Twarz Scarlett mieniła się zaskoczeniem na przemian z irytacją. Choć Lettie była niezwykle ucieszona faktem, że nie musiała wracać do domu obciążona wstydem z powodu tak pochopnego i nieodpowiedzialnego zachowania, którym uraczyła Doriana. Wiedziała, że postępuje źle, w chwili gdy złapała go za rękę, ale miała taki przypływ energii, iż czuła jakby zaraz miała odlecieć. Czasami tak ma i nigdy nie potrafi wytłumaczyć dlaczego... ah te baby.
Weszli do przestronnego parku, w którym najpiękniejsza rolę odgrywały kolory na drzewach. Scarlett wiedziała, że z całego wszechświata danego jej do zwiedzenia, natura tej planety najbardziej zapierała dech w piersi.
Bacznie obserwowała wszystko co dzieje się w pobliżu, chcąc nacieszyć się widokiem spadających płatków śniegu, które tak kochała. Mimo że lecące ku ziemi śnieżynki tańczące wraz z sobą co raz okrywały planetę śniegiem, to i tak spod delikatnej pierzynki białego puchu można było dostrzec kolor koron drzew, który wprawiał w zachwyt nie jednego. To jakby święty Mikołaj zamiast prezentów miał złoto, a podczas nocnej wędrówce po niebie jego wór się zniszczył obdarowując całą krainę złotym blaskiem.
Scarlett trzymała się Doriana, niczym bohaterowie Titanica w ostatniej scenie spędzającej razem. Cieszyła się tym dniem, ale z drugiej strony miała wyrzuty sumienia - ON MIAŁ DZIEWCZYNĘ! Ale po co mam się martwić? Jeśli mu to nie przeszkadza... jeśli myśl, że spędza czas dość dziwnie z dopiero co poznaną kobietą rozpiera go radością i nie ma z tym problemu, to ja też nie powinnam mieć, prawda?
Nagle zupełnie niespodziewanie wyrwało jej się coś, czego nigdy nie powiedziałaby dopiero co poznanej osobie. Jak widać dziś mają dzień zaliczania gaf.
- Wiesz jak to jest udawać zupełnie inną osobą. - zrobiła znaczącą PAUZĘ, jakby chciała, aby chłopak przez chwilę zastanowił się o co jej chodzi - Robić wszystko czego oczekują od ciebie inni i być doskonałą 'księżniczką'? - wylewała z siebie żale niczym sześćdziesięcioletnie babcie przy spowiedzi, a ty zawsze zastanawiasz się o czym one tak długą gadają. Przecież największy grzech jaki mogą popełnić to ukucie kogoś drutem do dziania, albo obejrzenie zbyt wulgarnych odcinków Mody na sukces. - A jeśli jest się tą złą, złą, baaaardzo złą księżniczką?
Domyślała się, że Dori może nie do końca załapać sens jej monologu... w końcu jej nie znał. Nie wiedział jaka była, gdy kogoś nie lubiła, gdy ktoś jej zalazł pod skórę, albo śmiał się z niej za plecami. Jak można mieć aż tak doskonale wyćwiczone miny emocji, nastroi a nawet odpowiedniej mimiki do wypowiedzi?
I nagle, gdy jej odczucia wzięły górę i miała ochotę kontynuować swój zbędny monolog, przed nimi zaczął formować się niewyraźny kształt. Najpierw wyglądał jak poranna mgiełka, tyle że może zbyt niebieska. Potem to coś zaczęło kształtować się w niewyraźne 'coś'. Było dość wysokie i dobrze zbudowane.
Scarlett zastanawiała się co to może być i czego chce. Patrzyła uważnie, chcąc zbadać tworzącą się przed nimi postać.
W pierwszej chwili myślała, że jej tata używa teleportu i chce przekazać jej coś bardzo ważnego. Z jednej strony była to dobra droga do ujawniania wiadomości, ale z drugiej... czasami robiło się niezręcznie, gdy tata wylądował na przykład w łazience.
Lecz coś co forowało się przed nią miało za bardzo metaliczną strukturę, którą dało się dostrzec dopiero po jakimś czasie. Zbyt, nawet jak na jej tatę, dobrze zbudowane 'coś' okazało się nie być władcą czasu...
- DALEK NA PLANECIE, UCIEKAAAAAAAAĆ! - krzyczała najgłośniej jak tylko mogła, jednocześnie biegnąc w stronę centrum, gdzie znajdowało się tajemne przejście do BWOG (Baza Wojskowa Oddziałów Gallifrey).
Jej emocje sięgnęły szczytu paniki i były na skraju załamania. Nie dlatego, że przestraszyła się jednego Daleka, gdyż od małego, raz w tygodniu cała szkoła była zabierana na coś w rodzaju kurs obrony przed obcymi. Wszyscy nawet trochę znający się na rzeczy z lekko trudnością (ale jednak) pokonaliby potwora znającego tylko jedno słowo:
- Exterminate, exterminate! - dało się słyszeć zachrypnięty głos. Ludzie rozbiegali się w popłochu szukając najbliższego schronienia, lub szybko chowając się w swoich TARDISACH, gdzie byli bezpieczni.
A prawdziwym powodem zmartwień było to, że przez setki lat, w ktrych dopracowywano systemy obronne, Dalekowi udało dostać się na Gallifrey, to co będzie przeszkodą dla innych?
Lettie od dziecka czy chciała, czy też nie, musiała słuchać ojca z tymi jego gadkami na temat niebezpieczeństw czekających na nią w kosmosie i innych pierdół, którymi nawet najbardziej inteligentni władcy czasu nie potrafili się zająć.
Teraz Scarlett nie bawiła się w żadne skrupuły, wątki. Chwyciła chłopaka za rękę i pociągnęła do najbliższego miejsca, z którego bezpośrednio mogliby dostać się do bazy. Przecież nie mogła go tak zostawić.