuciła przez ramię. Aurora Borealis
- Liczba postów : 148
Join date : 17/01/2013 Age : 344 Skąd : Apalapucia
by Hunter Howard Nie Cze 22, 2014 10:14 pm Ach, zapomniałem jeszcze o rozrywce. - A więc jednak. Myliłem się. Nie różnisz się od innych Władców. Jesteś dokładnie taka sama. Po trosze się z nią drażnił, bo chciał, żeby pokazała, że znów się mylił, a po trosze mówił do siebie i znów chciał zostać w samotności. Nie próbował już jej zatrzymywać fizycznie. Odwrócił się i podszedł powoli do swojego fotela, by tam usiąść i zapalić papierosa. W międzyczasie mamrotał do siebie: - Tak, wtedy też się tak zdawało, że on się różni. Był taki młody i hardy. Myślał, że może już wszystko osiągnąć. Sądził, że potrafi uleczyć całe zło tego Wszechświata. Zamiast tego tylko je wyzwolił. I zrobił jeszcze masę innych rzeczy... Jak on się nazywał...? Belaris? Bileris? A, nie: Borealis - ostatnie słowa wypowiedział już bardzo cicho z półprzymkniętymi powiekami. Nie wiedział, czy kobieta go opuściła, a jeśli tak, to kiedy to zrobiła. Hunter Howard
- Liczba postów : 94
Join date : 04/05/2013 Age : 889
by Sponsored content Sponsored content
Pozwolenia na tym forum: Nie możesz odpowiadać w tematach
| |