|
by Jason Moore Pon Sty 07, 2013 9:30 pm Niedokładnie o taką reakcję mu chodziło, to jedno było pewne. Dziewczyna wyrwała się gwałtownie i popchnęła go z całej siły na ścianę. Moore nigdy nie podejrzewał, że Władczyni Czasu w tym swoim małym kobiecym ciałku może mieć tyle siły. Zaskoczenie współgrając z impetem zderzenia wypchnęło z płuc Jasona niemal całe powietrze, które nie mogło tam wrócić ze względu na odrzucające je wciąż spowrotem w eter pięści Arii. Po chwili wybuchu gniewu nastąpiło coś jeszcze bardziej niespodziewanego. To był ten szczególny moment gdy ludzie są bardzo blisko siebie, ale tak naprawdę bardzo blisko. Pełna hipnotyzującego napięcia chwila, w której jedyne dochodzące do świadomości dwojga ludzi dźwięki to ich urywane oddechy i przyspieszone łomotanie serc. Jason wpatrzył się w oczy Arii, chociaż ona nie zamierzała najwyraźniej nawiązać kontaktu wzrokowego. Obserwował jak jej delikatna twarz zbliża się ku niemu, a później... TRYK! Bańka prysła. Moore poczuł sie jakby ktoś obudził go nagle z bardzo głębokiego snu, tylko że to, co zobaczył też wydało mu się marą. Wcześniej tak szczerze wesoła dziewczyna, teraz zanosiła się szlochem przerywanym spazmami nerwowego śmiechu. Co ja najlepszego nawyprawiałem? Biedna mała tenisistka. Musiał przyznać przed samym sobą, że nie miał bladego pojęcia co zrobić. Pierwszy raz był przygwożdżony do ściany przez płaczącą dziewczynę, której niemal chwilę wcześniej nie pocałował. Objąć ją? Pogłaskać? Odstawić i najlepiej dać usiąść? Zażartować? Zapytać o coś? Może się oświadczyć? Uciec i się gdzieś schować na zawsze? Wszystko bez sensu. Boże! Co się robi w takiej chwili?! - myślał gorączkowo. W końcu zdecydował się na coś pomiędzy... właściwie nie było to połączenie żadnych konkretnych zachowań. Delikatnie uniósł jej twarz i dłonią otarł łzę z jej policzka. Na krótką chwilę, znów zagubił się w swych zamiarach, rozproszony przez blask jej oczu. Mrugnął kilka razy, zbierając myśli. - Ario... - zaczął głosem nieco tylko głośniejszym od szeptu. - Ja tak nie mogę. Dostrzegł zaskoczenie na jej twarzy i zrozumiał jak to zabrzmiało. - Znaczy, ja nie mogę być taki jak ty. Nie umiem przepraszać... ani dziękować, chociaż dostrzegam kiedy ludzie robią dla mnie coś dobrego. W porównaniu z tobą, jestem zwyczajnie zły. Albo, jak mawiają twoi pobratymcy, jestem po prostu człowiekiem - wiecznym zdrajcą. Ja... nie chcę cię zostawiać, ale sama powiedziałaś, że chcesz żeby ten dzień się skończył. Może lepiej będzie jeśli poszukam transportu na Ziemię we własnym zakresie, a ty trochę ode mnie odpoczniesz? - przerwał na chwilę. Właściwie to wcale nie podobał mu się ten pomysł, ale cóż począć? Przyszła mu do głowy jeszcze jedna myśl. - Wiesz, ten wasz cały generał czy ktośtam się myli. Narażałem się sam, a ty mnie ratowałaś. Dziękuję. Tę jakże melodramatyczną scenę zakończył szybkim całusem złożonym na czole dziewczyny (Jason oglądał chyba stanowczo za dużo amerykańskich filmów), po czym wydostał się spomiędzy Arii a ściany i zamierzał skierować się do drzwi. Jason Moore
- Liczba postów : 125
Join date : 02/12/2012 Age : 38 Skąd : Nowy York
by Aria Villarin Wto Sty 08, 2013 8:41 pm Powoli zaczynała dochodzić do siebie, wydostając się ze zniewalającego uścisku silnych emocji, wykonujących jak dotąd ekstremalne piruety w szalonym tańcu po jej oszołomionym mózgu. To było jak budzenie się z długiego, koszmarnego snu. Stopniowo odzyskiwała ostrość widzenia i trzeźwość umysłu. Aria miała nieprzyjemne poczucie jakby wszystko, co przydarzyło jej się przez ostatnie pół godziny spotkało nie ją, a kogoś zupełnie innego - tak, jakby patrzyła na ostatnie wydarzenia z boku, nie mając kompletnie żadnej kontroli nad sytuacją. Całus w czoło podziałał na nią jak szklanka zimnej wody - ocucił ją. Przy jej wirującym koktajlu wszystkich możliwych uczuć, łącznie z pożądaniem, jego platoniczny, niemal braterski gest był niczym powiew lodowatego wiatru. Skupiła się przez chwilę na tym, co powiedział Jason. Nie miała pojęcia kim był tak naprawdę i wcale jej to nie obchodziło. Jednego była natomiast pewna – cokolwiek spotkało go w życiu, było straszne. Uczyniło go człowiekiem zgorzkniałym i przepełnionym poczuciem winy – stąd to „jestem zwyczajnie zły”. Ludzie, nawet ci najbardziej podli, nigdy nie określają siebie samych jako złych, chyba że zmagają się z silnym poczuciem winy. Moore musiał w swoim życiu zrobić coś, co sprawiło, że przedefiniował siebie i postanowił postępować według schematu, który sam sobie przypisał – schematu postępowania osoby „złej”. Czy słusznie przypisał sobie tę etykietkę – tego już Aria wiedzieć nie mogła, przynajmniej na razie. -Jak na kogoś „zwyczajnie złego” całkiem mocno się o mnie troszczysz – zauważyła trzeźwo, przygryzając dolną wargę. Z zadowoleniem doszła do wniosku, że zdecydowanie jest już starą, dobrą sobą. Tymczasem postanowiła zbagatelizować scenę, która rozegrała się przed chwilą pomiędzy nimi oraz całkowicie zignorować durny pomysł swego towarzysza. Powracając do swojej typowej postawy, powiedziała z lekkim uśmiechem: - Chodź, pójdziemy do mnie. TARDIS powinna niedługo być gotowa do podróży, tam poczekamy.
Aria Villarin- Administrator
- Liczba postów : 178
Join date : 19/11/2012 Age : 636 Skąd : Gallifrey
by Jason Moore Wto Sty 08, 2013 9:42 pm Zamierzał wyjść, naprawdę, jednak tym razem jedynie na zamiarach się skończyło. W reakcji na spokojne słowa Arii, zwrócił w jej stronę głowę i zlustrował badawczym spojrzeniem. Zaskakujące jak szybko udało jej się dojść do siebie. Zaledwie chwilę temu była kłębkiem zszarganych nerwów, teraz wyglądała już tak jak wcześniej - sprzed wszystkich tych stresujących, bulwersujących i niezręcznych sytuacji. Jason odetchnął widząc tę zmianę, a raczej próbował odetchnąć. Udało mu się zaledwie wykonać pół wdechu, gdy poczuł w klatce piersiowej przeszywający ból. Niewiarygodne. Sapnął ze zdziwienia i znów oparł się o ścianę. Przed momentem, zawinięty w kokon emocji, zapomniał że ma jeszcze fizyczne ciało, które teraz zaczynało o sobie przypominać. Amerykanin spojrzał nieco chyba zdziwiony na swoją towarzyszkę i z beztroskim uśmiechem na ustach oznajmił: - Chyba jednak nie muszę się o ciebie zbytnio martwić. Skoro miałaś w sobie tyle siły, żeby faktycznie wywołać u mnie podejrzany ból żeber, to poradzisz sobie w każdej sytuacji. Zachichotał krótko, kończąc cichym syknięciem. Czując na sobie wzrok dziewczyny, bohatersko znów odlepił się od ściany i stanął prosto (był bardzo zadowolony z faktu, iż nie skrzywił się przy tym ani razu). - Dobra, już jest w porządku. Jeśli jesteś pewna, że dalej mam ci towarzyszyć, to możemy iść. Jason Moore
- Liczba postów : 125
Join date : 02/12/2012 Age : 38 Skąd : Nowy York
by Zoe Cameron Wto Sty 08, 2013 10:12 pm Zoe zdawało się, że Doriana wszystko śmieszy. Ale w sumie to dobrze. Lubiła go takiego. Za to dziewczyna, która ją wcześniej zagadnęła, odpowiedziała, także nie zobowiązująco - tak jak i wcześniej Zo i dopiero teraz można było zauważyć towarzyszące jej wcześniej napięcie. Czyżby kolejny człowiek? – pomyślała i niezauważalnie spojrzała na nią nieco uważniej. Spoglądała ona na Władcę Czasu z pewnym zafascynowaniem, ale nie z TAKIM wyrazem oczu jak Scarlett. Stojąca przed nią osóbka była zdecydowanie delikatniejsza i nie wzbudzała w Zoe żadnych złych emocji. Zdawała się być lekko... zagubiona? W tamtej chwili odezwał się jej towarzysz: - Z okazji tego, że to już jest koniec, nie ma już nic i możemy iść, masz może chwilkę na kawę? Czy jak zwykle musisz pędzić ratować TARDIsy? Hmm… Może nie… Albo... Co mi tam! – już podjęła decyzję i powiedziała: - Robota nie zając – nie ucieknie. Ktoś sobie najwyżej troszkę dłużej poczeka – i zaraz dodała: Ty mnie poznajesz? Co mi się stało?I zaśmiała się głośnym, perlistym śmiechem. - A może ty też chciałabyś się z nami przejść? - Dorian zwrócił się do nieznajomej. - W zasadzie czemu nie? I tak nie mam teraz za wiele do roboty. Oczywiście, jeżeli nie będę wam przeszkadzać. - No coś ty! Dla mnie na pewno nie! Nie sądzę też, żeby jemu coś nie odpowiadało… – odrzekła, puściła oko i znowu zaniosła się śmiechem. Tego mi było trzeba – obecności przyjaciela i oderwania się od moich kochanych TARDIS-ów, które bądź co bądź są roślinami.Szybko więc wyszli z sali i swe kroki skierowali do Kawiarni "Pod kopułą". Zoe Cameron
- Liczba postów : 123
Join date : 22/12/2012 Age : 526 Skąd : Gallifrey
by Aria Villarin Sro Sty 09, 2013 8:09 pm Widząc jego wykrzywioną od bólu twarz Aria natychmiast podjęła decyzję, że nie warto bawić się w chodzenie gdziekolwiek piechotą. Gdzieś tu kiedyś można było dostać mini-teleportery. Bez słowa wybiegła z sali i udała się do głównego hallu. Nie było jej zaledwie kilkanaście sekund i gdy wróciła, Jason wciąż stał pod ścianą z nieco pobladłą twarzą. Złamane żebro musiało dawać mu się we znaki. Władczyni Czasu chciała jak najszybciej obejrzeć bolące miejsce i upewnić się, czy na pewno nic mu nie grozi – takie złamania bywały bardzo niebezpieczne, szczególnie dla kogoś, kto nie posiada zdolności regeneracji. Podbiegła do Moore’a i bez słowa wyjaśnienia szybkim, zdecydowanym ruchem chwyciła go za ramię, po czym uruchomiła trzymany w dłoni przenośny teleporter. Ułamek sekundy później znajdowali się już obok łóżka w jej mieszkaniu. Aria Villarin- Administrator
- Liczba postów : 178
Join date : 19/11/2012 Age : 636 Skąd : Gallifrey
by Victor Bloom Sro Lis 19, 2014 9:51 pm Jak zwykle, nadzieje Victora musiały być zrujnowane zaraz po tym, kiedy się pojawiły. Dżenerale szedł prosto w jego stronę, więc Bloom się zatrzymał. W nieco normalniejszych relacjach kiwnięcie głową na przywitanie byłoby w porządku, ale tutaj Władca po prostu jeszcze bardziej się wyprostował, o ile było to możliwe. Na łagodną zaczepkę nie miał zamiaru reagować. W tym miejscu najrozsądniejszym było albo milczenie, albo potwierdzenie, ale i to w odpowiednich momentach. Victor ruszył więc za przełożonym w duchu zrezygnowany, że dziś mu się nie poszczęściło i go spotkał.
Kiedy dotarli do Sali Narad, Victor stanął koło stołu i czekał, aż Philip zajmie swoje zwyczajowe miejsce i wygłosi, co tam dziś ma mu do powiedzenia zarzucenia. Iskrę niepokoju zasiał w nim stojący laptop, jednak postarał się ją stłumić. Victor Bloom
- Liczba postów : 140
Join date : 20/01/2013 Age : 779 Skąd : Gallifrey
by Philip Castelliere Sro Lis 19, 2014 9:59 pm Philip zasiadł u szczytu stołu i dał znak Bloomowi, by również zajął miejsce. - Mieliśmy ostatnio bardzo ciekawe doniesienie o podejrzanej aktywności Daleków na Exxilonie. Chciałbym żebyś się tym dziś zajął. Dłonią wskazał na laptop. Postanowił, ze przez chwilę posiedzi i popatrzy na Blooma, udając, że go kontroluje. Niech się Władca powysila pod okiem przełożonego. Philip Castelliere
- Liczba postów : 10
Join date : 03/10/2014 Age : 1138 Skąd : Gallifrey
by Victor Bloom Sro Lis 19, 2014 10:13 pm Pan każe, sługa musi - pomyślał Victor już o samym siadaniu przy stole. Normalnie rozmówca siada naprzeciwko rozmówcy, ale Castelliere nie był z tego gatunku Władców, którzy ułatwialiby innym życie. Dlatego też całkowicie nierad Bloom zajął miejsce z brzegu, łatwo dostępne, ale przez to dość blisko generała.
Spiął, słysząc słowa "Dalek" i "Exxilon" w jednym zdaniu. A kolejne bezpośrednio dotyczące jego. Jeszcze kilka minut temu to wydarzenie wydawało się tak odległe. Siedział jak struna, cały napięty; nie znosił przebywania z Philipem. Jakby miał laserowy śrubokręt w oczach i przewiercał Blooma na wskroś. Pokazał nawet na laptop, ale przecież Victor nie widział ekranu, więc niewiele mu to dawało. Wziął oddech. - Co dokładnie miałbym zrobić? Victor Bloom
- Liczba postów : 140
Join date : 20/01/2013 Age : 779 Skąd : Gallifrey
by Philip Castelliere Sro Lis 19, 2014 11:11 pm Doskonale się bawił, ale nie mógł dać tego po sobie poznać. - Po pierwsze przesegreguj dane, które już zgromadzili nasi wywiadowcy. Część z nich może być fałszywa. Dalsza część twojego zadania będzie zależała od tego, które informacje będą wydawały się podejrzane. Być może będę musiał nawet wysłać cię na zwiad terenowy, albo wybrać się tam z tobą. Zobaczymy. Na razie przejrzyj co już mamy. Normalnie rozmówca dodałby na końcu "proszę", ale Philip nie bawił się w dodatki. Jeszcze by Victor uznał, że Castelliere go lubi czy coś. Niedoczekanie Władcy tego. Chociaż Generał nie mógł zaprzeczyć, że Bloom był dobrym podwładnym. Pedantycznym i zawziętym, dlatego tak bardzo lubił do testować i dociskać. Przecież awans nigdy nie przychodził łatwo. Kącik ust Philipa niemal niezauważalnie wzniósł się w górę, gdy Victor odwrócił wzrok. Philip Castelliere
- Liczba postów : 10
Join date : 03/10/2014 Age : 1138 Skąd : Gallifrey
by Victor Bloom Sro Lis 19, 2014 11:24 pm Miał ochotę skakać z radości. On nic nie wie, on nic nie wie! Wprawdzie gdzieś w oddali majaczyło widmo wspólnego zwiadu terenowego z generałem, ale przecież to nie teraz. Zresztą, Castelliere nie zwykł nawet jeździć z podwładnymi, a co dopiero pracować. Zaraz, a gdzie opieprz? Coś musiało być nie tak. Victor w porę się zreflektował i odwrócił wzrok w geście uległości. Tego też nie znoszę. - Tak jest, generale. Czekał, aż pozwoli mu odejść, aby sobie poskakać w spokoju. Victor Bloom
- Liczba postów : 140
Join date : 20/01/2013 Age : 779 Skąd : Gallifrey
by Philip Castelliere Sro Lis 19, 2014 11:30 pm Przez chwilę w pomieszczeniu panowała zupełna cisza. Castelliere wpatrywał się w Blooma, czekając aż ten zacznie robić to, co do niego należało. Kiedy jednak nie zapowiadało się na to, że Victor będzie pracował, Philip postanowił go trochę go nakierować. - Zatem proszę przyciągnąć sobie ten laptop i przystąpić do wykonania zadania. Tu i teraz jest na to najlepszy czas - oznajmił. Zabębnił opuszkami palców na stole by zakomunikować Bloomowi, że jeśli ten będzie dłużej zwlekał to ściągnie na siebie gniew zniecierpliwienia. Philip Castelliere
- Liczba postów : 10
Join date : 03/10/2014 Age : 1138 Skąd : Gallifrey
by Victor Bloom Sro Lis 19, 2014 11:45 pm Zaskoczony Victor podniósł wzrok na przełożonego. Słucham? Chyba mam coś ze słuchem. Nie możesz mówić poważnie. Ja chcę do mojej kanciapy...! Oczywiście na głos nie wypowiedział żadnej z tych lub podobnych im myśli. Powiedział tylko: - Tak jest. Po czym ochoczo przysunął wysokiej klasy urządzenie. Zastanawiał się, od czego zacząć. Musiał zweryfikować dane od informatorów wszelakiej maści, co było wyjątkowo czasochłonnym i karkołomnym zadaniem. I przy okazji zadbać, żeby wszelkie ewentualne ślady jego obecności w tym konkretnym czasie nie wypłynęły. Nigdy jeszcze nie próbował zataić niczego tak dużego. Wywoływało w nim to mobilizację. Dlatego w pomieszczeniu znów zapanowała cisza, a palce Victora śmigały po klawiaturze. Jasne, że był interfejs dotykowy, ale był znacznie wolniejszy w konfrontacji ze starym pracownikiem.
Czytał stosy plików. Większość była wyssana z palca po rozważaniu nawet mało prawdopodobnych scenariuszy, jednak odrzucał tylko absolutnie niemożliwe. Zatopił się w pracy. Co jakiś czas spoglądał na Philipa, ale nie umiał go odczytać. Victor Bloom
- Liczba postów : 140
Join date : 20/01/2013 Age : 779 Skąd : Gallifrey
by Philip Castelliere Sro Lis 19, 2014 11:52 pm Siedział i obserwował Blooma przez jakieś 5 minut. Później rozsiadł się wygodniej w fotelu i zaczął znów przeglądać swój plik dokumentów. Był całkowicie wyluzowany. Dźwięk klikania na klawiaturze w jakiś dziwny sposób go relaksował. Może dlatego, że był tak niejednostajny i niemuzyczny? Tego Philip nie wiedział. Zresztą przyczyna była mu obojętna, wystarczyło, że czerpał z tego dnia przyjemność. Po jakimś czasie wstał i bez słowa opuścił pomieszczenie. Niespiesznie udał się do toalety, pozałatwiać swoje sprawy, no wiadomo, nie ma się co wdawać w szczegóły. Wrócił znów do sali narad, spodziewając się zaskoczonego spojrzenia Blooma. Tym razem już nie siadał. Stanął za lewym ranieniem pracownika, tak by ewentualne jego odwrócenie się było nieco kłopotliwe, ale nie jakoś szczególnie krępujące. - I jak to wygląda? - rzucił niby od niechcenia. Philip Castelliere
- Liczba postów : 10
Join date : 03/10/2014 Age : 1138 Skąd : Gallifrey
by Victor Bloom Czw Lis 20, 2014 1:11 pm Nieco zaskoczony, ale i zadowolony zarejestrował fakt wyjścia generała. W samotności pracowało mu się o wiele lepiej. Szybko uporał się z zadaniem. W sumie dane wyglądały odrobinę niepokojąco: istotnie rejestrowały niewielką, ale jednak, aktywność wygladąjącą na Daleka. Władcy Czasu na przestrzeni mileniów nauczyli się tego nie lekceważyć. Tylko że Victor znał prawdę, przynajmniej w większości. Myślał, co powiedzieć Castellieremu, żeby sam ostatecznie móc to "zbadać", kiedy ten jak duch pojawił się nad jego głową. Bloom wzdrygnął się. W dodatku Philip patrzył prosto na ekran. Bloom nie wiedział, w jakiej postawie powinien mówić do szefa. Normalnie by wstał, ale wtedy przełożony musiałby się odsunąć. Skoro sam tak stanął, to Bloomowi pozostał półskręt ciała i wzrok Władcy mierzący go z góry. - Nie wygląda to na nic wielkiego. Pewnie przydałaby się jakaś rutynowa kontrola, ale nie spodziewam się, że cokolwiek wykaże. Ostatnie zdanie dodał dla niepoznaki, gdyż normalnie nalegałby na terenowe oględziny, więc wybrał coś pomiędzy. Zupełne lekceważenie zupełnie by do niego nie pasowało. Victor Bloom
- Liczba postów : 140
Join date : 20/01/2013 Age : 779 Skąd : Gallifrey
by Philip Castelliere Czw Gru 29, 2016 2:40 am Przez kilka sekund mierzył jeszcze Victora wzrokiem. - Doskonale zatem. Wydrukuj mi materiały do przejrzenia i przebierz się z łaski swojej w coś bardziej godnego szacunku. Mundur polowy z pewnością się nada. Kanałem go położyć na twoim biurku. Wyruszamy za 20 jednostek czasu Gallifreyańskiego. Czekaj na mnie na placu.Skończywszy wydawać polecenia, odwrócił się na pięcie trzaskając obcasem i wyszedł bez kolejnego słowa. Już dawno sam nie był na rekonesansie a tego wymagał od niego wydział statystyk. Skierował kroki do swego biura by w spokoju przygotować się do drogi. A przynajmniej zabrać płaszcz. Philip Castelliere
- Liczba postów : 10
Join date : 03/10/2014 Age : 1138 Skąd : Gallifrey
by Sponsored content Sponsored content
Similar topics Similar topics
Pozwolenia na tym forum: Nie możesz odpowiadać w tematach
| |