Onieonieonieonie - uruchomiło się w głowie Victora. Na więcej jego mózg nie mógł się zdobyć. Bloom patrzył szeroko otwartymi oczami na generała, nie mogąc wierzyć swoim zmysłom. Mało brakowało, a zapomniałby zasalutować i powiedzieć zwyczajowe:
Tak jest! Za takie zachowanie bez wątpienia by mu się oberwało.
Gdy Castelliere wyszedł, Władca Czasu przeczesał włosy, szeptając do siebie:
Co robić, corobićcorobić... Przede wszystkim, nie tracić czasu! 20 jednostek czasu w jego przypadku to było wyjątkowo niewiele. Sprawnie ruszył do swojego biurka po mundur, jednak nie biegł. Po pierwsze, to byłoby poniżej jego godności. Po drugie, marsz pomagał uspokoić galopujące myśli. Po drodze próbował ułożyć jakiś plan działania, na próżno. W zasadzie od dawna wiedział, że tam, na Exxilonie wpakował się w niezłe gówno, ale mimo wszystko nie spodziewał się, że aż takie. Teraz na przyznanie się było już grubo za późno, a gdyby generał się dowiedział, Victor najpewniej zostałby zdegradowany, o ile nie gorzej. Smaczku dodawał fakt, że gdyby się jednak wykazał, miałby o wiele większą szansę na awans. No i w końcu, choć Bloom się do tego nie przyznawał nawet przed sobą, Philip był w jakimś sensie dla niego autorytetem militarnego przywódcy.
Gdy dotarł wreszcie do siebie, co nie trwało tak długo, jak czytanie powyższych dywagacji, znalazł zostawione dla siebie
ubranie (tylko bez takiej spluwy). Był to lekki i wygodny strój, choć w razie potrzeby nadający się do niezbyt długich, lecz nawet dosyć wymagających potyczek. Ucieszył się, gdy zobaczył soniczne okulary; naprawdę je lubił. Po ubraniu się sprawdził czas. Minęło 6 jednostek.
Za dużo...Wziął głęboki oddech. Wtem usłyszał z boku:
- Co taki jesteś spięty, hehehe? Patrol z generałem? Hehe, nie martw się, tylko jeden błąd i wywali cię na zbity pysk!
Zdawało się, że na Gallifrey plotki rozchodziły się szybciej od światła. To ten kretyn z biurka obok musiał wtrącić swoje trzy grosze. Siedział przy nim chyba od kilku stuleci i nie wyglądało, żeby miał kiedykolwiek je zmienić.
Victor nie miał czasu na wymyślne riposty czy bezsensowne sprzeczki, nie dziś, nie teraz. W rękawie faceta tuż obok nadgarstka znalazł się wbity nóż, a rękojeść trzymał Bloom, mierząc go lodowatym spojrzeniem. Nóż był niewielki, ale cholernie ostry.
- Zamknij się - trochę syknął, trochę warknął właściciel ostrza. To pozbawiło go kłopotu, bowiem "kolega" zbladł i wymamrotał coś w rodzaju: "Spokojnie, to tylko takie ż...", ale zaraz potem zakaszlał, jakby się zakrztusił.
Kolejne 2 jednostki w plecy. Cholera. Na stojąco przed swoim biurkiem otworzył wizualizację dotykową dokumentów. Na szczęście, wszystko było w sieci z kodowaniem genetycznym, więc nie było problemu z przenoszeniem plików. Tylko że nie korzystał z drukarki od wieków, one zawsze miały fochy, kiedy akurat najbardziej były potrzebne. Wydał polecenie wydrukowania raportu podsumowującego wyniki i trochę bardziej szczegółowy o podejrzanej aktywności. Już miał plan. Po prostu zbada to rutynowo, jak gdyby nigdy nie widział tam Daleka. Chyba pożar strawił ślady jego bytności? Poza tym, przecież mógł być tam w barze... Może nie była to perełka koncepcyjna, ale Władca Czasu nie miał czasu na nic więcej.
Pognał na plac, zahaczając o stanowisko z drukarkami. Z plikiem dokumentów i w mundurze musiał wyglądać komicznie. Dotarł na miejsce na pół jednostki przed czasem, więc przez te kilka chwil uspokajał oddech, czekając na zwierzchnika.