|
by Aria Villarin Pią Lis 30, 2012 12:01 am Planeta Lwów to dość delikatne określenie, jeśli się weźmie pod uwagę stworzenia, jakie ją zamieszkują. Są ok. 20 razy większe od przeciętnego ziemskiego lwa, wyposażone w rzędy metalowych, ostrych jak sztylety zębów. Ich ogromne, żółte oczy umożliwiają ostre widzenie przedmiotów oddalonych o nawet 90 kilometrów. Swobodnie rozwijają prędkość do 400 km na godzinę. Te przerażające bestie ewolucyjnie wykształciły umiejętność przetrwania przy żywieniu się jedynie roślinnością, gdyż miliony lat temu pożarły ostatnie zamieszkujące tę planetę zwierzę. Jednak gdy tylko zbłądzi tu jakaś niewinna istota składająca się z żywej, soczystej tkanki, z żyłami wypełnionymi aromatyczną krwią, z bijącym sercem... No cóż, rzadko komu udaje się powrócić z tego miejsca we wszechświecie. A niestety pokusa odwiedzenia go jest ogromna. Duże jaskinie rozmieszczone równomiernie na powierzchni całej planety, prowadzące do jej wnętrza są drogą do cennego skarbca - źródła energii o wiele silniejszego, niż jakiekolwiek znajdujące się na innych planetach. Jedna udana wizyta na Planecie Lwów może dostarczyć energii wystarczającej do uruchomienia tysięcy statków kosmicznych, lub też jednej, bardzo silnej i niszczycielskiej broni, jakiej wszechświat jeszcze nie widział... Aria Villarin- Administrator
- Liczba postów : 178
Join date : 19/11/2012 Age : 636 Skąd : Gallifrey
by Zoe Cameron Czw Maj 09, 2013 6:53 pm I kolejny krzyk. Przeraźliwie głośny, wwiercający się w mózg osoby, w stronę której zwróciła są twarz nieznanej istoty. A Zo nie mogła odwrócić głowy, nie mogła zakryć uszu rękami. Stała w tej samej pozycji jak wcześniej jakby zahipnotyzowana. Nie rozumiała słów tego wrzasku, ale czuła, że monstrualna fala gniewu (a może rozpaczy?) była wtedy skierowana na nią. Tego z całą pewnością się nie spodziewała. I nawet przez myśl jej nie przeszło, że potwór ją zaatakuje. Jednak tak właśnie się stało. I to przez to zaskoczenie niespodziewaną potyczkę przegrała. Była zbyt zdezorientowana, by użyć swego klucza francuskiego, a w walce wręcz (przez swój niezbyt duży rozmiar) się nie wyróżniała. Postać ją unieruchomiła. Nie była w stanie nawet ruszyć ręką czy nogą, choć szarpała się, jak tylko potrafiła. Kątem oka Zoe zobaczyła, że Cadan rzuca się jej na ratunek, ale wtedy to coś, co ją trzymało, przemówiło. I ten moment wystarczył na ewakuację. Ruda zdążyła tylko rzucić spojrzenie pełne strachu przyjacielowi. Bo bała się jak jasna cholera. Czuła tylko to – dławiący ją gdzieś w środku strach, którego jeszcze nigdy w takim natężeniu nie odczuwała. Zawsze w razie kłopotów był z nią Cade. Zawsze wiedziała, że jest gdzieś blisko. Zawsze… A teraz pustka. Nic. Ciemność. I tylko tlący się płomyk nadziei, że niezawodny przyjaciel wyciągnie ją w tego… To była ostatnia myśl nim straciła przytomność.
***
Obudziła się… nawet nie widziała gdzie i w czym. Panował tam półmrok, ale jednocześnie skądś, nie wiadomo skąd, sączyło się upiorne zielone światło o niezdrowym i przytłumionym odcieniu. Pierwszym, co dotarło do jej świadomości był ból. Najpierw rozrywający klatkę piersiową, potem pulsujący w rękach i nogach, następnie kłujący i wywiercający się na zewnątrz głowy, a w końcowej fazie każde naczynko ciała, każda najdrobniejsza komóreczka wyła z bólu. A ona wyła wraz z nimi. Nie zwracała uwagi dosłownie na nic. Ciężko jej było oddychać, czuła, z jakim potwornym wysiłkiem biją jej serca. Skupiła się tylko na tym, by żyć i nie miała ani sił, ani ochoty myśleć o czymś innym. Niech to się wreszcie skończy… Zapadła w odrętwienie.
***
Teraz bolało ją jakby mniej. A może już się uodporniłam? Zaczynała rejestrować znajdujące się w zasięgu wzroku przedmioty – na przewrócenie się na bok czy wstanie się nie odważyła. Spostrzegła, że leży na jakimś twardym podłożu. To chyba jakaś jaskinia... Ale jakaś taka wygładzona, bo na pewno nie naturalna. I to by było na tyle w związku z obserwacją otoczenia, ponieważ z tunelu jak z najczarniejszych snów wyszły (a może wypełzły?) trzy istoty. Dwie boczne już chciały chwycić dziewczynę i ciągnąć w głąb tego ciemnego korytarza, ale ta środkowa wyraźnie stwierdziła w jakimś dziwnym języku, że nie ma takiej potrzeby, bo tamci po prostu rzucili jej ramiona wprost na ziemię. Mimowolnie jęknęła, a w oczach jej pociemniało. Dopiero po chwili zrozumiała, że dowódca tej bandy (chyba ten, co go spotkała na Planecie Ognia) mówi coś do niej, jednak teraz w tym trudno zrozumiałym i skrzekliwym akcencie: - …twoja wina… śmierć… kara… cierpienia… - Ja nic nie zrobiłam… – wyszeptała wycieńczona, a przez jej ciało przebiegł kolejny spazm bólu wywołanego chyba telepatycznie i za pomocą wielkiej energii, którą wyczuwała w sobie. Nawet nie wiedziała, kiedy z jej uszu i nosa popłynęły strużki krwi… Zoe Cameron
- Liczba postów : 123
Join date : 22/12/2012 Age : 526 Skąd : Gallifrey
by Cadan Orionis Czw Maj 16, 2013 7:34 am Znowu biegł. Drugi już raz tego dnia zmuszony był to przeżyć. Nieznośne napięcie wszystkich bez wyjątku mięśni, serca bijące tak mocno, że miał wrażenie, że uderzają o siebie wzajemnie. Jednocześnie wszystko wokół jakby się zatrzymało. Cade był już w zupełnie odmiennym stanie świadomości, przełączył się na tryb max speed. Cała jego energia skupiała się na tej szalonej pogoni za nadzieją. Nadzieją, że zdąży. Gdzie mogła być Zoey? Czy znajdzie ją wśród milionów galaktyk wszechświata? Cadan dopadł wreszcie do konsoli Tinkerbell i natychmiast uruchomił skanowanie w poszukiwaniu kodu DNA Zo. Na ekranie pojawił soe wykres obrazujący postęp procesu. Mężczyzna uderzył pięścią w klawiaturę widząc, że wskazówka ledwie drgnęła. Za wolno! Myśli błyskawicznie przelatywały mu przez głowę. Nerwowo przeczesał włosy dłonią i wyciągnął telefon, jednym ruchem palca wprowadzając polecenie śledzenia lokalizacji starożytnej Xperii Zoey. Trzy bezlitośnie długie minuty później ustawiał już parametry lotu. *** Ostrożnie uchylił drzwi TARDIS, nie do końca wiedząc, czego może się spodziewać. Na szczęście statek zmaterializował się w jaskini, najprawdopodobniej dosyć głęboko pod powierzchnią planety - wnioskował tak ze względu na całkowity brak naturalnego oświetlenia. Sztuczne światło wydobywało się z bliżej nieokreślonego źródła i rzucało na obszerną grotę silną poświatę o lekko fioletowym odcieniu. Zo leżała nieprzytomna w kałuży krwi. Była związana. Cade zacisnął zęby i obrzucił jej oprawców gniewnym spojrzeniem. -Na nas już czas - wysyczał, tym samym zwracając na siebie ich uwagę. Głowy obecnych w grocie międzygwieznych terrorystów odwróciły się powoli w kierunku Orionisa. Cadan Orionis
- Liczba postów : 64
Join date : 27/12/2012
by Zoe Cameron Czw Maj 16, 2013 4:01 pm Jak przez grubą warstwę waty usłyszała jego głos. Jego głos… i zalała ją fala ulgi. Jej mięśnie, mimo bólu, się rozluźniły. Przyszedł. Dla mnie. Przecież zawsze przychodzi… Jej usta rozciągnęły się w uśmiechu. Już miała znowu zapaść się w tę przyjemną teraz ciemność, ale odczuła w swojej głowie złość tych istot, które ją męczyły. Ukłuła ją szpilka lęku i to ją na chwilę otrzeźwiło. Otworzyła szeroko oczy i ujrzała, że te potwory zbliżają się do niego. Nie! To nie może się stać! Strach i adrenalina dodały jej sił. Jednak nie na tyle, by mogła krzyknąć. Powiedziała więc przytłumionym głosem do Cada: - Odsuń się! Nie mogą cię dotknąć!
Już dawno skojarzyła, że to właśnie dzięki temu owe potwory mogły jakoś wniknąć w jej umysł. Nie miały wpływu na sferę psychiczną, ale na fizyczną to i owszem. Zdała też sobie sprawę, że to ona sama tę możliwość im udostępniła. To było okropnie lekkomyślne – wiedziała o tym, ale to był odruch. Chciała po prostu pomóc… I tak właśnie to się skończyło: musiał ją ratować Cadan, bo sama sobie by nie dała rady. Wiedziała to doskonale.
A teraz to ona musiała mu pomóc, bo on sam też nie da rady jej z tego wyciągnąć. Próbowała spiąć się w sobie i zacząć szybko myśleć, ale wydawało się jej jakby jest poza tamtą częścią i widzi tylko, wie, że fragment umysłu odpowiedzialny za kojarzenie rusza się jak w smole, jak na zwolnionym tempie w filmie. Mimo jednak tego, gdy jedno z monstrów (te ważniejsze) przechodziło koło niej, wyciągnęła swoją nogę, a ono… się potknęło! Ha! Tego się nie spodziewałeś! – aż zaśmiała się w duchu. Tylko że potem twarz tego czegoś odwróciła się w jej stronę z wyrazem zaskoczenia i złości na twarzy. A ona odczuła kolejną falę miażdżącego bólu. Inaczej niż poprzednio, nie poddała się jej i zacisnęła tylko zęby w imadlanym uścisku. Podparła się na łokciu, a nogą wykonała wykop w stronę jej oprawcy. Może nie był on najmocniejszy, ale zawsze. Dzięki temu zdezorientował się on, a wtedy ból się zmniejszył. A więc to o to chodzi! W tej chwili niezdarnie stanęła i na jeszcze sztywnych nogach, cała potargana, poplamiona krwią ustawiła się obok Cadana. Była gotowa na atak. Szepnęła do towarzysza z rwącymi zębami: - To coś ma telepatyczne połączenie ze mną. Musimy je jakoś zniszczyć, bo to przez nie zadaje mi ból. Masz jakiś pomysł? Zoe Cameron
- Liczba postów : 123
Join date : 22/12/2012 Age : 526 Skąd : Gallifrey
by Cadan Orionis Sob Maj 18, 2013 8:38 am Myśli Cade'a wciąż przyspieszały, podsuwając mężczyźnie setki możliwych opcji wybrnięcia z sytuacji, by po chwili obalać je wszystkie jedną po drugiej. Za dużo zmiennych, zbyt wiele czynników... Miał wrażenie, że jego głowa za chwilę eksploduje. - To coś ma telepatyczne połączenie ze mną - usłyszał słaby, zachrypnięty głosik Zo. Pędzące myśli nagle ustały. To jest to! Telepatyczne połączenie! Wzniósł oczy ku górze, kolejny raz w życiu odczuwając bezgraniczną wdzięczność za swoją wyjątkową więź z Tinkerbell. Zacisnął powieki i skupił się na komendzie. Chwilę później Cadan i Zoey byli już otoczeni polem siłowym, zbliżonym do tamtego, które wcześniej tego dnia Władca Czasu roztoczył wokół Aurory. Teraz byli chronieni przed dotykiem. Rzucił okiem na swoją rudą towarzyszkę, zwijającą się z bólu na posadzce. Powinna natychmiast uruchomić strumień regeneracji i zaleczyć wszystkie uszkodzenia ciała, jednak nie mogła tego uczynić, znajdując się razem z nim w kokonie ochronnym. Niehybnie by go to zabiło. Byli względnie bezpieczni, ale co teraz? Jak najszybciej chciał stamtąd zabrać pogruchotaną Cameron, ale nie mógł tych psycholi zostawić samych sobie. Jak ich unicestwić? Czy w ogóle ich unicestwiać? Byli buntownikami, co do tego nie miał wątpliwości. Wściekli, sfrustrowani i agresywni, nie mogli tak po prostu latać po galaktyce. Cadan wyjął z kieszeni telefon i zaczął wstukiwać polecenie. - Za co tak nienawidzicie Gallifrey i jej mieskańców? - spytał retorycznie, chcąc zyskać na czasie. Powykrzywiane gniewem twarze obecnych w jaskini terrorystów po raz kolejny zwróciły się ku niemu. Od ścian groty odbił się echem gniewny warkot. Cadan Orionis
- Liczba postów : 64
Join date : 27/12/2012
by Zoe Cameron Wto Maj 21, 2013 7:12 pm Nagle znalazła się pod skrzydłami Cadana, to znaczy w polu siłowym wytworzonym przez niego. Od razu poczuła się bezpieczniej, ale wraz z ustąpieniem ciągłego wcześniejszego napięcia poszły w siną dal jej siły. Zoe zachwiała się i upadła. Kolejna powódź bólu. Nie wiedziała, jak doczłapie się do Tinkerbell w razie ucieczki. Całą nadzieję pokładała w Orionisie. Jednak nie trwała ona długo, bo on zadał pytanie, intensywnie pisząc coś na swojej komórce. Raczej niezbyt trafne, ponieważ rozsierdziło ono tylko tamte potwory. A naszym celem chyba było utrzymanie ich od nas z daleka. Ok, pole było mocne, ale czy AŻ tak mocne? Ruda śmiała powątpiewać. Wiedziała już, że te istoty nie były przyjaźnie nastawione i stanowiły poważne zagrożenie. Zastanawiała się nad unicestwieniem ich, ale wtedy przyszła jej inna myśl do głowy, którą mimowolnie wypowiedziała na głos: - Czy jeśli one umrą, ja będę mogła się poruszać? Będę żyć? Ten pomysł nie chciał za nic opuścić jej głowy i zaczął ja niepokoić. Trzeba więc je jakoś unieruchomić. Ale jak? Może… kriokineza? I trybiki w jej głowie zaczęły pracować na najwyższych obrotach. Wyciągnęła z kieszeni swój klucz francuski, ale strasznie jej on ciążył. Nie mogła go podnieść ponad ziemię. Czyżbym aż tak była wykończona? – pomyślała ze strachem. Przeciągnęła go tak, by był wycelowany w nieprzyjaciół, którzy zaczęli coraz intensywniej nacierać na kopułę. Wyglądało jakby nie czuli bólu, choć ich twarze były wykrzywione. Jednak gdy przyszedł moment ataku, wiedziała już. - Nie dam rady! To mnie zabije. To musisz ty zrobić! Wiesz, o co mi chodzi, prawda? Zoe Cameron
- Liczba postów : 123
Join date : 22/12/2012 Age : 526 Skąd : Gallifrey
by Cadan Orionis Pon Cze 03, 2013 7:17 pm Cadan pospiesznie wstukiwał poszczególne komendy w swój telefon, gdy usłyszał wskazówkę Zoey. "Wiesz, o co mi chodzi, prawda?" Szczerze mówiąc - nie miał pojęcia o co jej chodzi. Chciała ich zatłuc kluczem francuskim? Jego głowę na krótką chwilę zaprzątnęła myśl, że być może terroryści wdarli się również do umysłu Zo. Zaraz jednak otrząsnął się z tej myśli - była po prostu nieprzytomna i bredziła, znajdując się na skraju nieświadomości. Powrócił do przerwanej czynności. Gdyby tylko udało mu się ustanowić łączność z wejściem do groty... Cholera! - zaklął w myślach. Nie miał żadnego przekaźnika. Chyba że... Cadan raz jeszcze obrzucił spojrzeniem klucz francuski Zoey. To jest to! Pogmerał przy nim chwilę i połączył przesył danych ze swoim telefonem. Jeden szybki zamach i klucz z głośnym hukiem upadł idealnie w otworze prowadzącym na zewnątrz. Cade za pomocą przekaźnika zdalnie aktywował w nim powłokę ochronną. Teraz należało działać błyskawicznie. Dźwignął Zo z ziemi – co niestety zwróciło uwagę oprawców, którzy najeżyli się i przygotowali do ataku – a następnie zdjął z siebie i Rudej barierę, którą wczesniej włączył. Trzema szybkimi susami przedostał się do Tinkerbell i kładąc nieprzytomną Zo na podłodze, natychmiast podbiegł do konsoli i odpalił silnik. W locie zmienił za pomocą telefonu ustawienia powłoki, którą wcześniej wytworzył przy pomocy klucza francuskiego. Teraz była ona barierą nie do pokonania – nie można było jej przekroczyć w żaden sposób, nie można się było teleportować – ani do środka, ani na zewnątrz. Powłokę dezaktywować mogło jedynie urządzenie, które ją nałożyło – a więc telefon, który bezpiecznie spoczywał w kieszeni Orionisa. Międzygwiezdni terroryści byli w grocie uwięzieni na zawsze. Cadan ustawił parametry docelowej lokalizacji i po paru minutach jego ukochana TARDIS dryfowała już w przestrzeni, tuż obok zaparkowanego profesjonalnie Orfeo. W międzyczasie Władca Czasu zdążył jeszcze przeskanować całe ciało Zoey w poszukiwaniu groźnych obrażeń. Wykaraska się z tego bez regeneracji – zadecydował w końcu. Raz jeszcze podniósł przyjaciółkę z ziemi i ostrożnie przeniósł ją do jej TARDIS. Znał rozkład pomieszczeń na pamięć, toteż bez trudu odnalazł drogę do jej sypialni. Ułożył nieprzytomną Zo na łóżku, a na panelu leżącym na stojącej obok szafce nocnej (pewnie Cameron lubiła sobie notować przed zaśnięciem najciekawsze pomysły) wystukał dla niej wiadomość: „Kochana! Kuruj się szybko i zbieraj siły na kolejne przygody. Nowy klucz prześlę Ci jak najszybciej (przepraszam…). Całuję, C.” Odłożył panel na jego pierwotne miejsce i złożył na czole Władczyni krótki pocałunek, po czym wymaszerował z pokoju. W sterowni nacisnął mały fioletowy guzik, uruchamiając tym samym sterowanie głosowe, przeznaczone specjalnie dla niego. Zoey zamontowała go już bardzo dawno – na wszelki wypadek. Teraz Cade nie posiadał się z radości, że to zrobiła. Opuścił jej statek i przeskoczył do swojego, po czym stanął w otwartych drzwiach i wydał komendę: -Do domu, Orfeo! – przez chwilę obserwował, jak statek jego drogiej przyjaciółki odlatuje, zabierając dziewczynę bezpiecznie na Gallifrey. O ile Gallifrey można było nazwać bezpiecznym miejscem... To przy tobie stała jej się krzywda… – zapiszczał w głowie Orionisa złośliwy głosik sumienia. No tak. Przy nim też wcale nie była bezpieczna. Stał chwilę w bezruchu, tępo wpatrując się w podłogę, a następnie podszedł kolejny raz do konsoli. Niewiele myśląc, ustawił losową lokalizację ze swojej flylisty „spokojne”. Po chwili był już na miejscu. Cadan Orionis
- Liczba postów : 64
Join date : 27/12/2012
by Sponsored content Sponsored content
Similar topics Similar topics
Pozwolenia na tym forum: Nie możesz odpowiadać w tematach
| |