Nie ma ładniejszego widoku, niż ten, gdy na środku holu w BWG stoją dwie głowy państwa: Alexander Estellon i Habiel Demarchelier prowadzący rozmowę jak starzy przyjaciele, śmiejąc się co jakiś czas. Ich wesołe pogawędki przerwał dźwięk otwieranych drzwi, przez które weszła dość wysoka i z deka przestraszona dziewczyna. Zanim jej ojciec się odezwał, cichym bezbronnym głosem powiedziała:
- Tatooo, przecież wiesz, jak bardzo cię kocham - uśmiechnęła się niewinnie. Podeszła bliżej, delikatnie stawiając kroki, jakby bała się, że mocniejsze uderzenie może zniszczyć całą planetę, a wtedy to już na pewno nie udałoby jej się wyplątać bez winy (wina, hue hue).
Ojciec spojrzał na nią z lekkim rozbawieniem, choć próbował udawać srogiego rodzica. Mimo wszystko Gaia zauważyła mały uśmieszek na ustach vice-generała. Nie zauważając jakiejkolwiek większej reakcji ze strony taty, już luźniej dodała:
- Zaparkowałam przed budynkiem. - Gdy już stała przed ojcem, zaczęła się tłumaczyć: - No weeeź... przecież nic się nie stało... - w myślach już słyszała odpowiedź "ale mogło". - Ja chciałam tylko gdzieś polecieć... naprawdę gdziekolwiek. Przecież jestem Włądcą, prawda? - spojrzała na niego z miną szczeniaczka i złożyła ręce jak do modlitwy. - Prooooooszę tato, pozwól mi tylko ten jeden raz! Proszę, zwiedzę jakieś miejsce i wrócę, proooszę! - coraz bardziej się do niego zbliżała. - Albo przynajmniej opowiedz mi o mnie! Widzisz do czego to doszło? Twoja własna córka musi pytać się jak się znalazła na świecie!
Pan Habiel postanowił się odezwać:
- No tego chyba nie muszę ci tłumaczyć - na jego twarzy pojawił się uśmiech.
Gaytia również wyszczerzyła ząbki i delikatnie uderzyła ojca w ramię, jak to robią przyjaciele. No cóż... w takich stosunkach była ze swoim ojcem. Nie to co jej siostry.
Na całe to przedstawienie Alexander również zareagował dość pozytywnie. Zwrócił się do kolegi:
- Jeśli chcesz, możemy uaktywnić nowy nadajnik. Będziesz mógł być z nią w stałym kontakcie - zaproponował Estellon.
- Taaaaaaaaak, tato tato zgódź się!
Po chwili namysłu stary Demarchelier spuścił głowę i wzdychając pokiwał nią na boki, po czym jakby z ciężarem odparł:
- No dobrze. Ale tylko ten jeden raz.
Gaytia o mało nie zsikała się w tym holu z radości. Zaczęła biegać w kółko i krzyczeć coś w rodzaju "Jeees" itede itepe.
Nagle do porządku przywołał ją głos generała:
- Moja córka ma chyba wolny pokój, jeśli chcesz to możesz przez chwilę u niej zamieszkać. Myślę, że nie będzie miała nic przeciwko /widać, że nie zna swojego dziecka.../ - na te słowa młoda półwładczyni o mało nie zemdlała.
Nie czytany, za długi nie chciało mi się :)Jak jest coś (a pewnie sporo) nie tak, to sobie w głowie poprawcie.