|
by Scarlett Lana Estellon Czw Lis 29, 2012 7:34 pm Sala Narad to ogromne pomieszczenie utrzymane w ciemnych barwach. Ściany obite są dźwiękoszczelnym materiałem w kolorze krwistej czerwieni i brązu. Wielki drewniany stół z rzeźbieniami ustawiono w samym centrum pomieszczenia. Na jego końcu, naprzeciw wejścia najczęściej zasiada osoba najważniejsza - czyli aktualny Władca Gallifrey. Przeprowadza się tu negocjacje polityczne. Jest to jednak przede wszystkim miejsce, w którym powstają tajne, rządowe strategie wojenne. Snucie przypuszczeń i knucie ważnych planów bitew - tak się bawią obywatele pomarańczowej planety. Może nie ci przeciętni... Ale z pewnością ci najwybitniejsi. W tym pomieszczeniu spotyka się wiele osób, aby obmyślić lub też zaprezentować ostateczny plan działania. Ważne osobistości przyglądają się wszystkiemu z zaciekawieniem, wyrabiając sobie zdanie na omawiany temat. Niektórzy bez oporu głoszą swoje poglądy, nie zwracając uwagi na to, czy komuś się to spodoba, czy też nie. Jedno jest pewne - nie można powiedzieć, że w tej sali kiedykolwiek panowała nuda. Scarlett Lana Estellon- Administrator
- Liczba postów : 254
Join date : 19/11/2012 Age : 411 Skąd : Gallifrey
by Scarlett Lana Estellon Czw Gru 27, 2012 10:11 pm Oczywiście tatuś Lettie musiał narobić szumu i zwołać wszystkich do schronu nie pomijając przy tym okropnie głośnego i zdecydowanie nieprzyjaznego jazgotu w postaci alarmu rozprzestrzenionego na całą planetę, no a przynajmniej stolicę Gallifrey, która nosiła taką samą nazwę. Wiedziała, że nie wszystkim władcom znane są drogi do BWG, a już w szczególności nie przez ukryte tunele rozpoczynające się w urzędzie. W obawie, że Dorian będzie jedną z takich osób, szturchnęła go za rękę i nawet gdyby chłopak w jej stronę skierował jakieś uwagi to i tak by to olała i ciągnęła go w ślad za sobą.
Gdy reszta władców czasu w popłochu zmierzała korytarzami w stronę bazy, ona cieszyła się wiedzą, iż nie będzie musiała brudzić swoich ładnych bucików, podążając za resztą nieczystymi, wąskimi i dawno zapomnianymi przejściami. Przecież nawet w stanie zagrożenia dama zostaje damą, więc o przeciskaniu się z mieszkańcami planety nie było mowy.
Scarlett zdążyła już oswoić Doriana z faktem, że będzie jeszcze ciągany za rękę i znów wykonała ten denerwujący manewr, po czym schowali się za najbliższą ścianką. Przyłożyła palec do ust, aby pokazać, że a) nie znosi żadnego sprzeciwu, b) ma się zamknąć. Wiedziała, że Dori może być z deka podirytowany tym, jak traktuje go Lettie, ale nic na to nie poradzi. Mus to mus i czy chłopak chce czy nie, musi to przecierpieć.
Rozejrzawszy się dokładnie i upewniwszy, że wszyscy, którzy mieli zmierzać w stronę bazy, następujące kroki wykonali, zastosowała coś, czego często używała do przenoszenie się miedzy miastem, a miejscem pracy ojca, gdzie często zbierała opierdziel, że tak nie można. Przyłożyła dłoń w wyraźne zagłębienie, a z zakurzonej ściany, gdzie tynk ledwo trzymał się swojego miejsca, delikatnie wysunął się przeźroczysty ekran. - Tożsamość rozpoznana: Scarlett Lana Meredith Serenity III Estellon wstęp dozwolony. - odezwał się miły kobiecy głos. Lettie uśmiechnęła się znacząco do Doriana i dodała: - Po co mamy męczyć się łażeniem za innymi? - przewróciła oczami. - Tak będzie szybciej... a przede wszystkim ostatnio kupiłam sobie buty, które nie za bardzo chronią stopy... - pozwoliła sobie dopowiedzieć. - A przecież nie chcę, aby ktoś rozdeptał moje królewskie paluszki. - naciskała coś na wyświetlaczu, w takim tempie, że nie sposób było dostrzec jaką treść zatwierdza i jakie opcje wybiera. - A tak serio? Te tunele nie były używane od lat. Nie wiadomo co na takie zabłąkane tygryski czeka... - dodała już poważniej, chcąc wyjaśnić czemu nie podążają za resztą - Ojciec - tu zrobiła pauzę, bo jakaś czerwona lampeczka zapaliła się na wyświetlaczu upierdliwie migając - zawsze mi powtarzał, że pułapki mogą czyhać wszędzie, więc wolę przybyć tam szybciej i bez zbędnych komplikacji wywołanych tą kupą kolorowego żelastwa, szczycącego się jednym słowem.
Czerwona lampeczka nie dawała za wygraną i nie chciała zniknąć z ekranu mimo kilku przekleństw i dość widocznego zdenerwowania Scarlett objawiającego się w obkładaniu pięściami maszyny. - Co za pedał lazł do tego złomu? - mruczała pod nosem, zastanawiając się co może pomóc. I uwaga, eureka! Z kieszeni wyciągnęła soniczny śrubokręt z różową lampeczką. Choć szczerze nienawidziła tego koloru musiała to przecierpieć. Pokręciła coś, popstrykała i nagle światełko zmieniło się na znacznie przyjemniejszą oku barwę zieloną. Mimo problemów z maszyną i tak była z siebie dumna. Może po Master Area została wredną wiedźmą, ale przynajmniej potrafiła to i owo, nie tylko ze swoim wyglądem.
Machnęła ręką w stronę Doriana pokazując, aby podszedł bliżej i oto w jednej chwili spłynęły na nich turkusowe promienie i już mieli okazję podziwiać następne nudne pomieszczenie, niczym nie wyróżniającym się od poprzedniego. Lecz Lettie nie dawała za wygraną. Ruszyła przed siebie i z ciekawością rozglądając się po pomieszczeniu. Gdzie ja jestem? pomyślała, bo szczerze mówiąc nie miała pojęcia. Popatrzyła po ścianach pokoju z nadzieją, że może znajdzie jakieś wskazówki czy coś innego, co mogłoby pomóc w wydostaniu się z miejsca, w którym obecnie znajdowali się dwaj władcy czasu. Podeszła do jednej ze ścian i omacała (lol) mury pokoju. Coś zagwizdało, zamigało, podskoczyło i w jednej chwili przed nimi ukazał się wielki ekran. W porównaniu z tamtym poprzednim, ten mógł popatrzeć na nich z góry i zgnieść swą potężna budową.
Scarlett jako córka generała wiedziała, że wszystko co duże, błyszczące i tajemnicze należy do rządu i za wszelką cenę nie może ujrzeć światła dziennego. Tym lepiej. Nie mogąc oprzeć się cennym informacjom, które znajdowały się w wielkim elektrycznym czymś, już miała przyłożyć doń do podobnego skanera, zapewniającego jej dostęp do różnych tekstów, gdy nagle jej ciekawość i euforię przerwał odgłos otwieranych metalowych drzwi. Światło się zapaliło.
Teraz mogła ujrzeć co znajdowało się w środku: całe wnętrze wykonane było z metalu. Szafki - wszystkie zakluczone. Sejfy - byłoby głupie, gdyby były mniej strzeżone, niż wszystko inne w tym pokoju. Ile tajemnic mogło się w nich kryć? Co jeszcze mogło zaskoczyć tak obojętną wobec wszechświata Scarlett? Otóż była jedna rzecz: jej ojciec spoglądający na nią spod groźnie ułożonych brwi i stojących za nim dwójki facetów w czarnych garniturach. Panowie nie mieli przyjaznych min i należeli to tych, z którymi się nie zadziera. Choć i tak, tata dziewczyny bił ich swoim wyrazem twarzy na wszystkie sposoby. Lettie od razu opuściła chęć życia, nie wspominając co będzie po tym jak ojciec obczai, że jakiś chłopak z nią jest. Oczywiście Scarlett nigdy w życiu nie pokazałaby mu tego miejsca, gdyby nie szczęście w nieszczęściu nie wylądowali tutaj. A fakt, że nawet obecność Doriana nie przeszkadzała jej w ukazaniu zawartości rządowych notatek, może tłumaczyć chwilą słabości i chęcią poznania świata.
- Zanim porozmawiamy w domu, mogę wiedzieć co tutaj robisz i kto to jest? - odezwał się swoim niskim i groźnym głosem, który (dałaby sobie rękę uciąć) słyszy codziennie, gdy famlia odkrywa jej nowe dziwne pomysły. Wskazał z odrazą na Doriana, po czym dodał: - Albo wiesz co? Po prostu idź - nie chcę wiedzieć... ale nie myśl sobie, że Ci to daruję. - zakończył to groźnym to nieco zawiedzionym głosem. - Zaraz wszyscy będą w sali narad. Czekaj tam wraz z innymi władcami. Owszem, Scarlett miała dostęp do większości rządowych bajerów, nie dlatego, że jej wysokość sobie tego zażyczyła. To bardziej prośba jej taty, który w razie niebezpieczeństwa chce, aby mogła znaleźć się przy nim, lub w najgorszym przypadku zająć jego miejsce bez zbędnych ceregieli, gdy jemu (nie daj Boże) coś się stanie. Lettie nie lubiła zawodzić swojego ojca i nigdy za często tego nie robiła, lecz czasem wychodziło to mimowolnie. Choć w domu starała się być idealną dziewczynką, to i tak swoje prawdziwe oblicze ukazywała nawet swojej rodzinie. Wyszła z sali mijając mężczyzn i oznakowaną drogą ruszyła w stronę Sali Narad. Widziała jak Dori wlecze się za nią. W chwili, której mijała tatę, wyszeptała ciche przepraszam, lecz na pewno było one nieszczere.
Chwilę jeszcze poczekali, a zaraz potem do sali zaczęło wpływać mnóstwo osób, kierowanych przez sympatyczne panie, które w bazie utrzymywały porządek. - Wiesz Dori, naprawdę przepraszam, że tak się stało. Nie chciałam wpakować cię w kłopoty z władzą. - dzisiejszy dzień może śmiało zapisać w kalendarzu jako "Dzień Niepowodzeń". - Choć przynajmniej teraz nie masz na pieńku z własnym ojcem. - dodała smutno. Uczucia jak zwykle kłębiły się w jej małej osóbce... miała tyle do powiedzenia. Mogła się tłumaczyć, a zaraz potem rozpłakać, ale po co? Co to zmieni?
Pomieszczenie wypełniło się tłumem osób. Władcy Czasu przejawiali ciekawość i zdziwienie. Szeptali między sobą, wymieniając się swoimi poglądami i myślami. Zapewne do wielu z nich dotarło, iż to nie są żadne ćwiczenia. Przy drzwiach stanęli uzbrojeni żołnierze, gotowi w każdej chwili zaatakować wroga. Przemówienie zleciało szybko. Było coś o tym, że za maksimum kilka godzin zostaną wypuszczeni i cali i bezpieczni nadal będą mogli cieszyć się swoim zajebistym życiem... znaczy nie mówił tak dosłownie. Krótko podsumował co i jak z dalekiem i systemem. "Oczywiście nasi naukowcy badają co mogło stanowić przyczynę pojawienia się Daleka na planecie i jak udało się owemu osobnikowi obejść zabezpieczenia..." Nic nie będzie jak dawniej, mogę się założyć…
Scarlett Lana Estellon- Administrator
- Liczba postów : 254
Join date : 19/11/2012 Age : 411 Skąd : Gallifrey
by Zoe Cameron Pią Gru 28, 2012 3:40 pm Jak zawsze o tej godzinie Zoe była w pracy. Większość myślała o niej jako o serwisantce, zwykłym mechaniku TARDIS-ów. Ubrana w kombinezon i czapkę z daszkiem wtapiała się w tłum. Jednak ona była lekarzem owych statków. Na ich hodowlę miała zbyt mało cierpliwości, ale do leczenia nadawała się znakomicie. Niektórzy widząc ją w tamtej chwili, uznaliby ją za wariatkę, ponieważ mówiła właśnie do TARDIS-a uspokajającym, cichym głosem. Nikt jednak nie wyrzuciłyby jej z roboty, bo była w tym ZNA-KO-MI-TA! Dziewczyna dosłownie słyszała bicie serca statku i odczuwała, gdzie go boli. Nie rozumiała Władców Czasu, którzy nie dbali o swoje pojazdy i jak najszybciej chciała uleczyć wszystkie bolące rany. Jej Orfeo był zawsze w nienaruszonym stanie, choć nie stroniła od podróży w czasie. Lubiła przylatywać na Ziemię, by czasem posłuchać jakiegoś koncertu, ewentualnie dziesięciu. Ot co, po prostu uwielbiała muzykę!
Ale w tamtej chwili wezwano ją do innego chorego. Musiała zostawić tego, którym się aktualnie zajmowała, bo i tak proces jego naprawy (Jak ona nie lubiła tego słowa w stosunku do swoich podopiecznych!) był dużo dłuższy i mógł ją na razie zastąpić ktoś inny. Zlecenie wysłano do SilverRose 5.2 do Resident Evil. Właśnie, powinnam w końcu pójść się pobawić trochę!
Kiedy znalazła się przy TARDIS-ie, zobaczyła dla niej na oko widoczne wgięcia na poziomie pasa. Gdzie ten właściciel ją zostawił, że tak została urządzona? Ech… Dotykała ścian statku, pomrukiwała coś do siebie (No, co ci jest?), oglądała SilverRose ze wszystkich stron – po prostu sprawdzała, czy teleport nie spowoduje dodatkowych uszkodzeń. A wszystko to robiła z niebywałą szybkością i precyzją. Może mogłaby sobie pozwolić na dokładniejsze badanie, ale na Gallifrey Władcy Czasu mogli określić czas naprawy TARDIS-ów, co było według Zo niedorzecznością. Przecież oni się na tym w ogóle nie znali, więc jak mogli dawać na to termin?! Głupota. Na szczęście teleport był bezpieczny.
I w tamtej chwili zawył alarm. Teraz? Właśnie teraz? Nie mogę jej przecież tak zostawić. W jednej chwili podjęła decyzję. Najpierw przeteleportuje TARDIS, potem sama skieruje się do schronu. Szybko zabezpieczyła statek i przeniosła go. Spieszyła się jak mogła, jednak kiedy już się obejrzała na ulicy nikogo nie było. Ta pustka ją trochę przeraziła. Gdzieś za zakrętem usłyszała dziwny dźwięk… Znajomy dźwięk… Coś jakby: -…minate! …terminate! Exterminate! I zza rogu pojawiło się niebieska poświata. Zoe nie była tchórzem, ale sam na sam z Dalekiem (A może było ich więcej?) mogło być niebezpieczne. Zawróciła się szybko na pięcie i pobiegła ile sił w nogach do schronu. Całe szczęście, że od małego wpajano jej drogi ewakuacji z dosłownie każdego miejsca w Gallifrey.
Do Sali Narad w Bazie Wojskowej Gallifrey weszła jako ostatnia. Przez chwilę myślała, że żołnierze jej nawet nie wpuszczą, ale jednak to zrobili. Przemówienie już się rozpoczęło, a ona dyszała tak, że prawie nic nie słyszała. Zrozumiała tylko, że będą tu musieli przesiedzieć kilka godzin. (No nie! – wydała z siebie cichy jęk.) Zastanawiała się też, prawdopodobnie jak wszyscy, jak to się stało, że Dalek W OGÓLE się tu pojawił. Jednak jej optymistyczne usposobienie zaraz dało o sobie znać i pragnąc wykorzystać spędzony tu czas w pełni, ruszyła z uśmiechem na ustach szukać przyjaciół.
Zoe Cameron
- Liczba postów : 123
Join date : 22/12/2012 Age : 526 Skąd : Gallifrey
by Dalishya Andraste Sob Gru 29, 2012 11:04 pm Dalishya i Aria unosiły się razem w łagodnych falach tłumu. Część mijających je postaci zdawała się zupełnie zaabsorbowana alarmem, inni badawczo przyglądali się dziewczynom, pewnie dlatego, że Dali nie była w stanie powstrzymać łez. Ciągle spływały po jej policzkach, chociaż ona sama była już spokojna. Znaczy, spokojna to była tylko względnie. W końcu coś się działo i brunetka mogła uwolnić się od problemów codziennego życia poświęcając się działaniu.
Jakaś dziewczyna, którą Dali na pewno widziała po raz pierwszy w całym swoim życiu, ubrana w granatową sukienkę, uśmiechnęła się do niej, chyba na pocieszenie. Się interesuje nie swoimi sprawami, jeszcze trochę i na naszej planecie zaczną pisać tabloidy. - Co się mogło stać? - nieznajoma rzuciła w przestrzeń między nimi głupie pytanie. - A ty skąd się urwałaś? To szkarłatny kod, czyli zagrożenie gatunkowe. Paniki jednak zbytniej nie ma a i wojsko nie wyległo w ekspresowym tempie na ulicę, co oznacza oczywiście, że nie przeżywamy masowego oblężenia. Jaka istota w pojedynkę mogłaby wywołać taki chaos. Odpowiedź jest oczywista - Dalek. Wiedziała, że jest w tej chwili niemiła i że się wymądrza, ale zwyczajnie nie była w nastroju do koleżeńskich dysput na temat przyczyny alarmu.
Po chwili wszyscy znaleźli się w Urzędzie, gdzie otwarto już stare podziemne korytarze. Krążyły o nich przedziwne legendy, jednak Dali nigdy w nie nie wierzyła, przecież wiadomo, że takie historyjki zawsze wymyślają tchórze bojący się kurzu. Przeprawa nie byłą straszna, przynajmniej nie dla panny Andraste, Ot, spacer pod pajęczynami. Kilka młodych panienek dookoła sprawiało jednak wrażenie dogłębnie zdjętych grozą. Dalishya prychnęła cicho.
Nareszcie, gdy lalunie zaczęły już tracić nadzieję na ponowne ujrzenie światła słonecznego, tłum dotarł do Bazy Wojskowej. Tu wszystko poszło jeszcze bardziej gładko, strażnicy i obsługa sprawnie pokierowali wszystkich do Sali Narad, gdzie też pozostawili ich na czas teoretycznie kilku godzin, czyli właściwie nieokreślony. Ktoś wyszedł na podium i wygłaszał jakieś orędzie, ale Dali nie słuchała. Co chwilę wspinała się na palce przeszukując wzrokiem salę w poszukiwaniu potarganej czupryny Doriana. W końcu udało jej się namierzyć White'a. Stał pod ścianą z tą całą Scarlett, a gdy Dali znów zobaczyła ich razem wszystko się w niej "zagotowało". - No zniszczę gada - szepnęła i sama dokładnie nie wiedziała czy miała na myśli Doriana, czy Scarlett. - No rzucę Dalekowi na eksterminację - dorzuciła wzburzonym tonem, po czym szybkim krokiem ruszyła w stronę blond duetu.
Dopadła Doriana i zdecydowanym pociągnięciem za rękaw jego płaszcza, odwróciła go w swoją stronę. - Co to ma być? Dlaczego nagle włóczysz się z tą... - nie wiedziała jakiego określenia użyć wobec Scarlett, toteż na moment się zacięła. - ...Z nią - rzuciła w końcu wskazując dłonią pannę Estellon. Mina Doriana nie wróżyła chyba nic dobrego. Dalishya Andraste
- Liczba postów : 56
Join date : 27/11/2012 Age : 780 Skąd : Gallifrey
by Dorian White Nie Gru 30, 2012 6:32 pm Ich wycieczka do parku przybrała dość nieoczekiwany charakter. Najpierw Scarlett zaczęła się uzewnętrzniać mówiąc o udawaniu kogoś innego, a później ta nagła materializacja. Dalek - na Gallifrey? Co się z tym światem dzieje?
Scarlett zaczęła krzyczeć po czym rzuciła się do ucieczki ciągnąć Doriana za sobą. Dobiegli aż do Urzędu Władców Czasu gdzie blondynka popisała się wybitną znajomością tajników pomieszczenia. Ze ściany wysunął się dotykowy ekran, w który Scarlett zaczęła stukać z zawrotną prędkością. Przy tym wszystkim, jak to kobieta cały czas nawijała. Coś o butach i delikatnych stopach. Dorian sam nie wiedział co powinien ze sobą począć, więc stał tylko i ją obserwował. Już po chwili otoczyły ich turkusowe promienie sugerujące teleport. Ściana Urzędu rozpłynęła się im przed oczami i znaleźli się w tajemniczym pomieszczeniu pełnym sejfów i skrytek. Towarzyszka Doriana zaczęła myszkować wokół, ale szybko jej przerwano bowiem do wnętrza wkroczyli groźnie wyglądający panowie w czarnych garniturach. Jeden z nich, jak się okazało, był ojcem Scarlett. Dziewczyna dostała reprymendę i została odesłana do Sali Narad. Dorianowi nie pozostało nic innego jak tylko pójść za nią. Sala Narad szybko zapełniała się ludźmi. Nie przeszkadzało im to jednak w rozmowie. Scarlett zaczęła go przepraszać. Oj tam, bez afery. - Serio, żaden problem. Sam chciałem z tobą iść i jestem ci wdzięczny za towarzystwo.
W dalszej rozmowie przeszkodziło im jednak przybycie Dalishyi. - Co to ma być? - dziewczyna wyraźnie miała zamiar zacząć awanturę. No świetnie po prostu. - Dali, opanuj się. Co ty robisz z moim rękawem? I tak ogólnie też. Dorian White- Moderator
- Liczba postów : 58
Join date : 21/11/2012 Age : 797 Skąd : Gallifrey
by Scarlett Lana Estellon Nie Gru 30, 2012 9:43 pm Scarlett miała mieszane uczucia co to tego, jak zareaguje Dorian, po incydencie z jej kochanym tatkiem. Całe szczęście, pod jego blond włosami kryje się jeszcze więcej rozumu, niż Lettie mogła się spodziewać. Mimo iż od ich poznania minęło niewiele czasu i w normalnym wypadku dziewczyna co najwyżej zapytałaby się o pogodę. Lecz władca czasu budził ochotę powierzenia mu wszystkich sekretów, jakie tylko wszechświat mógł posiadać.
Kamień z jej zimnego serca spadł, gdy chłopak powiedział, że nic takiego się nie stało. To jak taki przedświąteczny prezent pod choinkę. I choć Scarlett nigdy nie spodziewała się, iż ucieszy ją coś innego niż kosmetyki, to po jego słowach, stwierdziła, że jeszcze wiele o tym świecie musi się dowiedzieć.
Z tłumu, który wypełniał całą salę , dziewczyna rozpoznawała wiele osób. Jej starzy znajomi, jej starzy nielubiani znajomi, jej starzy nielubiani przyjaciele i tak dalej. Pewnie przy trzech piątych nazwisk mogłaby dodać "nielubiany", ale jej rozmyślania o osobistym i nietykalnym statusie innych przerwał zdenerwowany głos [to co jest napisane wyżej +] koleżanki. Nie ukrywam, że blondynka z nadzwyczajną ciekawością przysłuchiwała się słowom Dali, a w miarę wypowiadanych następnie wyrazów, uśmiech na twarzy Estellon niebezpiecznie się powiększał. - O, Dalishya, również dzień dobry - złapała się mocniej Doriana, przytulając się do jego ramienia jeszcze bardziej. Teraz nadszedł czas na udawanie słodkiej blondynki. No co? Przecież Lettie nie miała pojęcia, że obmacuje chłopaka brunetki... - Co ci się stało? Masz jakąś dziwną twarz - płakałaś? - dodała, udając zatroskanie, a jednocześnie dając jej do zrozumienia, iż dobrze wie, co spowodowało obecne zachowanie Dalishyi. __ D. Scarlett Lana Estellon- Administrator
- Liczba postów : 254
Join date : 19/11/2012 Age : 411 Skąd : Gallifrey
by Aria Villarin Nie Gru 30, 2012 10:47 pm Aria szła w milczeniu obok Dalishyi i sama nie wiedziała, jak powinna się zachować. Dali zdążyła się już trochę opanować, ale po jej twarzy cichutko spływały łzy. Aria chciała ją przytulić i pocieszyć, ale najzwyczajniej w świecie nie pozwalały na to warunki, w jakich się znalazły. Trzeba było ubrać twarz w minę mówiącą "wszystko w porządku" i maszerować za innymi Władcami Czasu. Tuż obok nich znalazła się nieznajoma dziewczyna i Dali bardzo - jak na swoje usposobienie - agresywnie zareagowała na jej pojawienie się i jakieś bezmyślnie rzucone w przestrzeń pytanie. Aria z trudem ją rozpoznawała - nie dość, że jej przyjaciółka nigdy wcześniej nie zdawała się mieć kłopotów z zachowaniem stabilności emocjonalnej, to w dodatku nagle przestała też logicznie myśleć! Przecież nie miała absolutnie żadnych podstaw, żeby się na Doriana wściekać i naprawdę, zobaczenie swojego chłopaka w towarzystwie jakiejś innej dziewczyny nie jest wydarzeniem, które powinno wyciskać z oczu hektolitry łez. Kobieta z pewnością znalazłaby jakiś serdeczny sposób przemówienia jej do rozsądku, gdyby nie tłumy niepożądanych słuchaczy zgromadzonych wokół. Aria przebyła więc całą drogę do Bazy Wojskowej w smutnej ciszy, a na jej twarzy można było dostrzec zatroskanie i zmartwienie. Taka już była od zawsze - gdy ktoś potrzebował jej pomocy, poświęcała mu całą swoją uwagę i energię. Rozpoczęło się przemówienie generała Estellona, ale żadna z nich nie słuchała uważnie. Dali była zajęta rozglądaniem się po sali, a jej towarzyszka bacznym obserwowaniem jej zachowania. Nagle zrobiło się niebezpiecznie - Dal wypatrzyła Doriana z Estellonówną uczepioną do jego boku. Zaczęła gniewnie warczeć pod nosem i ruszyła w kierunku tamtych dwojga. Aria westchnęła, zrezygnowana i postanowiła się nie wtrącać. Nie ma nic bardziej denerwującego niż znajoma wtrącająca się w kłótnię pary zakochanych. Nagle przypomniała sobie o czymś ważnym, o czym raczej nie powinna była zapominać, szczególnie w obecnie nastałych okolicznościach... - Jason...! - wykrzyknęła cicho i natychmiast zaczęła skanować wzrokiem pomieszczenie w poszukiwaniu ziemianina. Nigdzie go nie było, chcąc nie chcąc wyruszyła więc na obchód sali z nadzieją, że odnajdzie go gdzieś, bezpiecznego. Gdyby okazało się, że został na zewnątrz... Byłby w ogromnym niebezpieczeństwie. Niebezpieczeństwie, na które to ona go naraziła, przywożąc na Gallifrey. Przyspieszyła kroku i coraz bardziej nerwowo rozglądała się na boki. Nie było go. Nie było! - To moja wina! - powiedziała sama do siebie z wyrzutem. Gdy skupiła się na tym, co działo się tuż przed nią zauważyła, że stoi oko w oko z nieznajomą brunetką, która właśnie była świadkiem jej rozpaczliwego wyznania. Aria Villarin- Administrator
- Liczba postów : 178
Join date : 19/11/2012 Age : 636 Skąd : Gallifrey
by Dalishya Andraste Nie Gru 30, 2012 10:51 pm Dalishya zobaczyła jak Scarlett wpija się w ramię Doriana i delikatnie mówiąc poczuła się bardzo źle. Jeszcze ten przymilny ton przesycony udawaną troską. Czy płakała? Perfidne pytanie. - Nie twoja sprawa - wycedziła w stronę swojej odwiecznej rywalki. - Lepiej stąd spływaj - dorzuciła jeszcze. - A ty - znów zwróciła się do swojego chłopaka. - Ty musisz mi zaraz wyjaśnić dlaczego obściskujesz się z obcymi kobietami. I to publicznie! Żebyś jeszcze miał jakiś tajny romans, ale nie, otwarcie drwisz z nas, ze mnie i z samego siebie. Jak ci nie wstyd? Włączył jej się potok słów, którego sama nie była w stanie zatrzymać. Jednak dłoń Doriana, którą złożył na jej ustach skutecznie ją uciszył. Ze stoickim spokojem chłopak popatrzył jej głęboko w oczy i oświadczył tylko: - To nie tak jak myślisz. Stare jak świat! No szag mnie jasny trafi! On nawet nie umie się oryginalnie wytłumaczyć!... - potok słów z braku możliwości ujścia ustami przerzucił jej się na myśli. Dalishya Andraste
- Liczba postów : 56
Join date : 27/11/2012 Age : 780 Skąd : Gallifrey
by Scarlett Lana Estellon Nie Gru 30, 2012 11:31 pm Teraz to Scarlett naprawdę miała ochotę roześmiać się jej w twarz i wymienić w ilu sprawach się myli. Widząc zdenerwowanie, które malowało się na twarzy Dali, chciała dorzucić jeszcze kilka powodów, dla których brunetka mogłaby rozpłakać się i uciec, a najlepiej z krzykiem i ogólnym rozpierdzielem malowanym na jej całej postaci.
- Spływaj? - zaśmiała się Lettie. - A jakby ktoś ci się włamał do domu, to zeszłabyś sprawdzić kto to, na wszelki wypadek niosąc do obrony poduszkę? - teraz zastanawiała się, czy Dalishya oby nie ma pięciu lat, albo nie chce odstawiać cyrku przed resztą Władców Czasu, no cóż, Lettie nie miała z tym problemu.
Blondynka puściła się Doriana na dziesięć sekund, okrążając ich grupkę, w przemyślanym wcześniej chodzie, aby rzekomo sprawdzić, czy nie ma w pobliżu innego znajomego. W głowie przewracało się jej tysiąc myśli i jedna kluczowa, która niczym chmura ze słońcem, przysłaniała inne życiowe cele: zniszczyć Dali. Nie skłamałabym mówiąc, iż dla Scarlett nie miało to kompletnego znaczenia w jaki sposób do tego by doprowadziła. Wracając ze swojego oblukania terenu, syknęła brunetce do ucha: - Kotku, nie moja wina, że woli młodsze. - i jak gdyby nie do końca obecna była całego zamieszania, znów stanęła przy Dorianie i dosyć pokaźnie - i zdecydowanie za blisko - chwyciła go pod rękę. Scarlett Lana Estellon- Administrator
- Liczba postów : 254
Join date : 19/11/2012 Age : 411 Skąd : Gallifrey
by Anastasia D'angelo Nie Gru 30, 2012 11:35 pm No dobra, pytanie może nie było z rodzaju tych o egzystencję czy o sens, ale w położeniu Anastasii takie głupie nie było. Jednak jeszcze przed chwilą zapłakana Władczyni Czasu dała jej co innego do zrozumienia. Może i przeżywa silne emocje, ale to było megawredne. No bez przesady! Nie wywarła na Anie dobrego wrażenia, ale ta wątpiła, żeby jej na tym zależało. Na jej gust, dziewczyna była z tych, co to nie dbają o nowych znajomych, a raczej nowi znajomi dbają o nią. Cóż. Ana nie zamierzała wdawać się w nią w dyskusje, które i tak nic by nie dały. Zwolniła, nie chcąc iść obok przemądrzałej panny w połączeniem lekkiej pogardy i „a odczep się ode mnie” na twarzy. Tak czy siak, trochę się dowiedziała. Że zagrożeniem była pojedyncza istota. Dalek, czymkolwiek był.
Raźno podążyła za wszystkimi. W wielkiej sali zabrali się wszyscy. Jakiś generał przemawiał, oczywiście rozwlekle. Oprócz kilku ważnych zdań, że wypuszczą ich w przeciągu kilku godzin, ta sama gadka co wszędzie. Zagrożenie mija, przyczyny się ustali, toteż później Ana nie słuchała zbyt uważnie, zresztą jak większość otaczających ją ewakuowanych. Dojrzała brunetkę idącą, ha, wręcz biegnącą do pary pod ścianą. Oto i przyczyna emocjonalnej burzy... Była ciekawa, jak sytuacja się potoczy, ale tamci stali w pewnej odległości od niej, a tłum ich dzielący nie pozwalał, by swobodnie ich obserwować. - To moja wina! – powiedziała nagle blondynka stojąca tuż przed nią. Wcześniej wyraźnie kogoś szukała. Ana nie wiedziała za bardzo, co powiedzieć. Pocieszać, olać? Nie chciała być znów zjechana, ale ta dziewczyna zdawała się być milsza. Zdawała się być autentycznie zmartwiona. Ziemianka w końcu zapytała: - Nie wiem, o co chodzi, ale może Ci jakoś pomóc? Jeśli chcesz... – spróbowała uśmiechnąć się przyjaźnie.
Tymczasem obok rozpętywała się towarzyska burza. Anastasia D'angelo
- Liczba postów : 119
Join date : 05/12/2012 Age : 36 Skąd : Paryż
by Aria Villarin Pon Gru 31, 2012 12:02 am Aria popatrzyła na nieznajomą dziewczynę i od razu poczuła do niej sympatię. Wśród mieszkańców Gallifrey rzadko można było spotkać kogoś, kto z takim bezinteresownym zapałem oferował swoją pomoc obcym osobom, a Władczyni Czasu - jako, że sama była kobietą empatyczną i chętną do pomocy innym - ceniła w Gallifrejańczykach tę cechę szczególnie. Był tylko jeden mały szczegół, o którym należałoby wspomnieć. Stojąca przed nią dziewczyna na pewno nie była rodzimą mieszkanką planety, na której obecnie się znajdowała. Wystarczyło jedno uważne spojrzenie, aby utwierdzić się w tym przekonaniu. No i ten ziemski zapach... Aria była na Ziemi już wystarczająco wiele razy, żeby bezbłędnie rozpoznawać zapach człowieka. Problem był tego typu: obecnie miasto, jak i cała planeta - objęte były szkarłatnym kodem. Jest to stan alarmowy, w czasie którego nie wolno ani wychodzić z podziemnej bazy, ani tym bardziej opuszczać planety, a już na pewno nie wolno sprowadzać tu przedstawicieli innych gatunków! Stają się oni automatycznie podejrzani o złamanie barier ochronnych i spowodowanie stanu wyjątkowego. Nieważne, czy ta ziemska dziewczyna przybyła tu już dawno temu - przepisy były przepisami, wyjaśnienia potrwałyby długo i z pewnością nie byłyby przyjemne, a w dodatku przeciętny Władca Czasu raczej nie był przyjaźnie nastawiony do obcych ras kosmitów. - Wydaje mi się, że to ty bardziej potrzebujesz pomocy - powiedziała Aria z troską, po czym ciągnęła dalej przyciszonym tonem, niemal szepcząc. - Powinnaś stanąć w takim miejscu, żeby za bardzo nie rzucać się nikomu w oczy. Niektórzy, szczególnie przedstawiciele władzy, mogliby nie zareagować zbyt entuzjastycznie, gdyby dowiedzieli się, że podczas szkarłatnego kodu na Gallifrey przebywa człowiek. Chodź za mną, staniemy gdzieś na uboczu. Aria rozejrzała się ostrożnie dookoła i kątem oka dostrzegła rozgrywającą się pod ścianą scenę. Biedna Dalishya. Ale jest też pozytywny aspekt całej sytuacji - uwaga większości ciekawskich skupiała się właśnie wokół powstałego tam zamieszania. Musiały więc ustawić się gdzieś po przeciwnej stronie sali. Chwyciła swoją rozmówczynię za rękę i powoli poprowadziła ją w kierunku przeciwległej ściany. Gdzie jest Jason? - myślała, czując narastający coraz silniej niepokój. Aria Villarin- Administrator
- Liczba postów : 178
Join date : 19/11/2012 Age : 636 Skąd : Gallifrey
by Dorian White Pon Gru 31, 2012 12:05 am Pierwszym co Doriana zaskoczyło (oczywiście już po niespodziewanym przybyciu Dalishyi), było zachowanie Scarlett. Był pewien, że na widok brunetki jakoś się oddali czy też będzie udawała, że wcale go nie zna. Tymczasem, stało się zupełnie odwrotnie i dziewczyna ostentacyjnie się do niego przytuliła. Scarlett zwróciła uwagę na wygląd Dali i rzeczywiście, dziewczyna wyglądała jakby całkiem niedawno płakała. Zupełnie zbity z tropu Dorian nie zdążył wykrztusić z siebie słowa, gdyż zdarzyła się druga zaskakująca dla niego rzecz i jego dziewczyna, wiecznie chłodna i zdystansowana, straciła nad sobą panowanie. Oskarżenia wypadały z ust Dali niczym pociski. Chłopak nie był w stanie długo słuchać tych bzdur i nieco może ordynarnym gestem przerwał jej monolog. Odczekał chwilę, by mogła skupić na nim całą swoją uwagę, po czym powiedział: - To nie tak jak myślisz. Być może zabrzmiało to banalnie, ale było prawdziwe. Chciał jej przedstawić swój punkt widzenia, ale nie zdążył, bo w tym momencie znów włączyła się Scarlett. Rzuciła w kierunku Dalishyi kąśliwą uwagę, co zdaje się jeszcze bardziej wzburzyło brunetkę, po czym niespodziewanie zmieniła swoje położenie. Dorian mógłby przysiąc, że podczas swojego małego obchodu szepnęła coś młodej Andraste. Dorian nie zareagował na to, że blondynka wzięła go za rękę, właściwie nawet nie do końca był tego faktu świadomy. Całą uwagę poświęcił bowiem na obserwację Dali. Wyglądała jakby za chwilę miała wybuchnąć, albo jakby chciała udusić ich gołymi rękami, a chłopak coraz mniej z tego wszystkiego rozumiał. Czy ktoś może tak bardzo się zmienić przez zazdrość? Może Dali była na coś chora? A może miała obsesję? Przez chwilę Dorian poczuł się jak jakiś idiotyczny puchar w konkursie, o który obie panie toczyły zawziętą, damską (czyli niepojętą dla mężczyzny) walkę. Dorian White- Moderator
- Liczba postów : 58
Join date : 21/11/2012 Age : 797 Skąd : Gallifrey
by Jason Moore Pon Gru 31, 2012 2:07 am Jason siedział cierpliwie przy stoliku i czekał. Z braku pomysłu na lepsze zajęcie, przypatrywał się rozmowie Arii i jej znajomej. Nowa wyglądała na poddenerwowaną i Aria wyraźnie starała się ją pocieszyć. Nie trwało to jednak długo. Powietrze wypełnił bowiem przejmujący dźwięk alarmu i wszyscy znajdujący się w pomieszczeniu, zapominając o całym świecie, ruszyli do wyjścia ewakuacyjnego. Wszyscy, z jednym wyjątkiem. Jason dalej siedział cierpliwie przy stoliku i z dużym zainteresowaniem oglądał wszystko co się wokół działo. Sala szybko opustoszała, muzykę wyłączono już na początku alarmu i teraz jęk syren hulał między ścianami, sufitem a podłogą niemal bez przeszkód. Nie było to przyjemne dla uszu, toteż Moore postanowił opuścić budynek. Niespiesznym krokiem przeszedł do portierni. Szatniarza nie było, najwidoczniej razem z innymi pobiegł do schronu. Nie szkodzi. Jason lekko przeskoczył nad blatem i zaczął kręcić się po szatni w poszukiwaniu swoich rzeczy. Czarny płaszcz wisiał smętnie w rogu opuszczony niczym jego właściciel. Amerykanin spokojnie się ubrał po czym wyszedł na zewnątrz.
Miasto było zupełnie opustoszałe. Jedynie w oddali Jason zauważył jakąś rudą dziewczynę, która szybko się oddalała. Zza rogu budynku doszedł doń robotyczny głos skrzeczący w kółko: - Extetminate. Nie wróżyło to nic dobrego i Jason poganiany przez instynkt samozachowawczy schował się z drugiej strony budynku. Czekał przez chwilę, próbując obmyślić plan działania. Szybko jednak do głosu doszła jego ciekawość i mężczyzna ostrożnie wyjrzał na ulicę, próbując namierzyć źródło groźby eksterminacji. Zobaczył "to coś" z profilu, tak mu się przynajmniej wydawało. Obły kształt robota błyszczał metalicznie w słońcu. Z tymi swoimi lampkami w hełmie i panelami pokrytymi kulkami wyglądał raczej zabawnie. Moore nie wierzył, że to właśnie z powodu tej puszki wzniesiono alarm i już miał zamiar wyjść, by obejrzeć osobliwość z bliska, gdy na plac wyległ oddział wojskowy. Nie był zbyt liczny, a jego liczebność jeszcze zmalała, gdy Dalek otworzył ogień. Postrzeleni promieniami błękitnego lasera Władcy Czasu z wyraźnym trudem oddalali się od napastnika chowając w pobliskie uliczki.
Jeden z nich za cel obrał sobie kryjówkę Ziemianina. Ledwie dokuśtykał do Jasona i zwalił się na kolana. Próbując wstać zauważył człowieka i obdarzył go zdziwionym spojrzeniem. - Co tu robisz? - spytał, zdaje się odruchowo. Przecież w tamtej chwili nie miało to najmniejszego znaczenia. Jason bez słowa pomógł nieznajomemu podnieść się z ziemi starał się odprowadzić go najdalej jak się dało od niebezpieczeństwa. - Puść mnie tutaj - powiedział w końcu Władca. - Będę regenerował. Moore nie wiedział co mężczyzna miał na myśli, po prostu wykonał polecenie. Położył Władcę Czasu na chodniku i odsunął się dwa kroki, gdy osnuła go złota regeneracyjna energia. Nagły rozwój procesu oślepił na chwilę Jasona. Mógł jedynie słyszeć, jak jego kompan podnosi się z ziemi i zmienionym głosem ocenia swój nowy wygląd. - Nie jest źle. I tak, jak to mówią "za mundurem, panny sznurem". Hej ty, wszystko z tobą w porządku? - spytał w końcu Jasona. - Szczerze mówiąc nie. Przez tę twoją sztuczkę nic nie widzę - burknął Moore. Piechura zatkało. Po chwili głośno wciągnął powietrze i chyba miał w mózgu nadmiar tlenu, bo postawiona przezeń teza była całkowicie pozbawiona sensu. - Ziemianin, spiskowiec, zamach, sprzymierzeniec Daleków, pojmać go, przed trybunał go - darł się coraz głośniej, a Amerykanin nie wiedział co zrobić. Co prawda zamroczenie już mijało, jednak za wolno i wciąż widział zbyt mało by móc rzucić się do ucieczki. Usłyszał zbliżające się kroki nowej osoby i głos "Brutusa": - A, Obsydianie, pomóż mi. Mamy tu spiskowca, udając Władcę Czasu miał zamiar zinwigilować nasze systemy obronne i donieść o tym Dalekowi. Musimy go jak najszybciej doprowadzić przed oblicze przełożonych. - Brawo Nerenie - odparł drugi głos. - Może oprócz nowego wcielenia czeka cię dziś również awans. Po czym obaj chwycili Jasona za ramiona. Moore walczył z całych sił i wyrywał się jak tylko mógł, ale nie był w stanie skutecznie się bronić. Jedyne co mu pozostało to iść tam, gdzie go poprowadzą i czekać na rozwój wydarzeń.
Nie szli zbyt długo i chyba użyli teleportu, toteż gdy stanęli przed metalowymi drzwiami schronu, oczy Jasona wciąż spowijała dość gęsta mgła. Eskortujący go żołnierze spędzili chwilę na pertraktacjach ze strażnikami. W końcu ich jednak wpuszczono. Sala wypełniona była ludźmi, Jason wyraźnie słyszał tłum, charakterystycznie niczym w Nowym Yorku. Otworzenie drzwi schronu mogło wywołać tylko jedną reakcję wśród ludzi zamkniętych w środku. Monotonny szum przeszedł w szelest, gdy większość twarzy zwróciła się w ich kierunku. Jason Moore
- Liczba postów : 125
Join date : 02/12/2012 Age : 38 Skąd : Nowy York
by Anastasia D'angelo Pon Gru 31, 2012 4:38 pm Za radą blondynki poszła pod ścianę, gdzie można było się ukryć we względnym cieniu. Łatwo było jej zaufać nieznajomej, podeszła do niej z takim przyjaznym nastawieniem. No i to, co mówiła, było logiczne. W końcu ona też była tu obca. Postanowiła tak nie obnosić się ze swoim „człowieczeństwem”. - Co mogę jeszcze zrobić, żeby nie być taka zauważalna? – spytała. - I dziękuję, choć właściwie nie wiem komu. Jak się nazywasz? – szepnęła z uśmiechem.
Mimo wszystko nie wyglądało na to, żeby Anastasia miała mieć jakiekolwiek kłopoty – wszyscy byli zajęci albo zamieszaniem związanym z awanturą histerycznej brunetki z parą, albo wchodzącą właśnie eskortą. - Oho, niektórzy mają kłopoty gorsze niż ja – powiedziała, gdy tylko ją zauważyła. Do sali weszło kilku żołnierzy w pełnym rynsztunku, prowadząc mężczyznę w płaszczu. - Szpieg, zamachowiec – poniosło się po sali. Pewnie też jest człowiekiem... Tyle że złapanym. Jednak tajemniczy facet zdawał się tym wcale nie przejmować, to znaczy, nie okazywał absolutnie żadnych emocji.
W obliczu takiego obrotu sprawy Ana cofnęła się głębiej w cień, choć była ciekawa losu Ziemianina. Niepokój jednak zwyciężył i kobieta miała nadzieję, że, jeżeli nie udałoby się jej niepostrzeżenie wymknąć, to chociaż przeczekać czas, póki ich nie wypuszczą. Na Nate’a nie miała co liczyć, nie miała wątpliwości. Anastasia D'angelo
- Liczba postów : 119
Join date : 05/12/2012 Age : 36 Skąd : Paryż
by Dalishya Andraste Pon Gru 31, 2012 6:49 pm Wybuch nadszedł: - Jak śmiesz? Ty lafiryndo! Odczep się od mojego chłopaka - tak, Dali była przesadnie wzburzona. - A do Ciebie Dorian... Naprawdę, sama nie wiem co powiedzieć. Żądam żebyś natychmiast poszedł ze mną. Albo inaczej, możesz zostać tu z nią, ale wiedz że w takim wypadku możesz się więcej do mnie nie odzywać. Dalishya Andraste
- Liczba postów : 56
Join date : 27/11/2012 Age : 780 Skąd : Gallifrey
by Dorian White Wto Sty 01, 2013 2:59 am Całe zajście było po prostu absurdalne - przynajmniej z punktu widzenia Doriana. Między nim i Scarlett nie było przecież zupełnie nic, a Dalishya już zachowywała się jak w tych starych ziemskich westernach i kazała mu dokonać ostatecznego wyboru. Jakże to patetyczne. Chłopak nie chciał wplątywać się bardziej w chore gierki żeńskich umysłów. - Nie słuchasz mnie - przemówił do swojej dziewczyny tonem, jakim zwykle mówi się do rozjuszonego dziecka. - Opanuj się to porozmawiamy spokojnie i może dasz mi wtedy wyrazić swój pogląd na całą sprawę. Nie chcę tu dokonywać żadnych pseudo-życiowych wyborów, czego właśnie ode mnie wymagasz, bo to zwyczajnie niepoważne i głupie. Pooddychaj sobie czy coś, a ja zobaczę co się dzieje przy tych drzwiach. Jak oznajmił, tak zrobił i wyswobodziwszy się z uścisku Scarlett, oddalił się w kierunku włazu do schronu. Na odchodne rzucił jeszcze obu paniom przez ramię: - Tylko mi się nie pozabijajcie. Dorian White- Moderator
- Liczba postów : 58
Join date : 21/11/2012 Age : 797 Skąd : Gallifrey
by Zoe Cameron Wto Sty 01, 2013 6:50 pm Choć Sala Narad była po brzegi wypełniona, już porobiły się mniejsze i większe grupki Władców dyskutujących między sobą. Niektórzy jednak woleli się przysłuchiwać jakiejś awanturze z jednej strony sali i „robili” za gapiów. Zo nie lubiła ich, bo sama zawsze wolała albo czynnie się do czegoś włączyć, albo po prostu się nie mieszać. Jednak nie było też tak, że nie wiedziała, co się w świecie dzieje, bo fakty, plotki, opinie i inne domysły przybywały do niej jak ćmy do lampy, a to z powodu jej zawodu. W „szpitalu”, jak lubiła określać swoje miejsce pracy, ludzie lubili rozmawiać, choćby o czymkolwiek i mimowolnie dziewczyna wszystko słyszała. Poza tym miała też sporo znajomych, z którymi często się spotykała.
Wtedy więc podeszła do owej grupki i zajrzała przez czyjeś ramię, by zobaczyć, kto tam w ogóle jest. A może jakiś mój znajomek? Okazało się, że to Dali i Dorian, których dobrze znała, oraz panna Estellon, którą kojarzyła tylko z widzenia, ale akurat z nią nie zamierzała nawiązywać jakichś szczególnych relacji, choć w kręgach rudowłosej mówili, że właśnie z nią warto je mieć, a to z powodu jej ojca. Cóż, ojca się nie wybiera – mawiała i zaraz dodawała: a ważniejsza jest chyba osoba niż jej koligacje. Wyglądało na to, że ta pannica się przystawiała do chłopaka. Na twarzy Zoe pojawił się grymas.
Jednak w tym momencie do Sali wkroczyła eskorta z więźniem i większość twarzy zwróciła się w tamtą stronę. Owa zniewolona osoba była na pewno człowiekiem, no bo Władcę Czasu by raczej w czasie szkarłatnego alarmu nie prowadzili w taki sposób, nie? Zo była pozytywnie nastawiona do rasy ludzkiej i chociażby chciała pomóc, to i tak nic nie mogła zrobić, bo znajomości z żołnierzami były jej obce. W międzyczasie Dorian wyszedł z kółka, a dziewczyna ruszyła za nim.
- Hej, Dorian! Jak się masz? Kiedy to my się widzieliśmy ostatnio? – powiedziała z bananem na twarzy i podała mu „sztamę” jak zawsze z naprawdę dobrymi przyjaciółmi. – Wiesz co tu się w ogóle dzieje? I co tam – wskazując na wcześniej opuszczone przez niego miejsce – się stało? – zapytała, przypominając sytuację sprzed chwili. Gdyby nie znali się już od tak dawna, nigdy nie ważyłaby się na taki krok. Nie była przecież wścibska, a tą sytuacją się trochę zmartwiła.
Zoe Cameron
- Liczba postów : 123
Join date : 22/12/2012 Age : 526 Skąd : Gallifrey
by Dorian White Wto Sty 01, 2013 7:36 pm Dorian przedzierał się przez tłum najszybciej jak się dało, pragnąc wydostać się z objęć tego szaleństwa. Kobiety są opętane. Na bank. Jakby mało mu było przeżyć z dziewczynami tego dnia, zatrzymał do oczywiście żeński głos. - Hej, Dorian! - Chłopak westchnął w duchu, ale zatrzymał się i zwrócił w kierunku, z którego dobiegło powitanie. Na całe szczęście zawołała go Zoe Cameron, a ona nie była tak zupełnie dziewczyną. Znaczy: znali się od wielu lat i pomimo że walory jej aparycji były niezaprzeczalne, Dorian traktował ją raczej jak starego kumpla niż dziewczynę w dosłownym tego słowa znaczeniu. Męskim gestem uścisnął jej dłoń i uśmiechnął się niezobowiązująco. - Hej Ruda. Faktycznie, minął już szmat czasu - przyznał. Jego uśmiech przybladł nieznacznie gdy zaczęła wypytywać. - Jestem dziś taki skołowany, że nie wiem już nic. Dzieją się rzeczy dziwne i z mojego punktu widzenia zupełnie niepojęte. Może Dali by ci coś wytłumaczyła - zrobił krótką pauzę zerkając na swój poprzedni cel - zamieszanie przy drzwiach, po czym kontynuował. - Właśnie miałem zamiar spróbować ogarnąć chociaż jedną z dziejących się tu rzeczy i zobaczyć co dzieje się przy drzwiach. Masz ochotę pójść ze mną czy tradycyjnie zaczekasz aż wieści dotrą same? - zaproponował puszczając do niej przyjacielskie, porozumiewawcze oko. Dorian White- Moderator
- Liczba postów : 58
Join date : 21/11/2012 Age : 797 Skąd : Gallifrey
by Zoe Cameron Wto Sty 01, 2013 8:14 pm - Hej Ruda – Zoe bardzo lubiła jak Dorian ją tak nazywał. I tak jak powiedział, tak też wyglądał: na skołowanego. Wspomniał o Dali, ale coś bez entuzjazmu. Kuuurczę, u nich też kryzys?- Właśnie miałem zamiar spróbować ogarnąć chociaż jedną z dziejących się tu rzeczy i zobaczyć co dzieje się przy drzwiach. Masz ochotę pójść ze mną czy tradycyjnie zaczekasz aż wieści dotrą same? – puścił do niej oko. Na TARDIS, ale ja go lubię!- Dziś chyba się skuszę na wycieczkę – odpowiedziała, odwzajemniając przyjacielskie oczko.* Poszli więc ramię w ramię w stronę wspomnianych drzwi. A tam znowu tłum. Owego więźnia, którego widziała wcześniej, wiedli na podium w stronę sztabu. Jednak lekkie to nie było, bo każdy chciał się przyglądnąć twarzy nieznajomego. A żołnierze trzymali go mocno za ramiona, by im tak nie uciekł. Tyle, że uścisk wyćwiczonych Władców Czasu do najlżejszych nie należał. Zoe krzyknęła więc: - Delikatności trochę! I tak przecież wam nie ucieknie, bo wszyscy go wskażą! – i spojrzała prosto w jego ciemnobrązowe oczy. Tylko tyle mogła zrobić dla niego. Ale mogła też nie zrobić nic. Dla siebie. Bo w tej chwili żołnierze rzucili jej wściekłe spojrzenia, a jeden z nich warknął: - Nie interesuj się nie swoimi sprawami, głupia! Ale jednak rozluźnili trochę uchwyt. * OczkoOstatnio zmieniony przez Zoe Cameron dnia Sro Sty 02, 2013 2:58 pm, w całości zmieniany 1 raz Zoe Cameron
- Liczba postów : 123
Join date : 22/12/2012 Age : 526 Skąd : Gallifrey
by Aria Villarin Wto Sty 01, 2013 8:42 pm - Co mogę jeszcze zrobić, żeby nie być taka zauważalna? I dziękuję, choć właściwie nie wiem komu. Jak się nazywasz? – dziewczyna zasypała Arię pytaniami, na które blondynka zamierzała cierpliwie odpowiedzieć. Zamierzała - bo nigdy do tego nie doszło. Nagle drzwi wejściowe do sali, w której zgromadzony był tłum Gallifrejańczyków otwarły się z łoskotem i dwóch postawnych żołnierzy wprowadziło (a raczej należałoby powiedzieć: przywlokło) do środka Jasona. Aria bez słowa ruszyła w tamtą stronę przepychając się i łokciami torując sobie drogę do celu. Wokół przybyłej grupki zdążyło się już rozpętać zamieszanie, bo jakaś ruda dziewczyna postanowiła stanąć w obronie trzymanego w żelaznym uścisku ziemianina. Aria czuła adrenalinę pulsującą w jej żyłach, gdy dołączyła do kroczącego orszaku, rzucając Jasonowi spojrzenie, które z założenia miało przekazywać coś na kształt otuchy. Chyba jednak średnio udało jej się zrealizować to założenie, bo jak miała mu wmawiać, że sytuacja jest pod kontrolą, skoro sama trzęsła się jak galareta? Podczas szkarłatnego kodu mundurowi byli tak naprawdę nieobliczalni, bo w każdym przybyszu z obcej planety widzieli tylko jedno: szansę na awans. - Wszystko w porządku - wykrzyknęła cicho fałszywe zapewnienie w kierunku Jasona, z mizernym skutkiem próbując opanować drżenie głosu i ruszyła razem z nimi w kierunku podium. Gdy już się tam znaleźli, od razu wysunęła się naprzód i stając oko w oko z generałem Estellonem wzięła głęboki oddech, zbierając się na odwagę. Zanim ktokolwiek zdążył powiedzieć cokolwiek, odezwała się głośno: - Człowiek jest ze mną. Nazywa się Jason Moore i to ja przetransportowałam go na Gallifrey, zanim ogłoszono stan alarmowy. Chętnie złożę wszystkie potrzebne wyjaśnienia.Generał przez chwilę mierzył Arię chłodnym spojrzeniem, które następnie przeniósł na Jasona i swoich wiernych żołnierzy. Po chwili zastanowienia podjął decyzję i orzekł zdecydowanie: - Zapraszam na przesłuchanie do Sali Treningów. Aria Villarin- Administrator
- Liczba postów : 178
Join date : 19/11/2012 Age : 636 Skąd : Gallifrey
by Scarlett Lana Estellon Wto Sty 01, 2013 9:55 pm Zobaczcie jak łatwo jest zmienić ucieszonego tygryska w zdezorientowanego kotka. Monolog Doriana, który kompletnie nie odstawał od normy, gdy przyłapywało się faceta w łóżku z jakąś babą, niewiele wyjaśniał, nie wspominając o całkowitym załagodzeniu sprawy. Scarlett z ciekawością i istną uciechą przysłuchiwała się rozmowie blondyna z jego niezrównoważoną - jak pewnie postrzegała ją teraz połowa sali - dziewczyną. Mimo iż w ostatnich minutach nic szczególnego, co mogłoby wywołać szczyt satysfakcji u Lettie, się nie wydarzyło, lecz i tak odczuwała ogromną satysfakcję pomieszaną z dumą, że jest w stanie wyprowadzić kogoś z równowagi zaledwie kilkoma chwytami. Dalishya zaczęła stawiać warunki, krzyczeć i ogólnie przygotowywać wszystkich na podejmowanie wielkich decyzji życiowych, których właśnie oczekiwała od Doriana. Scarlett naprawdę nie rozumiała, po co robić taką aferę? Czy można wywołać u kogoś taką zazdrość przez zadawanie się z innymi dziewojami? Rozumiem, gdyby stali w parku niebezpiecznie blisko, szepcząc sobie do ucha różna nieprzyzwoite rzeczy, ale o zwykłe spotkanie? No coż... każdy uważa co innego za problem. Choć tu takowy mógł się pojawić, a Dali rzeczywiście mogła znaleźć się w kłopotliwej sytuacji. Estellon coś dziwnego ciągnęło w stronę chłopaka. Coś innego niż ciekawość i chęć zapoznania nowego znajomego. Potem brunetka zaczęła jeszcze bardziej krzyczeć i nazwała Lettie …"lafiryndą"? I w tym momencie córka generała była skłonna do przeróżnych krzywd kierowanych w stronę Dali. Nie ważne jak bardzo okrutne by one nie były... Choć najchętniej przywaliłaby jej w ryj skrzywiając te sztuczne proste zęby i operowany nos. Niestety, ale blondi nie zrobi tak widowiska. To nie w jej stylu, nie wspominając o wychowaniu. Ona NIGDY nie dopuściłaby się do takiej agresji, ukazania swoich pazurków i zmiażdżenia wroga przy świadkach - NIGDY! Zawsze była w miarę miła i wzbudzająca względne pozory zaufania i chęci zapoznania się ze zwykłymi mieszkańcami. Dlatego też nie brak jej było znajomych i przyjaciół sądzących, że są zaszczyceni skrobnięciem trochę złotych chmur z codziennego życia Władczyni Czasu. To teraz czas na ukazanie swojej domowatości i dziewczęcości: - Posłuchaj mnie Dalishyio - uniosła wyżej głowę - wiem, że musisz używać TAKICH słów, aby ktokolwiek cię zauważył - zrobiła pauzę - ale proszę, nie każ mi zniżać się do twego poziomu - rozglądnęła się po sali, zauważając, iż rzeczywiście kilka osób z ciekawością obserwuje całe zajście. - Damom tak nie wypada – pouczyła dziewczynę i odwróciła się na pięcie. Zaczęła zmierzać w kierunku podestu, na którym obecnie zasiadał jej ojciec. Nawet nie wiecie jak bardzo Scarlett musiała opanować nerwy, aby zamiast przygwoździć ją do ziemi, wykrztusić z siebie cokolwiek. Choć jej monolog na pewno zrobił nie lada wyzwanie, a przede wszystkim udowodnił kto ma klasę, a komu zdecydowanie jej brak, to i tak czuła pewien niedosyt, który bardzo chciała załagodzić w odpowiednim czasie… tak tak – zemsta. Kątem oka zauważyła, jak Dori nieświadom odejścia Lattie również poszedł i rzucił w ich stronę coś w rodzaju "Walkę czas zacząć! Gdzie główną nagrodę jest - Doriana White! Tylko proszę bez rozlewu krwi". Czyli jednak Dorian nie zadecydował... biedna Dali - uśmiechnęła się z satysfakcją, jednocześnie chcąc ukatrupić chłopaka, za to co powiedział. Gdy doszła już do podestu, za którymi znajdowały się drzwi, strażnicy bez problemów wpuścili ją do pomieszczenia, gdzie byli władcy planety. Mówili coś o jakimś intruzie, włamywaczu, sprzymierzeńcu Daleków. Tak czy siak, Scarlett rozumiała nie więcej niż tematy z rachunków prawdopodobieństwa. Zainteresowana wydarzeniami, o których robiło się coraz głośniej, podeszła do swojego ojca, nie do końca wiedząc od czego ma zacząć: - Co się stało? - zaczęła spokojnie. I choć widziała na jego twarzy pewne obawy, a przede wszystkim pozostałości po minie pełnej zawiedzenia, kontynuowała - Co z tym mężczyzną? - dopowiedziała już bardziej stanowczo, zaczynając obawiać się mocniej reakcji taty. - Mamy nieproszonego gościa na planecie - powiedział, jakby nie w pełni świadomy istnienia Lettie. Zaraz podszedł do niego jakiś oficer, po czym cichym, ale dającym do zrozumienia głosem, przekazał jakąś wiadomość. - Musisz iść i czekać z resztą... mamy przesłuchanie. Dziewczyna wiedziała, że niema zamiaru tu stać i patrzeć jak inni Władcy Czasu wesoło hasają po sali i z uśmiechem wymieniają między sobą zdania. - Idę z Tobą - oświadczyła i stanęła przy mężczyźnie. Przy wejściu, które znajdowało się naprzeciw całego podestu do przemówień, stali również żołnierze, a blondynka w duchu zastanawiała się, co jak zechce im się siusiu? Przecież i tak będą musieli stać na baczność i pilnować wejścia. Gdy tylko drzwi znajdujące sie na drugim końcu otworzyły się, wyszli z nich władcy Gallifrey, generałowie, politycy... i Scarlett. Tłum rozstąpił się, aby osoby mogły dojść do wyjścia. Przy takowym zauważyła nie kogo innego niż Doriana, rozmawiającego z jakąś rudą dziewczyną, której i tak blondynka nie znała. Uniosła wyżej głowę, wyprostowała łopatki i dumnie przeszła obok chłopaka i nieznajomej. Zmierzali w kierunku Sali Treningów. Scarlett Lana Estellon- Administrator
- Liczba postów : 254
Join date : 19/11/2012 Age : 411 Skąd : Gallifrey
by Anastasia D'angelo Czw Sty 03, 2013 9:47 pm No tak, jej pytania oczywiście zostały bez odpowiedzi. Może to była kwestia tego, że za dużo ich zadawała, choć i tak nadal miała baaaardzo małe pojęcie o wszystkim wokół niej.
Mimo to, w tym przypadku nie miała za złe miłej blondynce, że odeszła, nie mówiąc nawet ani słowa. Zauważyła, że niemałe wrażenie wywarło na niej wejście żołnierzy. Pewnie to o niego chodziło, z tą winą i tak dalej... Władczyni Czasu bez problemów przedarła się przez tłum prosto do eskorty. Jako że nagle zrobiło się względnie cicho (oprócz natarczywych szeptów, oczywiście, ale i intensywnej wymianie zdań w sztabie), Ana mogła usłyszeć, jak jakaś ruda próbowała pomóc więźniowi, a potem blond dziewczyna krzyknęła coś w stylu: „Wszystko będzie dobrze” – choć przecież mężczyzna nie sprawiał wrażenia, by trzeba go było pocieszać. Gorzej sprawa się miała z jej dobrodziejką. Pomimo tego, Anastasia ją podziwiała – zdawałoby się, bez strachu przyznała się generałowi, że człowiek („Zdrajca! Sprzymierzeniec Daleków!”) był z nią (A jednak!) i zaoferowała się, by złożyć wyjaśnienia. Paryżanka nie miała pojęcia, czy raczej nie przyznała się do winy i czy nie spotka ją za to jakaś kara, więc trochę zmartwiła się, gdy tamta zniknęła za drzwiami, gdzie miało się odbyć przesłuchanie, za drzwiami wyjścia. Cholera, po co stoją tam też ci żołnierze? Chyba szybko się stąd nie wydostanę... Poszli tam też politycy i wojskowi, a i dumna kobieta, która sprawiała wcześniej spore zamieszanie pod ścianą, też się jakoś wcisnęła.
Ana jakoś nie wiedziała za bardzo, co teraz ze sobą zrobić. Wprawdzie najbezpieczniej pewnie byłoby siedzieć cicho w cieniu, się nie wychylać i spokojnie czekać, aż wszystkich wypuszczą – a, i modlić się, żeby nikt jej przypadkiem nie odkrył – ale to nie leżało to w jej naturze. Ciekawe, co by było, gdyby naprawdę ją odkryli? Zostałaby wrogiem Gallifrey? Jaka jest za to kara? Ruszyła się z miejsca. Postanowiła o ile nie wdawać się w dyskusje, to przynajmniej się poprzysłuchiwać. Chodziła tu i tam, i jakoś tak wyszło, że znalazła się w pobliżu rudej i chłopaka. Wpadła w trochę dziwny stan zamyślenia. - Że też nie bałaś się bronić tego mężczyzny. Kobieta usłyszała swój własny głos wypowiadający akurat jej myśl. Struchlała. Przecież miałam nikogo nie zaczepiać! Może nie zwróci uwagi, może nie usłyszała... Proszę, proszę, proszę... Nie, żeby para znajomych wyglądała groźnie czy przerażająco, ale nagle Ana wpadła niemal w panikę, że ktoś ją wyda. Miała przemożną ochotę uciekać gdzie pieprz rośnie, a dokładnie w tłum, ale wiedziała, że tak nie tylko wzbudziłaby podejrzenia, ale pewność, że coś jest nie tak. Stała więc i próbowała zachować spokój, drżąc cała w środku, w oczekiwaniu na reakcję ewentualnych odbiorców. Anastasia D'angelo
- Liczba postów : 119
Join date : 05/12/2012 Age : 36 Skąd : Paryż
by Jason Moore Sob Sty 05, 2013 11:42 pm Nim tłum postanowił się nieco rozstąpić, robiąc eskorcie przejście, Jason już niemal całkowicie odzyskał ostrość widzenia. Widok wpatrujących się w niego twarzy nie-ludzi nie należał bynajmniej do przyjemnych. Ta wszechobecna podejrzliwość i niechęć momentami wpadająca wręcz w odrazę sprawiła, że Moore przez chwilę poczuł się, jakby znów trafił na Ziemię.
A jednak, nie wszyscy mieszkańcy Gallifrey, zgromadzeni w sali wykazywali tę nieprzyjemną postawę wobec człowieka. Jakaś ruda Władczyni Czasu krzyknęła do prowadzących go żołnierzy, żądając by rozluźnili uścisk. Pomimo tego, że Jason w duchu popierał jej postulaty, w ostatecznej ocenie stwierdził, że dziewczyna postępuje głupio. W jednej chwili komuś pomagasz, a w drugiej jesteś już uwięziony - pomyślał gorzko, z całego serca żałując, że w momencie słabości postanowił pomóc nieznajomemu. Normalnie nie robił takich rzeczy i mało interesował go los innych. Dlaczego więc tym razem postanowił działać?
W tłumie zobaczył Arię, która spróbowała go dyskretnie pocieszyć i hipotetyczna odpowiedź pojawiła się w jego umyśle. Czyli jednak to prawda, że z kim przebywasz, takim się stajesz. Będę musiał jednak trzymać się od niej z daleka - Jason zaskoczył sam siebie, gdy dotarło do niego, że w jakiś sposób ta myśl go zasmuciła. Oczywiście nie jakoś szczególnie mocno, ale jednak. Znał swoją towarzyszkę stosunkowo niedługo, ale była tak inna, od ludzi, z którymi przebywał na co dzień, że coś kazało mu zgłębiać ten fenomen. Tylko za jaką cenę? Dokonując szybkiego bilansu, Amerykanin uznał, że jak na razie ta niespodziewana podróż z pewnością przyniosła mu więcej strat niż zysków. A teraz, gdy wprowadzali go na scenę jak jakieś dzikie zwierzę, zapowiadało się jeszcze więcej nieprzyjemności.
Jakiś Ważny Gość, zwrócił swój wzrok w stronę Ziemianina, jednak nie dane mu było nic powiedzieć, bowiem w tej chwili przez tłum przecisnęła się Aria i zaczęła się tłumaczyć, próbując usprawiedliwić przy okazji pobyt Moore'a na tej dziwacznej pomarańczowej planecie. Ważny Gość ważnym tonem zarządził przesłuchanie. Po co się tak wysilać? I tak widać, że 87% obecnych ma ochotę obejrzeć sobie moją egzekucję - pomyślał znów Jason, jednak głośno nie powiedział nic gdyż postanowił sobie, że nie odezwie się do władz Gallifrey ani słowem. Rzucając wszystkim na zmianę ponure i groźne spojrzenia, pozwolił się wyprowadzić z sali. Jason Moore
- Liczba postów : 125
Join date : 02/12/2012 Age : 38 Skąd : Nowy York
by Dalishya Andraste Nie Sty 06, 2013 6:39 pm Dali stała sama w kącie sali i czuła się okropnie poniżona. Miała wrażenie, że już nikomu nie jest potrzebna, a wręcz przeciwnie, że wszyscy nią pogardzają. Otaczający ją mieszkańcy Gallifrey rzucali jej podejrzane spojrzenia, jakby uważali ją za wariatkę. A może właśnie wariatką się stałam? Bo w końcu... co mi zostało? Moje badania to całe moje życie, a to przecież jeszcze bardziej żałosne niż koty. Coś trzeba zmienić. Oparta o ścianę rozmyślała, wgapiając się w przestrzeń, aż dotarło do niej, że alarm został odwołany i ludzie powoli opuszczają budynek. Sama też chciała wyjść, jednak bez przeszkód się nie obyło. Oczywiście musiała na swojej drodze znów spotkać Scarlett Estellon. Czy dzień może być gorszy?- O, witaj - uśmiechnęła się i posłała buziaczka. - Musisz zadowolić się moim, bo od Doriana to już raczej nie dostaniesz - usadowiła się na krześle opierając się łokciem o blat stołu, przy którym siedziała. Wydęła usta i przekrzywiając głowę, powiedziała ze znikomym sarkazmem w głosie, tak, aby brzmiał on jak najbardziej naturalnie i troskliwie. - Przesrane co? - Podrapała się po skroni. - Zostać upokorzoną przed wszystkimi Władcami Czasu, zostawioną przez chłopaka, a teraz siedzieć w kąciku, udając, ze nic się nie stało - wstała z krzesła ukazując swoją grację i dodała: - Jesteś bardziej żałosna, niż koty. Pospiesznym krokiem Dali opuściła Bazę Wojskową. W głowie tłukły jej się wszystkie złe słowa jakie miała nieprzyjemność tego dnia usłyszeć. Miała dość tego chorego otoczenia, sama też nie chciała być już dłużej chora. Jej chód przeszedł w bieg tak szybko jak tylko mogła będąc w butach na obcasach, dobiegła do swojej TARDIS, którą chwilę wcześniej zdalnie sprowadziła na parking. Wpadła do środka i zatrzasnęła za sobą drzwi, po czym oparła się o nie i spróbowała złapać oddech. W oczach znów zabłysły jej łzy. Już wiedziała, że chce nowego życia, w którym znów wszystko będzie w porządku. Potrzebowała miejsca, by się ukryć, gdzieś gdzie nikt jej nie pozna. No i oczywiście kamuflażu. A jaki może być lepszy kamuflaż niż nowa postać?Brunetka puściła w końcu drzwi i przeszła do jednego z pokoi wewnątrz statku. - Tu raczej nic się nie powinno zniszczyć - stwierdziła, po czym rozpoczęła proces regeneracji. _________________ Dalishya Andraste
- Liczba postów : 56
Join date : 27/11/2012 Age : 780 Skąd : Gallifrey
by Zoe Cameron Nie Sty 06, 2013 8:49 pm Zoe zauważyła w oku więzionego mężczyzny błysk, ale taki tyci-tyci, wdzięczności, potem pojawił się gorzki grymas, na końcu twarz znowu stała się kamienna. A wszystko to działo się w ułamkach sekundy, tak, że tylko rudowłosa, która akurat wtedy przyglądała się mu uważnie, to dostrzegła. Na szczęście, oprócz tego jednego zdania od żołnierza, nie spotkały ją żadne inne nieprzyjemności.
Po chwili pojawiła się blondynka, która wstawiła (!) się na Ziemianinem. Poszli oni na podium, ale niedługo potem zeszli z niego i skierowali się do drzwi wraz z całą świtą generała. A obok niego zaplątała się znowu ta jego córeczka, buchając wręcz dumą. No ja nie mogę! Obrzydlistwo! Po kiego grzyba ona tam? Przecież jest tak naprawdę NIKIM, jeśli patrzeć na funkcje przez nią wykonywane. A może to ona rządzi swoim ojcem? Nieee, to niedorzeczne. Nie ona. Nigdy nie czuła do nikogo innego takiej irracjonalnej, bo jeszcze jej przecież nie poznała, niechęci. Ale czy na pewno irracjonalnej? Intuicja jej podpowiadała, że nie, a intuicję miała nadzwyczajną. Przynajmniej w przypadku TARDIS-ów. Właśnie, TARDIS! Oni tam będą gady-gadu, choć ten mężczyzna nic nie zrobił, a statek stoi i nikt się nim nie zajmuje. Bzdura! Wszystko bzdura. Choć ta osoba, która posłała po pomoc raczej powinna się spodziewać opóźnienia. Ech – denerwowało ją to, a że nie lubiła dusić w sobie emocji, zwierzyła się Dorianowi, który nadal stał obok: - Nie uważasz, że te całe przedstawienie jest do bani? Przesłuchania, wyroki. A nikt za mnie nie zaopiekuje się TARDIS-ami – tu ściszyła głos i zbliżyła głowę do jego głowy – Cały ten system jest już przestarzały. Nie dziwię, że niektórzy nie chcieli tu żyć…
Nagle usłyszała obok siebie głos: - Że też nie bałaś się bronić tego mężczyzny. Odskoczyła więc jak oparzona od Doriana, bo większość mieszkańców Gallifrey gdyby coś takiego usłyszała, uznałaby to za zdradę stanu. Zoe spróbowała więc być naturalną, odpowiadając: - I to jak! Sama nie wiedziałam chyba, co robię. To był pełny spontan. Ty tak czasem nie masz? Uśmiechnęła się pokrzepiająco. Nie wiedziała nawet, jak była blisko prawdy.
Zoe Cameron
- Liczba postów : 123
Join date : 22/12/2012 Age : 526 Skąd : Gallifrey
by Sponsored content Sponsored content
Similar topics Similar topics
Pozwolenia na tym forum: Nie możesz odpowiadać w tematach
| |