|
by Dorian White Nie Cze 23, 2013 9:42 am Dorian White- Moderator
- Liczba postów : 58
Join date : 21/11/2012 Age : 797 Skąd : Gallifrey
by Robespiere Donovan Pon Cze 24, 2013 7:51 pm Młodziutka studentka uniwersytetu Sapienza, która właśnie wkroczyła do jednej z sal wykładowczych, z zaciekawieniem rozglądała się po wnętrzu w kształcie amfiteatru. Jej wzrok spoczął na mężczyźnie pochylonym nad katedrą. Gdyby nie to gdzie stał, z łatwością można by go było wziąć za jednego ze starszych studentów. Robespiere Donovan, bowiem to był właśnie ów mężczyzna, skrobał zapamiętale po kartce. Jego obliczeniom znów czegoś brakowało. Jakiegoś małego, ale cholernie istotnego elementu, który upierdliwie wciąż umykał profesorowi. - Profesorze Donovan - rozległ się w sali nieco niepewny studencki głosik, który nie dotarł jednak do adresata. - Źle! - warknął głośno Gordon. Niemal z furią zgniótł kartkę z obliczeniami i cisnął nią między rzędy siedzeń. Dopiero teraz jego oczy napotkały przybyłą dziewczynę. Wyraz twarzy miała dość nieokreślony. W każdym razie patrzyła na Roba jak na kogoś, kogo dopiero co wypuszczono z zakładu psychiatrycznego. Robespiere nie przejął się tym wcale. Posiadanie opinii dziwaka bez większych konsekwencji było profesorskim przywilejem. - Słucham - rzucił opanowanym już tonem. Dziewczyna postąpiła o kilka schodków w jego stronę. - Miałam to panu dostarczyć - powiedziała schodząc jeszcze niżej. W miarę jak się zbliżała, Rob coraz dokładniej ją obserwował. Była to całkiem ładna młoda kobieta, ewidentnie z wymiany studenckiej, o czym świadczył nie tylko akcent. Miała bardzo zgrabne nogi, które mogły z czasem stać się naprawdę mistrzowskimi, wystarczyło odpowiednio długo ponurzać je w niezawodnym włoskim słońcu. Miała krótkie blond włosy obcięte na pazia, które sprawiały, że jej okrągła (nie mylić z gruba) twarz nabierała jeszcze bardziej młodzieżowego wyglądu. Rob widywał kiedyś na zdjęciach swoją babkę w niemal identycznej fryzurze. Odgonił od siebie szybko to wspomnienie i dalej skanował dziewczynę, czekając aż dojdzie do celu. - Z sekretariatu - oświadczyła podając mu kopertę zaadresowaną do działu fizycznego. Chciała się oddalić, ale Robespiere poprosił ją by zaczekała. - Jeśli chcą mnie wyrzucić, to miło by mi było mieć przy sobie kogoś, kto mnie podniesie na duchu - zażartował. Dziewczyna uśmiechnęła się, niepewna jak powinna zareagować. Świeżaki - zauważył z rozbawieniem. Z braku nożyka do listów, rozerwał zwyczajnie papier, wyjmując ze środka oficjalnie wyglądające pismo. Czytał przez chwilę wydając z siebie co chwilę ciche hmm.... Podniósł oczy z wyrazem zamyślenia na twarzy i wpatrzył się w odległy kąt sali. - Coś poważnego? - zdobyła się na pytanie blondynka. Gordon spojrzał jej w oczy i stwierdził: - Śmiertelnie poważnego. W kierunku Ziemi leci ogromna asteroida i zostałem poproszony o zaprojektowanie niszczycielskiej rakiety, która nas ocali - zamilkł i wpatrywał się w nią z napięciem. Nagle zaczął się śmiać. - Żartowałem. Mam sprawować nadzór merytoryczny nad jakimś filmem science fiction, którego ekipa niedługo przyjeżdża do Rzymu. Zgodziłabyś się na moim miejscu?Studentka była chyba odrobinę skołowana. - Ja? Chyba tak, chociaż akurat nie znam się na fizyce - odparła po chwili zastanowienia. - Na jakim wydziale studiujesz? Nie dosłyszałem - dopytał. - Wydział prawa, ale przyjechałam tu tylko na pół roku. Jestem z programu wymiany studenckiej. Robespiere uśmiechnął się szelmowsko, przecież doskonale to wiedział. - Wymiana powiadasz. To fascynujące, bo nigdy nie miałem przyjemności bliższego poznania studenta z zagranicy. Na kierunkach ścisłych nigdy nie ma ich tak wielu z innych krajów, język ludzi widocznie przerasta. Niemniej kilkoro z moich uczniów niewątpliwie mogłoby z czegoś takiego skorzystać i myślę, że warto byłoby im pomóc. Może zechciałabyś mi zreferować dokładniej ten system wymian? Oczywiście nie teraz, wiem, że musisz być zajęta.- Mam przyjść po wykładach? - Dokładnie. Jeśli oczywiście masz chęć - uśmiechnął się tak czarująco, jak to tylko Włosi potrafią. - Zobaczę jeszcze czy będę mogła. W przeciwnym razie postaram się podesłać panu jakieś materiały dotyczące wymian, do poczytania. - Jesteś bardzo uprzejma, dziękuję ci. Dziewczyna opuściła salę nie wiedząc co myśleć o tym dziwnym nauczycielu, sam Robespiere powrócił zaś do swoich obliczeń. *** Wybrzeże rzeki Tyber jest doskonałym miejscem na nocne spacery, zwłaszcza we dwójkę. Trzymające się za ręce, przytulające, czy rozprawiające cicho o wszystkim pary to widok całkiem zwyczajny. Rob też wielokrotnie był już na takim spacerze, jednak nie dziś. Studentka z wymiany faktycznie przysłała mu materiały do poczytania, wewnątrz których dorzucony był też liścik o tym, że sama nie przyjdzie, bo jest zajęta rozpakowywaniem. Gordon nie przejął się zbytnio tym faktem. Nie pierwsza i nie ostatnia to dziewczyna na świecie. Donovan szedł wolno wyciszając się po dniu intensywnej pracy. Początek i koniec roku zawsze były najgorsze ze względów administracyjnych. Mężczyzna zastanawiał się czy nie wpaść do któregoś baru na drinka lub dwa. Właśnie przechodził koło lokalu o wdzięcznej nazwie "Maud". Bywał tu od czasu do czasu, jako że miejsce znane było z wybitnego Carpaccio z tuńczyka z kaparem, serem i pieprzem, do którego zawsze podawano świeży, chrupiący chleb. Czemu nie? - przemknęło przez myśl fizyka. Minimalistyczne wnętrze zawsze mu się podobało. Dom miał urządzony w podobnym stylu. Przysiadł na jednej z ogromnych białych kanap obitych skórą i czekał, aż zostanie obsłużony. Kraje Basenu Morza Śródziemnego miały tę cudowną właściwość, że życie właściwie nigdy tu nie zamierało. O dowolnej godzinie, nawet nocnej, można było liczyć na pełen profesjonalizm kelnerek i szefów kuchni. Leary wodził opuszkiem palca po krawędzi szklanki wypełnionej wermutem, wyślami błądząc po jakichś odległych miejscach. - Nad czym tak rozmyślasz profesorku? - wyrwało go z zamyślenia pytanie. Brunet podniósł wzrok i skupił go na szczupłej twarzy szatynki, która właśnie przysiadła na kanapie obok niego. - Dobry wieczór Meredith - zagadnął uprzejmie. - Dawno cię nie widziałem.- Mniej więcej od czasu, kiedy skończyłam studia? Czyli od początku zeszłych wakacji. - Tak, faktycznie. Jakże ten czas leci. Jak ci się powodzi? - pytał wciąż uprzejmie, zastanawiając się czy kilka miesięcy wcześniej obiecywał jej, że zadzwoni, czy też nie. - Zaskakująco dobrze - odparła kobieta z uśmiechem modliszki na twarzy. - Wyobraź sobie, że odnalazłam w końcu swoją prawdziwą miłość. Jesteśmy zaręczeni - dodała prezentując dumnie tradycyjny pierścionek z oczkiem. Robespiere odetchnął z ulgą. - Gratuluję. Kiedy ślub?- Jutro. To jest mój ostatni wieczór wolności, tradycja nakazuje by był naznaczony szaleństwem i jakiż to przypadek? Spotkałam ciebie. Nie sądzisz, że to znak? - Nie jestem pewien. W każdym razie sądzę, że to jest wieczór panieński, a panną nie jestem, więc raczej nie przyłączę się do ciebie i twoich koleżanek, gdziekolwiek są. - odparł wciąż uprzejmie. - Och proszę! - jęknęła kobieta. - Będzie fajnie. Dziewczyny już nie mogą się doczekać, aż poznają mojego ulubionego profesorka, o którym tyle im naopowiadałam, albo opowiem. Rob zaczął się śmiać. Za jakże podstępną uważała się ta kobieta, która najwyraźniej myślała, że można go zaszantażować czymś takim. Patrząc na nią nie miał ochoty nigdy, ale to nigdy w życiu wiązać się z kimś na dłużej. - Nie boję się twoich plotek. Doskonale wiesz jednak, że łamanie zasad to moja specjalność, więc niech ta noc będzie dla ciebie prezentem ślubnym. Chodźmy zaszaleć - podniósł się ze swojego miejsca i pomógł wstać nieco już wstawionej kobiecie. *** Obudził się wcześnie rano owinięty w puchową kołdrę. Pomimo tego, iż otoczony był miękkim materiałem, nie leżał na łóżku, tylko na podłodze. Tuż obok, z głową wtuloną w jego klatkę piersiową, leżała jakaś ruda dziewczyna, której zupełnie nie kojarzył. Uważając, by jej nie obudzić wyplątał się z pościeli i zaczął zbierać swoje rzeczy. Za oknami dopiero nastawał świt. Robespiere uzupełnił swoją garderobę i wymknął się z mieszkania. Za pomocą telefonu komórkowego ustalił swoje miejsce pobytu i rozpoczął wędrówkę powrotną do domu. O tej porze również nie brakowało na ulicach ludzi. Część z nich była w podobnej sytuacji co Rob, inni zajmowali się joggingiem czy też różnej formy działaniami artystycznymi. Donovan mijał ich wszystkich bez szczególnego zainteresowania, aż doszedł do swojego mieszkania. Był to ekskluzywny penthouse z bardzo inspirującym widokiem na Koloseum. Gordon wparował do środka, nie dbając o to, czy obudzi sąsiadów. Oni i tak wiedzieli, że nie ma sensu próbować mu cokolwiek wyperswadować. Większość słyszała opowieści o jego pracy, dobrym urodzeniu, szanownej babce i wielu pokoleniach jej szanownych przodków. Wszyscy zatem zgodnie dziwili się, jakim cudem młody Donovan mógł czasem być tak niepokornym. Na szczęście nie był to stan permanentny, zatem kilka trzasków czy głośnych dźwięków, mogli zrzucać na karb typowej "ekscentryczności bogacza", a rozpowiadając, jakiego to dziwaka mają w sąsiedztwie, wydawali się swoim znajomym bardziej jeszcze interesujący. Niemniej Robespiere nie dbał o ich opinię i, tak jak miał na to ochotę, rzucił się na swoje ogromne łóżko. Myślał, że przechadzka rozbudzi go doszczętnie, tym razem jednak się mylił. Momentalnie zasnął. *** Był światłem. Ulotną, choć niemal płynną masą błękitnego blasku. Wirował zamknięty w przezroczystej przestrzeni, próbując się zatrzymać. W końcu udało mu się ustabilizować obraz i teraz mógł spoglądać przez bezbarwną barierę. Dookoła "klatki", na wysokości jego stóp, rozciągały się połacie przycisków i dźwigni we wszystkich kolorach tęczy. Przy pewnej sekcji pracował jakiś mężczyzna. Miał pewnie koło czterdziestu lat i wyglądał, jakby bardzo się nad czymś głowił. - Hej Lorano! Jeszcze raz, gdzie chciałaś lecieć? - krzyknął przez ramię mężczyzna. - Na Androzani - dobiegła w tyłu odpowiedź. Był to melodyjny, kobiecy głos, na dźwięk którego brunet przy konsoli szeroko się uśmiechnął. - Jakie to miało współrzędne - mruczał do siebie, przechodząc do innej części panelu sterowania. Człowiek zerknął na monitor, starając się odszukać zapomniane dane. Nagle, wszystko się zachwiało, później znowu. Wyraźnie zaniepokojony mężczyzna zerknął znów na ekran. - Mamy problem. Właśnie wlecieliśmy przypadkowo w strefę kamieni i pyłów okołoplanetarnych - krzyknął znów. - Oj Anthony, nie panikuj. Włącz osłony - kolejny raz nadeszła odpowiedź. - Nie pamiętam jak! W tym momencie wszystko zatrzęsło się jeszcze bardziej i brunet stracił równowagę.*** Dźwięk budzika nieubłaganie dobijał się do świadomości Roba, zmuszając go do otworzenia oczu. Z pewną trudnością podniósł się do pozycji siedzącej. Roztrzepał i tak potargane już włosy i przejechał dłońmi po twarzy. Co za noc - pomyślał. Na szczęście nigdy nie pamiętał snów, więc już po chwili poczuł się nieco bardziej rześki. Wstał z posłania, wyłączył budzik i zabrał się za ogólne ogarnianie swojej postaci. W piętnaście minut doprowadził się do stanu używalności i był właściwie gotowy do wyjścia. W drodze na uniwersytet wpadł jeszcze do Starbucksa po kawę. Drzwi do swojej sali wykładowczej otworzył z zaledwie pięciominutowym spóźnieniem. Jakież było zatem jego zdziwienie, gdy ujrzał stojącego za katedrą profesora Linguinniego, który zwykle go zastępował. - O czym nie wiem? - spytał od drzwi, a przez myśl przemknęło mu, że może go jednak zwolnili. - Miałeś być na planie z producentami filmowymi. Dostałeś pismo, prawda? - To już dziś? No dobra, proszę zatem kontynuować zajęcia, a ja przejdę się do sekretariatu.Wyszedł i podążył tam, gdzie zapowiedział, że pójdzie. - Gdzie ten film? - spytał, gdy tylko otworzył drzwi. Sekretarka obrzuciła go niechętnym jak zwykle spojrzeniem i zwróciła się znów do mężczyzny, z którym rozmawiała przed chwilą. - Proszę, oto i profesor Donovan, którego pan szukał. Gordon przeniósł wzrok na nieco niższego od siebie blondyna w niezbyt drogim garniturze, który właśnie szedł do niego z wyciągniętą ręką. - Witam, nazywam się William Loch i przysłano mnie, bym pana sprowadził na spotkanie z producentem. - Świetnie, bo przyszedłem tu właśnie w tej sprawie - odparł Rob ujmując jego dłoń. Nie czuł żadnego wewnętrznego przymusu, by przedstawić się samodzielnie. Być może dlatego, że ten mężczyzna ewidentnie był tylko posłańcem. - Myślę, że możemy porozmawiać w drodze - dodał, rzucając z ukosa spojrzenie wścibskiej sekretarce. Nie miał pojęcia dlaczego tak go nie znosiła. Wyszedł z Williamem przed główny budynek uniwersytetu, gdzie został poprowadzony do lśniącego Bugatti, który równie dobrze mógł uchodzić za cywilny samochód mafii. Niezły muszą mieć budżet. W drodze dowiedział się kilku ciekawych faktów odnośnie produkcji i głównych założeń scenariusza. Poznał też część nazwisk z obsady, te niestety niewiele mu mówiły. Po przyjeździe na miejsce, jak się okazało było to aż na przedmieściach, Robespiere został poprowadzony do "kwatery głównej", gdzie zebrać się mieli najważniejsi dla tej produkcji ludzie. Robespiere Donovan
- Liczba postów : 77
Join date : 20/06/2013 Age : 37 Skąd : Italy
by Ethan Carter Pią Cze 28, 2013 6:15 pm Ethan w skupieniu kartkował scenariusz podsunięty mu przez reżysera. Pospisznie przebiegał wzrokiem po tandetnych, suchych dialogach, z każdą chwilą coraz bardziej tracąc cierpliwość. Wiedział, że to spotkanie nie miało najmniejszego sensu, ale Jenna, jego menadżerka, uparła się, że powinien przyjść. "Ten film ma potencjał, trafisz na pierwsze strony gazet!" - zapewniała entuzjastycznie. Na pierwsze strony z takim gównem? Rzucił na biurko plik papierów, który lądując wydał z siebie żałosne plaśnięcie. - Nie ma szans - orzekł sucho i opadł na oparcie. Jenna, która siedziała na krześle obok, spięła się i wyprostowała. Na bank czeka mnie potem reprymenda - pomyślał z lekkim rozbawieniem. - Ethanie - odezwał się łagodnie Elliot, główny reżyser tego szajsu, robiąc przy tym zakłopotaną minę. - Nie podejmuj pochopnych decyzji. Przemyśl to jeszcze. - Nad czym tu się zastanawiać? - zapytał, podnosząc głos. Był już dość silnie poirytowany. - Chcecie mi zwalić nazwisko takim gniotem?! - Opanuj się - postanowiła wtrącić się Jen. - To tylko propozycja. - Mamy naprawdę wysoki budżet - ciągnął Elliot, zupełnie niezrażony wybuchem aktora. - Zrobimy z tego perełkę kinematografii na światowym poziomie! Słysząc słowo "budżet", Ethan rozchmurzył się nieco. Słuchał dalej. Reżyser już wiedział, że znalazł czuły punkt Cartera. - Twoją kompankę zagra Carrie Parker. Już wyraziła zgodę. Ho ho. Budżet rzeczywiście jest wysoki - pomyślał. Jak inaczej namówili by Carrie na tak beznadziejną rolę? Przeniósł wzrok z Elliota z powrotem na scenariusz i zdecydowanym gestem pchnął go do przodu. Celowo przesadził z siłą, kartki rozsypały się z szelestem na podłogę. - Podrasujcie to - zażądał wstając. Wymaszerował z pomieszczenia, zostawając Jennę sam na sam z rozradowanym reżyserem.
***
Był w trakcie swojego coczwartkowego treningu na siłowni, gdy zadzwonił telefon. - Załatwiłem dwóch nowych specjalistów, dokonali cudów z tym skryptem! - Elliot darł mordę do słuchawki, ekscytując się jak sześcioletnia dziewczynka na widok budki z lodami. Ethan westchnął przeciągle. - Sam nie wiem... - odparł od niechcenia. Oczywiście blefował. Wiedział, że zagra w tym gównie od momentu, kiedy Jenna przedstawiła mu propozycję honorarium. - Ten koleś, Rob, jest jakimś ważniakiem na pobliskim uniwerku - tłumaczył El zapamiętale. - Nafaszerował dialogi trudnymi słowami, pomógł nam dopracować projekt statku, w tym tygodniu rusza budowa! Na początku przyszłego miesiąca zaczynamy kręcić! Z tobą ten film zdobędzie oscara! - Pomyślę - rzucił Ethan szorstko i rozłączył się. Odłożył komórkę z powrotem na ziemię i powrócił do przerwanej czynności, tj. do kolejnej serii wyciśnięć. Film filmem, ale nie można zaniedbać rzeźby.
***
- Tak, jestem już w drodze. Nie, nie trzeba, poradzę sobie – mówił Carter znużonym głosem, trzymając telefon przy uchu. W drugiej dłoni trzymał kartę od swojego pokoju, obracając ją nieuważnie w palcach. Leniwie schodził po hotelowych schodach, niespiesznie udając się do recepcji. - Za dziesięć minut – skłamał płynnie i zakończył rozmowę. - Dzień dobry! – przywitał się pogodnie z recepcjonistką, która na jego widok wstała i niezbyt dyskretnie poprawiła bluzkę, uwydatniając i tak już głęboki dekolt. - Jak mija poranek? -zagadnął uprzejmie i puścił do niej oko, przesuwając po ladzie swoją kartę w jej kierunku. Oczywiście nie zamierzał czekać na odpowiedź i po prostu płynnym krokiem oddalił się w kierunku drzwi. Pod hotelem czekało już na niego auto. Nieźle – pomyślał na widok czarnego Bugatti. Z gwiazdorskim uśmiechem wpakował się do środka. Po godzinie stania w korku w centrum Rzymu, kierowca w końcu zdołał dowieźć Ethana na plan. Pierwsze sceny mieli kręcić na przedmieściach, gdzie było względnie kameralnie jeśli chodzi o potencjalnych psychofanów. Elliot siedział na swoim rozkładanym krzesełku reżyserskim i debatował o czymś z Carrie, która wyraźnie była nie w humorze i na coś kręciła swoim gwiazdorskim noskiem. Tuż obok tej dwójki siedział jeszcze jakiś koleś, którego Ethan zupełnie nie kojarzył. Wszędzie po planie kręciły się najróżniejsze osoby, dostrajając na bieżąco scenografię i dopinając wszystko na ostatni guzik. Tak, jak zaplanował – przyjechał jako ostatni. Idealnie. - Carrie, skarbie – udał, że cieszy się na widok dziewczyny o zniewalających blond lokach i uśmiechnął się ujmująco, podając jej jednocześnie dłoń. Złożył przelotnego całusa na policzku aktorki, po czym zwrócił się do Elliota: - Nie ociągajcie się tak, zaczynamy! Ethan Carter
- Liczba postów : 24
Join date : 28/06/2013 Age : 39 Skąd : London
by Robespiere Donovan Pią Cze 28, 2013 8:20 pm To, co miało być tylko błahą konsultacją merytoryczną, okazało się, prawdziwym, długoterminowym zobowiązaniem. Ten stary Lingiunni już dawno by tu wykitował – myślał wielokrotnie Robespiere, pochylając się nad niemal martwym, bo tak nieemocjonującym, tekstem scenariusza i czekając aż Will przyniesie mu kolejną kawę. Co zadziwiające, koncepcja nie okazała się tak wielkim niewypałem, jak początkowo sądził. Z każdą kolejną poprawioną sceną, coraz wyraźniej mógł wyobrazić sobie końcówkę filmu, która doprowadzi rzesze widzów do łez i całkowitego kinematograficznego katharsis. Dni mijały, a on rozkręcał się coraz bardziej. Systematycznie stawał się też bardziej rozpoznawany wśród ludzi kręcących się po planie. Właściwie to sam do końca nie wiedział dlaczego, skoro przez większość czasu pracował w odosobnieniu, a wychodził ze swojej kryjówki tylko po to by doglądać montowania statku i na nocleg w domowym zaciszu. Widocznie plotki o tym, kto dobrze trzyma z reżyserem szybko się rozchodzą – zwykł myśleć, gdy widział machających do niego już ze znacznych odległości stażystów. Dotychczas nie dane mu było jednak poznać żadnej z podobno wielkich gwiazd, które miały się w filmie pojawić. W jego zamyśle miało to zresztą nigdy nie nastąpić. Był święcie przekonany, że gdy wszystko będzie gotowe, Elliot uprzejmie mu podziękuje, wypłaci należne honorarium i zaproponuje podwózkę do domu. Nic takiego się jednak nie stało. Dni mijały, scenografia była już zmontowana, a reżyser wciąż czegoś od Roba chciał. Tak też Gordon spędzał w otoczeniu makiet codziennie kolejne godziny, doliczając stosowną ilość Euro do swojej wypłaty za każdą z nich. *** Leary obudził się jak zwykle, z pomocą budzika, co zawsze jednoznacznie przekonywało go o tym, że nocował we własnym domu. Podniósł się na łokciu i spojrzał w wyświetlacz interaktywnego kalendarza. - Dziś zaczynają zdjęcia, tak? – wymamrotał niemal przez sen. - Tak profesorze Robespiere – odpowiedziało uczynne urządzenie. Donovan stoczył się z łóżka, zupełnie dosłownie, spadając tym samym na podłogę. Leżał tam przez chwilę wchłaniając ostatnie drobinki ciepła z ekotermicznej pierzyny. Z ociąganiem wstał i rozpoczął mozolny proces ubierania. Gdy wreszcie skończył przygotowania i zszedł na dół, okazało się że w hallu, czekał na niego nie kto inny, jak William Loch, który w ostatnich dniach stał się niemal jego prywatnym asystentem. - Dzień dobry panie Donovan, przyniosłem śniadanie, jak zwykle – oświadczył z szerokim uśmiechem, wręczając Robespiere'owi średniej wielkości torbę z szarego papieru. Gordon przyjął ją skinąwszy głową, po czym skierował swe kroki do czekającego na nich samochodu. *** Siedział znudzony koło Elliota po raz setny przeglądając zapiski techniczne modelu statku. Wszystko miało być doskonałe, co do najmniejszej lampki. Przez chwilę wydawało mu się, że znalazł błąd, toteż pogrążył się głęboko w obliczeniach, sprawdzając jeszcze raz. Podniósł głowę znad kartek z głębokim przeświadczeniem, że coś go ominęło i to chyba coś ważnego. Istotnie, po dokładniejszych oględzinach otoczenia zauważył, że nieopodal pojawiła się ponadprzeciętnej urody kobieta. Carrie Parker - jak zdołał się domyślić. Najwyraźniej została mu przedstawiona, gdy zajmował się liczbami i teraz, śmiertelnie obrażona postanowiła zupełnie odrzucić pomysł o istnieniu na świecie takiego osobnika jak Robespiere Donovan. Prawdopodobnie było już trochę za późno, żeby tę sytuację zmienić, toteż Rob powrócił do studiowania zapisów matematycznych. Przerwało mu dopiero przybycie ostatniego gwiazdora. Spóźniony bardziej niż to nawet pannom młodym wypada, aktor od wejścia rozpoczął rozstawianie wszystkich po kątach, a Elliot nawet nie pisnął. Marionetka – Rob z pogardą pokręcił głową słysząc jak reżyser dołącza się do Cartera i zaczyna wszystkich pospieszać. *** - Iiiiiiii...Akcja! - Uruchamiam napęd nadświatłowy! - oznajmiła z mocą Carrie, po czym wdusiła odpowiedni guzik. Siłę przyspieszenia uwydatniła swoją grą aktorską, wychylając się w przód, również po to, by zaprezentować wszystkim jak dobrze jej biust prezentuje się w obcisłym, futurystycznym kostiumie. - Stop! – rozległ się na sali ostry krzyk Donovana. Zaskoczone spojrzenia poszybowały w jego kierunku, gdy ten podnosił się z miejsca. - Ja przepraszam ale to jest dosłownie jakaś kpina – zwrócił się do Elliota, podchodząc bliżej modelu statku, wypełnionego aktorami, dźwiękowcami i kamerzystami. - Po pierwsze, to jest napęd nadświetlny, nie nadświatłowy. Chyba nie jest to aż takie trudne do zapamiętania. – Nawet dla tlenionej, cycatej blondynki - ikony stereotypu. - A po drugie - przejechał dłońmi po włosach, roztrzepując swoją fryzurę w geście frustracji. - No na miłość Nauki! To jest pęd! Ta energia ma wtłaczać w fotele, a nie wyciągać do przodu... aktorki.Aż sam nie mógł w to uwierzyć. Tyle pracy, tyle wysiłku, taki budżet, a teraz to wszystko w ciągu zaledwie chwili mogła zniszczyć nieświadomość fizyczna odtwórców ról. Na planie przez chwilę zaległa cisza. Chyba nikt wcześniej nie ośmielił się wytknąć pannie Parker błędów w obecności wszystkich. Nie ważne, stać mnie na obronę ideałów – z zaciętą miną wpatrywał się w obecnych, z których większość nie była chyba pewna co mają zrobić. - Proszę to poprawić – podsunął uprzejmie rozwiązanie. Robespiere Donovan
- Liczba postów : 77
Join date : 20/06/2013 Age : 37 Skąd : Italy
by Zoe Cameron Pią Cze 28, 2013 9:50 pm Na planie Zo była już kilka dni. Jednak nie rozpoczęła jeszcze jako takiej pracy. Na razie przeczytała jedynie scenariusz (według niej zapowiadał się interesująco) i buszowała wszędzie. Chciała jakoś zbadać ten statek, bo wydawało się jej, że ten, kto go zbudował, miał sporą wiedzę na ten temat. Jednak ciągle się przy nim ktoś kręcił – a to scenarzysta, a to jakiś młody przystojniak. I nie było jak!
***
Akurat była w pobliżu, kiedy zaczynali kręcić pierwszą scenę. Stanęła zaciekawiona i przyglądała się. Nie zdziwiła się, kiedy tamten znajomy już jej ekspert zaczął się zżymać, widząc grającą gwiazdkę świecącą cyckami. Jemu naprawdę chodzi o wiarygodność… Nie bardzo wiedząc, co robi, wyszła zaraz za mężczyzną i powiedziała po jego słowach: - No właśnie! Przecież to tak trzeba zrobić! – i dosłownie wyglądało to jakby wtłoczyła się w fotel stojący bliżej Parkerówny. Ona zaś była tak zaskoczona zasłyszanymi słowami, że tylko stała i lekko otworzyła usta ze zdziwienia. Zoe Cameron
- Liczba postów : 123
Join date : 22/12/2012 Age : 526 Skąd : Gallifrey
by Ethan Carter Pon Lip 01, 2013 3:25 pm Jeszcze tego samego dnia okazało się, że dużym błędem ze strony Ethana było niekojarzenie gościa, który plątał się wokół Elliota. Koleś z jakichś trudnych do wyjaśnienia względów stał się czymś na kształt prawej ręki reżysera i we wszystko wścibiał swój przemądrzały nos. Pierwszą nieprzyjemną lekcję na ten temat otrzymała Carrie, gdy zbyt zajęta wypinaniem cycków totalnie nie wczuła się w prawidłową grę aktorską. Najpierw raban podniósł cały ten Rob, łapiąc się za głowę i opieprzając gwiazdeczkę, która tak nawiasem mówiąc mogłaby zruinować mu życie jednym skinieniem palca. Parker jednak tylko poczerwieniała na twarzy i dzielnie zniosła krytyczne uwagi. Jako że Elliot nie zareagował, też pewnie zdała sobie sprawę z roli, jaką pełnił tu będzie Donovan. Inaczej natomiast cała sprawa zaczęła wyglądać, gdy do dyskusji włączyła się pewna ruda lala. Carrie najpierw zupełnie znieruchomiała, następnie zaczęła wściekle dyszeć, a zaraz potem rozpoczęła się jej klasyczna histeria. - Elliot?! Co to za ruda idiotka i co tutaj robi?! Jak ja mam według ciebie pracować w takich warunkach?!! - powoli się już hiperwentylowała, toteż Carter odsunął się nieznacznie, zachowując bezpieczny dystans między nimi, na wypadek gdyby blondynce miało całkiem odwalić. - To jest... - zaczął reżyser, obrzucając rudą skonfundowanym spojrzeniem. Nie był w stanie udzielić odpowiedzi na to pytanie, Ethan mu się nie dziwił, bo na planie pracowały dziesiątki osób. - Rob, ucisz swoją znajomą, albo zostanie wyprowadzona z planu. A zresztą, pół godziny przerwy, wszyscy! Carrie, doprowadź się do porządku. To była doskonała okazja, żeby skumać się z Donovanem. Ethan przywdział na twarz zainteresowanie i ruszył w kierunku faceta. - Muszę przyznać, Elliot, że masz nosa do ludzi - zaczął, zupełnie na reżysera nie patrząc. - Scenariusz zaczyna zapowiadać się całkiem nieźle. Nie miałem wcześniej okazji uchwycić twojego imienia - skłamał, zwracając się już bezpośrednio do Donowana. - Rob, tak? Jestem Ethan - przedstawił się uprzejmie, nie dodając swojego nazwiska. Przecież rozmówca je doskonale znał. - Świetna robota - dodał jeszcze, potrząsając dłonią mężczyzny w geście uznania. Ethan Carter
- Liczba postów : 24
Join date : 28/06/2013 Age : 39 Skąd : London
by Robespiere Donovan Sob Lip 06, 2013 9:51 pm Niespodziewane poparcie jego tez, w postaci zuchwałej rudej dziewczyny zaskoczyło również i jego. Czy nie wyraziłem się już wystarczająco jasno? To jakiś specjalny retard-translate? - zastanawiał się przez chwilę. Być może jednak bodziec ten był potrzebny, bo wszyscy wybudzili się jakby nagle z letargu zaskoczenia. Obrażalska Carrie rozpoczęła swoją tyradę, dla której podkreślenia, gdyby mogła, ciskałaby piorunami z oczu. Teraz powiedzieć, że jest na mnie zła to ostry eufemizm - nasunął mu się wniosek poczynionych obserwacji, na który uśmiechnął się pod nosem.
- Nie znam jej - sprostował tylko wypowiedź Elliota, podkreślając swoje słowa szybkim gestem wskazania... niczego w zasadzie konkretnego, palcem. Tak, jakby kolejny raz wytykał komuś błąd. Panna Parker minęła go niczym huragan, piorunując go wzrokiem. Wytrzymał jej spojrzenie, a nawet przeciągnął je na nieco dłużej, odwracając za nią głowę. Podobno od nienawiści do miłości jest zaledwie jeden krok - przemknęła mu przez głowę zuchwała myśl, rozbawiając go nieco.
Jak widać scenka sprzed chwili całkowicie zlikwidowała resztki jego bariery niewidzialności, bowiem oto sam największy gwiazdor filmu, Ethan Carter zechciał odwiedzić go z wizytą zapoznawczą. Skinął głową, potwierdzając swoją tożsamość, po czym odwzajemnił uścisk dłoni. - Za to mi płacą - odparł rzeczowo. Doskonale wiedział, że był najlepszy i nie potrzebował w związku z tym faktem żadnych zapewnień, jednak mała pochwała zawsze jest przyjemna, czyż nie? Nawet taka nie do końca szczera. Po chwili zastanowił się jednak: Czy Carter miał z tą robotą na myśli skrypt, czy też cieszy go moja interwencja w sprawie tej Parker? Ostatecznie zdecydował się na pierwszy wariant. Przecież jakaś solidarność międzyaktorska musi chyba istnieć - uznał, nieco może naiwnie. - Oczywiście o wartości scenariusza tak naprawdę zadecydują odtwórcy ról. Zostawiliśmy dla was specjalne miejsca na improwizację i własną interpretację, oczywiście w zgodzie z logiką - uśmiechnął się, nadając temu brzmiącemu pewnie dość dyrektorsko stwierdzeniu formę lekkiego żartu. Kątem oka uchwycił błysk jaskrawej, pomarańczowej czupryny. Jej szczęśliwą, lub może nie, właścicielką była owa bezczelna niewiasta. Pięć sekund sławy - skwitował cały ten ambaras w myślach. Po co jej to było? Robespiere Donovan
- Liczba postów : 77
Join date : 20/06/2013 Age : 37 Skąd : Italy
by Zoe Cameron Pon Lip 08, 2013 8:59 pm I znowu błąd. Poważny błąd. Przypomnijcie mi, kiedy ostatnio wpakowałam się w kłopoty? To dobrze, że ta rozhisteryzowana aktoreczka nie jest prawdziwym potworem. Zoe siedziała dość spięta, kiedy ta nazwała ją rudą idiotką (a przecież to blondynki są głupie). Rozszerzyła też lekko oczy, gdy Parkerówna dyszała na nią jej plastikowymi cyckami i Zo zaczęła poszukiwanie w kieszeni jej dobrego klucza, którego jeszcze, niestety, nie dostała od Cada. Całe szczęście, że reżyser zarządził przerwę, a ta blondyna sobie poszła. W międzyczasie okazało się, że nikt jej nie zna i w sumie zrobiła z siebie głupa. Jak zwykle. Gdy to sobie uświadomiła lekko poczerwieniała, wstała i szybko odeszła z planu. Po drodze jednak pomyślała o tym człowieku, którego poparła. Musi się znać na rzeczy, skoro go zatrudnili i nikt nie podważał jego uwagi. Ciekawe, co jeszcze umie… Odwróciła się, spojrzała na niego… i podjęła decyzję. Raźnym już krokiem, przywołując uśmiech na twarzy podeszła do mężczyzny rozmawiającego z jakimś sławnym aktorem (jako Władczyni nie zbytnio go kojarzyła). Zaczekała chwilkę, nim tamten odpowie, a gdy oboje zwrócili na nią uwagę, zapytała znajomego-nieznajomego eksperta: - Tak się zastanawiałam: długo zajmujesz już się fizyką? I co robisz oprócz pomagania im – tu wskazała głową jego towarzysza – żeby to wszystko było bardziej science niż fiction? Zoe Cameron
- Liczba postów : 123
Join date : 22/12/2012 Age : 526 Skąd : Gallifrey
by Ethan Carter Pon Lip 08, 2013 9:36 pm Donovan oczywiście nie omieszkał pozadzierać swojego profesorskiego noska i zabawił się w mały wykład pod przykrywką beztroskiego tonu. Ethan przywołał na twarz wystudiowany uśmiech i udał, że wybitnie go bawi ten sztywny żarcik, wydając z siebie niezbyt głośne "ha, ha, ha". - Z tym niektórzy jak widać mogą mieć problem -dodał jeszcze wcale nie po to, by obrazić nieobecną Carrie, ale by nadać blasku samemu sobie. Ruda tymczasem zrobiła drugie uderzenie i niezrażona tym, że została niemal wywalona z planu, podeszła do rozmawiających w najlepsze mężczyzn. Zaczęła się przy tym ewidentnie wdzięczyć do Roba, co Ethan przyjął z pewnym zdziwieniem, jako że rzadko bywał w ten sposób ignorowany przez kobiety. Odwrócił obojętnie wzrok i rozejrzał się za swoją partnerką, jednak ta rzeczywiście potrzebowała chyba aż trzydziestu minut, żeby opanować emocje. Z braku innej opcji, jako że Elliot też się gdzieś chwilowo ulotnił, Carter wbił spojrzenie w średniorozgarniętego rudzielca i udawał zaangażowanego w rozmowę. Ethan Carter
- Liczba postów : 24
Join date : 28/06/2013 Age : 39 Skąd : London
by Robespiere Donovan Pią Lip 12, 2013 9:02 pm Ethan wydawał się być dość przyjemnym facetem. Wiedział jak odczytywać intencje rozmówcy i potrafił odpowiednio na nie reagować, więc dobrze się z nim rozmawiało. A raczej, dobrze BY się z nim rozmawiało, gdyby po raz kolejny nie pojawiła się ruda. Tłumiąc westchnienie irytacji, Rob wysłuchał jej pytań. Wstrzymał się przez chwilę z odpowiedzią, badając co też dziewczyna chciała nimi osiągnąć. Pierwsze co go zdziwiło, to ignorowanie z jej strony Cartera. Myślałem, że tylko ja to miałem zamiar robić. Odchrząknął i z nieco protekcjonalnym uśmiechem odpowiedział. - Od zawsze. Jestem profesorem. Interesuje mnie natomiast, co ty robisz. Jaka jest twoja rola w produkcji? Robespiere Donovan
- Liczba postów : 77
Join date : 20/06/2013 Age : 37 Skąd : Italy
by Zoe Cameron Sob Lip 13, 2013 4:24 pm Mężczyzna od razu nie odpowiedział, tylko popatrzył się na Zo takim specyficznym wzrokiem. Dziewczyna poczuła się trochę, jakby gdzieś na jej ciele był napis z nazwą nieistniejącej choroby, na którą miałaby cierpieć. I w związku z nią była ciekawym obiektem badawczym dla tego profesora. Brrr... - Ach, od zawsze... - raczej od urodzenia. - Więc może mogłabym ci coś pokazać. Choć w sumie... Nie... Jeszcze by nie zrozumiał... lub zrozumiał za dużo - Zoe mamrotała trochę do niego, a trochę do siebie i stopniowo ściszała głos, tak, że ostatnie zdanie było praktycznie niedosłyszalne. Po krótkiej chwili jakby się obudziła i mówiła już naturalnym tonem: Mam tworzyć muzykę do filmu. To znaczy grać. Na skrzypcach. Lubisz je? Zoe Cameron
- Liczba postów : 123
Join date : 22/12/2012 Age : 526 Skąd : Gallifrey
by Robespiere Donovan Sob Lip 13, 2013 10:09 pm Dziewczyna w dalszym ciągu zupełnie ignorowała Cartera. Dodatkowo, w pewnym momencie zaczęła do siebie mamrotać o pokazywaniu czegoś, co tym razem nie brzmiało ani trochę obiecująco. Donovan zaczął się natomiast zastanawiać czy z jej psychiką wszystko było w porządku. Wykorzystując chwilę jej zawieszenia, Rob rzucił Ethanowiznaczące spojrzenie. Zatytułowane było: "kolejna wariatka na planie tego dziwnego filmu.". To, jaką rolę pełniła w produkcji, lub jaką twierdziła, że pełni, tak naprawdę wcale nie wyjaśniało jej obecności w tym konkretnym miejscu. No bo dlaczego członek orkiestry przyjeżdża na plan? Popatrzeć sobie? - Grasz solo w oficjalnym klipie czy coś? - zastanowił się głośno. - Szczerze mówiąc nie lubię skrzypiec. Wolę organy kościelne. A ty Ethan? Miał nadzieję, że Carter wczuje się w sytuację i zacznie mówić. Dużo mówić. Mniej więcej tyle, żeby ta dziwna, i ewidentnie problematyczna dziewczyna zrozumiała, że przeszkodziła w dyskusji osób prawdziwie istotnych dla tej produkcji.
Bez urazy Zoe, Rob ma w sobie Narcyza Robespiere Donovan
- Liczba postów : 77
Join date : 20/06/2013 Age : 37 Skąd : Italy
by Ethan Carter Pon Lip 15, 2013 3:40 pm Ta rozmowa robiła się coraz dziwniejsza i coraz bardziej nudna. Pomarańczowowłosa uparcie zawracała głowę Robowi, który ewidentnie nie miał ochoty na prowadzenie z nią towarzyskiej konwersacji o dupie Maryni. Ethan wzruszył obojętnie ramionami w odpowiedzi na pytanie Donovana. - Nie interesuję się muzyką – odparł zgodnie z prawdą, nie patrząc na Rudą. Zamiast tego zerknął w bok i dojrzał Elliota kierującego się w ich stronę. Chyba wypadało w takim wypadku wracać do pracy. Carrie powróciła na plan z wyrazem twarzy profesjonalistki, znów spokojna i idealnie rozluźniona. Ethan zajął powtórnie miejsce u jej boku. - Światła, kamera... akcja! - wydarł się, jak zwykle przesadnie głośno, reżyser. - Uruchamiam napęd nadświetlny! - wykrzyknęła blondynka, z perfekcyjnym impetem wbijając się w swój fotel. Ethan zrobił oczywiście to samo.
***
Szedł powoli, z głową jak zwykle dumnie uniesioną do góry i z przyjaznym uśmiechem przyklejonym do twarzy. W jednej dłoni trzymał kubek ze Starbucksa, drugą rękę luźno zwiesił wzdłuż ciała, pozwalając jej lekko kiwać się w rytm stawianych przez siebie kroków. Choć nie dało się po nim tego poznać, doskonale wiedział, co się za chwilę wydarzy. Usłyszał odgłos zamykającej się migawki, toteż zaszczycił gwiazdorskim spojrzeniem dwójkę zachwyconych paparazzi. Idealne zdjęcie do portalu plotkarskiego - pomyślał z zadowoleniem i beztrosko wkroczył na teren planu, gdzie fotoreporterzy nie mieli wstępu. Był to drugi tydzień kręcenia i Ethanowi zdążyło już zbrzydnąć to niedzisiejsze miasto, pełne przesadnie opalonych kobiet z permanentnym PMS-em i zapatrzonych w siebie facetów z nadwagą. Z obrzydzeniem pomyślał o czekającym go kolejnym wieczorze spędzonym w którymś z rzymskich klubów dla VIP-ów. Skrzywił się nieznacznie. Z daleka wypatrzył stojącą nieopodal Carrie Parker, która z ożywieniem malującym się na swej ślicznej buzi, dyskutowała o czymś z Vicky, główną wizażystką. Za nimi stał Rob ze zdeterminowanym wyrazem twarzy i gdyby jego oczy mogły ciskać błyskawice, mała Parker byłaby już trupem. Ethan zaśmiał się w duchu, wyobrażając sobie, o jaką drobnostkę się najpewniej sprzeczają. Podszedł do poruszonej trójcy. - Witajcie - rzucił nonszalancko, nie kwapiąc się, by komukolwiek podać dłoń. Kątem oka dostrzegł Elliota, który stojąc kilka metrów dalej, rozmawiał o czymś z jakąś rudą dziewczyną. Ostatnio zmieniony przez Ethan Carter dnia Czw Sie 22, 2013 8:09 am, w całości zmieniany 1 raz Ethan Carter
- Liczba postów : 24
Join date : 28/06/2013 Age : 39 Skąd : London
by Zoe Cameron Pon Lip 29, 2013 9:04 pm Oczy Zoe stały się wielkie jak dwa spodki. Jeden lubił organy (LOL!), a drugi w ogóle nie lubił muzyki. Jak twierdzili. Dopiero po chwili Ruda doszła do wniosku, że po prostu zrobili ją w balona. A przynajmniej ten młody profesor. No bo kto jak kto, ale on nie wyglądał na takiego, co mu odpowiada muzyka organowa. Po prostu nie. A tamten aktor? A sorry, nie interesuje się muzyką. Ale chyba coś powinien lubić, c’nie? Dziwacy…Rozmowa po chwili się rozmyła, bo kręcenie filmu zostało wznowione, a wszyscy rozeszli się bez pożegnania. *** Nadszedł wreszcie dzień kręcenia oficjalnego klipu do filmu. Zo była podekscytowana, ponieważ bardzo lubiła grać i występować, a ta produkcja miała okazać się prawdziwą perełką. Wstała więc dość wcześnie i ruszyła do Vicky, głównej charakteryzatorki oraz Johna, głównego fryzjera. Po dość długim, ale miło spędzonym czasie, Zoe była gotowa. No, prawie. Zostało tylko nałożyć sukienkę. Miała kilka propozycji do wyboru i po chwili wahania włożyła białą na jedno ramię. Jednak, jak się później okazało, Elliot miał o tym inne zdanie. On wolał czarną z koronką na całej długości. Po chwili sprzeczki, mężczyzna, widząc, że sam jej nie namówi do zmiany garderoby, zwrócił się do stojących nieopodal osobników tej samej, co on, płci: - W której będzie wyglądać seksowniej? – wskazując najpierw na Zo, a potem na sukienki. Zoe Cameron
- Liczba postów : 123
Join date : 22/12/2012 Age : 526 Skąd : Gallifrey
by Robespiere Donovan Czw Sie 22, 2013 12:35 am Jeśli miał być ze sobą całkiem szczery to ostatnio coraz częściej miał ochotę dać sobie spokój z tym filmem. Niezliczoną ilość razy wyobrażał sobie już jak ciska swoim clipboard'em w Carrie Parker. Oczami wyobraźni obserwował samego siebie na tle eksplozji kartek pokrytych obliczeniami i uwagami, odchodzącego nonszalanckim krokiem z planu. Chcę swoje uniwersyteckie życie z powrotem. W tej chwili! - jęczał w myślach, wysłuchując kolejnej tyrady "Supernowej". - O tak supergwiazdko. Twoje mądrości błyszczą tak niesamowitym blaskiem, że od razu chce się odwrócić zawstydzony wzrok - i palnąć się w czoło, żeby wybić sobie to wszystko z głowy. Po raz tysięczny przewracał oczami, gdy zjawił się Ethan. - Dobrze, że nie powiedziałeś "Dzień dobry", bo znów musiałbym się z tobą nie zgodzić - rzucił w odpowiedzi na powitanie. - Potrzebuję przerwy - stwierdził i udał się do wewnątrz budynku B, w którym stały przygotowane atrapy wnętrz statków kosmicznych. Przysiadł w pierwszym napotkanym fotelu i z zamkniętymi oczami wdychał zapach teflonowej farby pokrywającej ścianki z płyty pilśniowej. Z zamyślenia wyrwał go jakiś hałas. Donovan otworzył oczy i rozejrzał się po pomieszczeniu. Wydało mu się, że zobaczył jakiś ruch za jedną z kosmicznych konsoli. Podniósł się ze swojego miejsca i wolnym krokiem zaczął zbliżać się do rekwizytu. - Kto tam jest? - spytał gdy znalazł się już dość blisko. - Aaa! - krzyknął krótko kobiecy głos, po czym rozległ się kolejny łomot. Rob wychylił się i zerknął za konsolę. Tuż przy niej leżała na podłodze młoda kobieta. - To powinno być zdecydowanie bardziej wytrzymałe - rzekła oburzona ukazując trzymaną r dłoni dźwignię, którą przed chwilą najwyraźniej oderwała od konsoli. - No nie! Co ty najlepszego robisz? - Rob wyrwał jej element z ręki i przyjrzał mu się z troską. - Odbiło ci? - zwrócił się znów do blondynki. - Jak można tak niszczyć rekwizyty? - Już weź przestań. Zwiedzałam tylko i chciałam zobaczyć jak solidne są te konsole. Jak widać niespecjalnie. - Zwie... zwiedzałaś? - Leary chwycił dziewczynę za nadgarstek i dość bezceremonialnie postawił do pionu. A później pociągnął ją do wyjścia. - Wkraczasz na teren prywatnej produkcji i rozpoczynasz dewastację. Tak wygląda twoim zdaniem zwiedzanie? - wygłaszał głosem, w którym wyraźnie zaznaczało się wzburzenie. - Jakkolwiek tego byś nie miał zamiaru nazwać, nie przypominam sobie, kiedy zdążyliśmy przejść na ty - odparła intruzka. - I raczej nie zdążysz. Ochrona, proszę zabrać tę panią z planu. Dewastowała atrapy. - O nie, tak to nie ma - zastrzegła blondynka i wyciągnęła z kieszeni skrawek papieru wielkością przypominający wizytówkę. - Mam pełne prawo tu przebywać - wyciągnęła kartonik w stronę pracowników ochrony i Elliota, który najwyraźniej wietrząc skandal zdążył się już zbliżyć. - Ależ oczywiście... pani inspektor Andraste - przeczytał z wizytówki reżyser. - Wybaczy pani, ale nie zostaliśmy poinformowani o pani przybyciu. - Nic nie szkodzi - odparła z uśmiechem blondi. - Właściwie, to taki był plan. Skoro jednak zostałam zdemaskowana, chętnie skorzystałabym z pomocy przy sprawdzaniu bezpieczeństwa na planie. Chociaż myślę, że to możemy załatwić również przy okazji pracy aktorów na planie... Robespiere nie słuchał jej wywodów. Był zły na nią i na to, że zrobił z siebie jeśli nie głupka to przynajmniej awanturnika. Zapomniał jednak o tym i zamarł na moment, bowiem wizytówka, którą inspektor Andraste wymachiwała na lewo i prawo była pusta. Da fuq? Robespiere Donovan
- Liczba postów : 77
Join date : 20/06/2013 Age : 37 Skąd : Italy
by Ethan Carter Czw Sie 22, 2013 9:02 am Rob zarzucił imponującym fochem i odmaszerował do usytuowanego najbliżej budynku. Na nikim nie zrobiło to wrażenia, jako że każdy już zdążył się przyzwyczaić do tego rodzaju zachowań pana przemądrzałego. Ethan tymczasem postanowił, że poudaje dziś troskliwego kolegę z pracy, zwrócił się więc do Carrie ciepło: - Nie przejmuj się nim skarbie – poradził protekcjonalnie i pogładził dziewczynę uspokajająco po ramieniu. – To świr – dodał jeszcze konspiracyjnym szeptem używając takiego tonu, jakby zdradzał jej pilnie strzeżoną tajemnicę. Bawił się doskonale. Ktoś niezwykle złośliwy mógłby zarzucić mu, że dolewa oliwy do ognia… Niesnaski Parker i Donovana były aktorowi bardzo na rękę, bo pozwalały mu błyszczeć, podczas gdy dwójka pozostałych skakała sobie do oczu. Carrie wychodziła na amatorkę, Rob na przewrażliwionego dziwaka, a Ethan… Ethan był jak zwykle w centrum zainteresowania i nadzwyczaj mu to pasowało. Sam przyjął wobec Roba postawę, którą w myślach lubił nazywać „odpowiednią” – podążał za jego uwagami i zapamiętywał spostrzeżenia jednocześnie pilnując, żeby ich relacja pozostała czysto koleżeńską. Nie mógł sobie pozwolić na zgrywanie czyjegoś ucznia, w końcu to on we wszystkim był najlepszy. Z zamyślenia wyrwało go zamieszanie, jakie znów zaczynało się wokół formować. Donovan szedł w ich kierunku z miną psychopatycznego, seryjnego mordercy tuż przed zadźganiem ofiary nożem do steków i taszczył za sobą atrakcyjną blondynkę, wykrzykując coś o atrapach. Dziewczyna cierpliwie poczekała, aż się chłopak wykrzyczy i pokazała wszystkim dokument uprawniający ją do przebywania na planie. Mina Roba zrzedła i to dość znacznie, co było przynajmniej dziwne w przypadku tak drobnej pomyłki. - W takim razie zbieramy się do roboty, raz – dwa! – wydarł się Elliot i wszyscy ruszyli w kierunku swoich miejsc. Scena, nad którą teraz pracowali, miała być nakręcona na świeżym powietrzu, bez udziału Ethana, toteż mężczyzna udał się po kolejną kawę. – Rob, oprowadź z łaski swojej panią inspektor po statku – polecił jeszcze reżyser i udał się na swoje stałe miejsce. Ethan Carter
- Liczba postów : 24
Join date : 28/06/2013 Age : 39 Skąd : London
by Dalishya Andraste Czw Sie 22, 2013 7:11 pm Dali zadowolona z rozwiązania zamieszania obdarzyła wszystkich zgromadzonych promiennym uśmiechem. Miał to być znak, że jest wielkoduszna i nie razi wobec nikogo urazy. Schowała papier psychiczny do kieszeni i rozejrzała się po twarzach członków produkcji. W pewnym momencie zmarszczyła brwi. Zoe? Na planie filmowym? Ech, Władcy Czasu są widać wszędzie... Poszczególne grupki osób zaczęły się rozchodzić, by powrócić do swoich obowiązków. Dali cierpliwie czekała, aż wyznaczony do oprowadzenia jej Rob się ujawni. Po chwili okazało się, że był nim nie kto inny, jak właśnie awanturnik, który ujawnił jej obecność na planie. Stał zachowując pewien dystans i przyglądał jej się podejrzliwie. - Czy możemy już zacząć? - zwróciła się doń uprzejmym tonem. - Oczywiście. Dziś na planie kręcony jest klip promujący. Może życzy sobie pani przyjrzeć się produkcji? Jego przesadna sztywność i lodowaty ton głosu niezwykle rozbawiły blondynkę. - Czemu nie. Niech to będzie wstęp do dalszego "zwiedzania". Przeszli teraz do prowizorycznej sceny wypełnionej kosmicznie wyglądającym sprzętem, gdzie już stroili się muzycy. W pewnej chwili basista potknął się o walający się na podłodze zwitek kabli i próbując złapać równowagę chwycił się sztucznej rury wystającej ze ściany. Rekwizyt nie wytrzymał ciężaru i pękł, a mężczyzna runął jak długi na ziemię. Dali marszcząc nieznacznie nosek wyjęła mały notes i udała, że coś notuje. - Mówiłam, że atrapy powinny być bardziej wytrzymałe - rzuciła niby od niechcenia, posyłając Robowi znaczące spojrzenie. Dalishya Andraste
- Liczba postów : 56
Join date : 27/11/2012 Age : 780 Skąd : Gallifrey
by Zoe Cameron Pią Sie 23, 2013 8:38 pm Okazało się, że inni podzielają opinię Elliota, co do jej ubioru, więc Zoe poszła za radą mężczyzn i przebrała się szybko. Następnie przeszła na miejsce kręcenia klipu i zaczęła stroić swoje ukochane skrzypce. W międzyczasie zarejestrowała przybycie Dalishyi jako pani inspektor. Dziwne z deka… A potem basista runął jak długi na ziemię, niszcząc przy okazji część scenografii. - Jeremy! No co ty do jasnej ciasnej wyprawiasz? O swoje kable się potykasz? I jeszcze rekwizyty rozwalasz! I patrz, jak się ubabrałeś tym gwiezdnym pyłem z ziemi! Wstawaj szybko i się przebierz! – gdy ten wstawał, Zo zamruczała do siebie z westchnieniem: Coś mam przeczucie, że nigdy tego nie nakręcimy…Ruda kręciła się wszędzie, dopilnowała naprawy scenografii, udzielała wskazówek – wtedy na chwilę stała się reżyserem i nikt nie miał jej tego za złe, bo robiła to świetnie. W klipie miał być położony nacisk na grę światła i cieni oraz muzykę. Pierwszą sceną była samotna ocieniona skrzypaczka rzucająca cień na podłogę. Na początku stała w miejscu, jednak po chwili zaczęła swój taniec… Coś w ten deseń. Zoe Cameron
- Liczba postów : 123
Join date : 22/12/2012 Age : 526 Skąd : Gallifrey
by Robespiere Donovan Sob Sie 24, 2013 5:45 pm - Ależ ta ruda się rządzi - zauważył celowo ignorując wymowne spojrzenie Andraste. - Nie bardziej niż ty - rzuciła w odpowiedzi pani inspektor. - Jestem tu dłużej niż ci się wydaje - dodała najwidoczniej zauważając jego zdziwione spojrzenie. Rob postanowił powstrzymać się od komentarza i bez słowa zostawił Dalishyę samą. Swoje kroki skierował do Zoe i jej ekipy. - Potrzebujecie czegoś? - spytał przyjaźnie, jednak szybko spotkał się z podejrzliwymi spojrzeniami. Poważnie aż tak się rządzę? Robespiere Donovan
- Liczba postów : 77
Join date : 20/06/2013 Age : 37 Skąd : Italy
by Zoe Cameron Sob Sie 24, 2013 11:20 pm Zo poprawiała kable przy wzmacniaczu, bo ostatnia próba nie wyszła najlepiej - ciągle coś piszczało na granicy słuchu. Kiedy więc podszedł do niej i reszty ten profesor i zadał swoje pytanie, ta, jak samo z resztą jak i inni, spojrzała na niego ze zdziwieniem spod grzywki. Jakoś wcześniej nie byłeś chętny do rozmowy. Potem zaczęły się podejrzenia. Wstała więc i odpowiedziała, lekko przeciągając pierwszy wyraz: - Nieee. A ty czegoś od nas potrzebujesz? Zoe Cameron
- Liczba postów : 123
Join date : 22/12/2012 Age : 526 Skąd : Gallifrey
by Robespiere Donovan Sro Paź 09, 2013 8:55 pm - Owszem, potrzebuję, żeby wszystko przebiegało bez zakłóceń dlatego też moją intencją jest udzielić wam niezbędnej pomocy. Jako że zraził go brak chęci współpracy ze strony muzyków, powrócił do swego częstego ostatnio, chłodnego tonu. Spojrzał wymownie na rudą szkrzypaczkę myśląc: no to pokaż nam wszystkim jak świetnie dowodzisz. Odwrócił się znów do inspektor Andraste i ze zdziwieniem odnotował jej brak. Rozejrzał się wkoło nieco rozkojarzony. - W takim razie chyba nie muszę jej dłużej oprowadzać - uznał i udał się do "kącika fizycznego" by w spokoju zająć się liczbami i wykresami. Robespiere Donovan
- Liczba postów : 77
Join date : 20/06/2013 Age : 37 Skąd : Italy
by Dalishya Andraste Sro Paź 09, 2013 8:57 pm Uśmiechnęła się szerzej widząc nieudolne próby Roba by udowodnić swój brak zadufania. Jak wynika z definicji próby nieudolnej, nie szło mu najlepiej. Dali pokręciła tylko głową nad losem żałosnego człowieka i udała się dalej w o wiele lepszym towarzystwie, czyli własnym. Skrobiąc zdania po Gallifreyańsku w notatniku, przechadzała się po terenie. Zajrzała do charakteryzatorów, gdzie przeczytała skład chemiczny pudru i cieni do powiek. Odwiedziła kamerzystów by zadać im kilka pytań o ostrość krawędzi taśmy filmowej. Sprawdziła temperaturę powietrza w suszarce Johna. Na koniec postanowiła jeszcze przetestować sprężystość spinaczy do papieru. Nie miała bladego pojęcia co normalnie wlicza się w kontrolę bezpieczeństwa na planie filmowym. Krążyła zatem bez większego planu próbując robić wrażenie kompetentnej i zorientowanej. W końcu znudziło jej się i to. - Przekaż proszę osobie odpowiedzialnej za całość przedsięwzięcia, że na dziś skończyłam kontrolę, ale mogę wrócić w każdym, najmniej spodziewanym momencie - poleciła jakiemuś brunetowi, którego spotkała po drodze. Zadowolona, nie zwracając sobie szczególnie głowy tym, czy ktoś ją zobaczy, weszła dumnym krokiem do małego baraku, który tabliczka nań zawieszona określała równie dumnie jako "Składzik na miotły". Dalishya Andraste
- Liczba postów : 56
Join date : 27/11/2012 Age : 780 Skąd : Gallifrey
by Ethan Carter Sro Paź 09, 2013 9:46 pm Powoli zmierzał korytarzem w kierunku wyjścia, gdy nagle natknął się na spotkaną już wcześniej panią inspektor. Wbrew wyraźnemu poleceniu Elliota, blondyna myszkowała po planie zupełnie samotnie, bez uczepionego doń Robespierre'a. Skinęła nieznacznie głową w kierunku mężczyzny i wydała mu... polecenie. Tak, właśnie tak. KAZAŁA mu coś tam przekazać komuś tam. Z niedowierzania jego oczy zrobiły się odrobinę większe niż zazwyczaj, a na twarzy zagościł delikatny półuśmiech. Kobieta odwróciła się i sprężystym krokiem wmaszerowała do schowka na miotły. Chyba nie mogła dać wyraźniejszego sygnału... Pogłębił uśmiech i przykucnął, stawiając niedopitą kawę na podłodze. Ostrożnie rozejrzał się na boki, by sprawdzić, czy nikt nie patrzy, po czym delikatnie wśliznął się do ciasnego pomieszczenia. - Wiesz, nie musiałaś chować się akurat... - gdy tylko uniósł głowę, słowa zamarły mu na ustach. Czy ktoś powiedział "ciasne pomieszczenie"? Ethan Carter
- Liczba postów : 24
Join date : 28/06/2013 Age : 39 Skąd : London
by Zoe Cameron Sob Paź 12, 2013 6:32 pm Po reakcji profesora, część z muzyków spojrzała na nią z dezaprobatą, a jeden z nich powiedział: - Nie chcemy mieć z niego wroga. Idź i to lepiej odkręć. Zoe spojrzała na nich ze zdziwieniem, jeszcze większym niż niedługo wcześniej. Pomyślała: Wy nie wiecie, czego chcecie. Ludzie... Westchnęła cicho i wolno podeszła do kąta, w którym siedział Donovan, po drodze obmyślając, co i jak miałaby mu powiedzieć. W końcu, kiedy przed nim stanęła, ten nawet nie podniósł głowy. Odkaszlnęła więc, a gdy już zwróciła jego uwagę, powiedziała, robiąc dość duże pauzy: - Razem z moimi kolegami... pomyśleliśmy... że mógłbyś być... pomocny w ocenie scenografii... To znaczy, chodzi o to, żeby była prawdopodobna. Rzucisz okiem, dopóki jeszcze nie nagraliśmy ostatecznego klipu? Pytanie zawisło w powietrzu. Zoe Cameron
- Liczba postów : 123
Join date : 22/12/2012 Age : 526 Skąd : Gallifrey
by Dalishya Andraste Pon Paź 14, 2013 5:05 pm Dziubała palcem w klawisze konsoli, myśląc co by tu wykombinować, gdy usłyszała za sobą skrzypnięcie drzwi. Odwróciła się błyskawicznie i ujrzała bruneta, którego przed chwilą wysłała z wiadomością. Najwyraźniej wybrała do tego zadania niewłaściwą osobę. - Ależ ja wcale się nie chowam - sprostowała automatycznie. - To jest idealny przykład tego, jak powinien wyglądać statek w filmie science fiction. Nie sądzisz, że jest piękny? - spytała gestem prezentując granatowo-srebrne wnętrze, pełne migających lampek i pogrążone w tajemniczym świetle serca TARDIS. Dalishya Andraste
- Liczba postów : 56
Join date : 27/11/2012 Age : 780 Skąd : Gallifrey
by Sponsored content Sponsored content
Pozwolenia na tym forum: Nie możesz odpowiadać w tematach
| |