|
by Scarlett Lana Estellon Czw Lis 29, 2012 6:56 pm Jest to duży budynek, w którym 1/4 przestrzeni przeznaczona została na pomieszczenie dyskotekowe. No co? Władcy Czasu też lubią się bawić! Co prawda zdarzają się ci bardziej sztywni, ale gdzie takich nie ma? W porównaniu z Dalekami nasi sztywniacy z Gallifrey są jak Czak Noris. Niedoścignieni w zabawie. To cały kompleks pomieszczeń oświetlonych jedynie błyskiem reflektorów, umilających zabawę. Królują tu najlepsi tutejsi DJ-e, a każda z sal wyposażona jest najnowszy model parkietu z funkcją wspomagania tańca dla tych, którzy mają dwie lewe nogi. Chcesz zaimponować płci przeciwnej, ale nie umiesz tańczyć? Po prostu wybierz odpowiedni moduł i do dzieła! Kilka kanap i niedużych stolików ustawiono gdzieś pod ścianami klubowych pomieszczeń. Oczywiście żadna impreza nie może obyć się bez czegoś mocniejszego. Wszystko, czego potrzebujesz, znajdziesz przy barze w niezwykle przystępnych cenach. Koniecznie zajrzyj do menu! Tak egzotycznych nazw drinków nie spotkasz w żadnym innym miejscu we wszechświecie. No dobrze - Resident Evil to tylko 1/4 budynku... a co znajduje się w jego pozostałej części? No właśnie - tego chyba nikt się nie dowie. Są to miejsca pilnie strzeżone przez osoby, z którymi lepiej nie zadzierać. Uważaj na nich i nie komplikuj sobie życia niepotrzebną ciekawością... Lepiej zostać tam, gdzie jest bezpiecznie i można bawić się razem z innymi. Ostatnio zmieniony przez Scarlett Lana Estellon dnia Nie Paź 20, 2013 4:15 pm, w całości zmieniany 1 raz Scarlett Lana Estellon- Administrator
- Liczba postów : 254
Join date : 19/11/2012 Age : 411 Skąd : Gallifrey
by Aria Villarin Nie Gru 16, 2012 6:41 pm Gdy pozycja Silver Rose się ustabilizowała, Aria pierwsze kroki skierowała do przestronnej garderoby, rzucając przez ramię: -Zaraz wracam, muszę się przebrać w coś bardziej odpowiedniego. W pośpiechu wskoczyła w beżową sukienkę sięgającą do kolan, a na ramiona narzuciła sweter w kolorze zgaszonego różu. Włożyła swój ulubiony, szary płaszcz i już była gotowa. Po wejściu z powrotem do sterowni ujrzała, jak Jason ostrożnie przesuwa palcem po ścianie pojazdu. Wyglądał co najmniej tak, jakby spodziewał się, że ściana za chwilę do niego przemówi. Zaśmiała się cicho, na co nowojorczyk odwrócił się w jej kierunku. -Możemy już wychodzić - obwieściła. - Pokażę ci moje ulubione miejsce w tym mieście. Zapraszam! - i otworzyła przed nim drzwi z wdzięcznym ukłonem. Aria Villarin- Administrator
- Liczba postów : 178
Join date : 19/11/2012 Age : 636 Skąd : Gallifrey
by Jason Moore Nie Gru 16, 2012 9:38 pm Jason wciąż wpatrywał się w systemy rur i kabli zastanawiając się jak dużo czasu potrzebowałby żeby to wszystko ogarnąć. Tenisistka wciąż coś mówiła i Moore nawet częściowo jej słuchał: - Zgadłeś, lecimy na Gallifrey - szczerze mówiąc Jason trochę się zdziwił. - Silver Rose potrzebuje serwisu. A ty zdecydowanie potrzebujesz międzygwiezdnej rozrywki, chętnie zobaczę jeszcze raz uśmiech na twojej niezadowolonej twarzyczce! Kącik ust Jasona na sekundę uniósł się. Zabawne... Kontynuował poprzednie zajęcie, aż poczuł nasilające się wstrząsy. Na chwilę oparł się o ścianę by zachować równowagę.
Gdy turbulencje ustały Aria opuściła swoje stanowisko i udała się w stronę jednego z odchodzących od pomieszczenia korytarzyków rzucając przez ramię: - Zaraz wracam, muszę się przebrać w coś bardziej odpowiedniego. Amerykanin bez słowa skinął głową, uznając to za wystarczającą odpowiedź chociaż nie był pewien czy widziała wykonany gest.
Korzystając z chwili spokoju, Jason postanowił znów poszerzyć swoją wiedzę na temat statku, czy też Silver Rose, bo tak ją chyba powinien nazywać. Gdy zatem upewnił się, że Aria zniknęła na dobre, pospiesznie ruszył w drogę innym korytarzem. Wszystko wydawało się dość monotonne, te same perłoworóżowe ściany, jakieś drzwi, wiele innych korytarzyków. Moore chwycił za parę klamek, ale wszystkie zamki były zakluczone. Szedł więc dalej przed siebie, aż... trafił znów do sterowni. Przecież żadnych zakrętów nie było. Ciekawe. Przez chwilę podejrzewał nawet, że wszedł do pomieszczenia będącego kopią sterowni z początku jego małej wycieczki. Zaczął badać ściany próbując znaleźć jakieś różnice między tym co widział a tym co zapamiętał. Za sobą usłyszał cichy chichot. Odwrócił się i zobaczył rozbawioną Arię. Ostateczny dowód na to, że trafił do tego samego miejsca, z którego wyszedł. Postanowił, że zbada to dokładniej przy innej okazji. Teraz lustrował nowy ubiór Władczyni Czasu, chociaż niewiele mógł zobaczyć, gdyż miała zapięty płaszcz. Płaszcze są w porządku.
- Możemy już wychodzić - stwierdziła dziewczyna. - Pokażę ci moje ulubione miejsce w tym mieście. Zapraszam! Po tych słowach podeszła i z teatralnym ukłonem otworzyła drzwi. - Kobieta przodem - powiedział stanowczym głosem, wykonując przy tym zachęcający gest w stronę drzwi.
Gdy znaleźli się w końcu na zewnątrz, Jason potrzebował chwili by przyzwyczaić się do niecodziennego otoczenia. Natężenie światła było zdecydowanie większe, czego powodem było podwójne słońce, lub raczej po prostu dwa słońca majestatycznie jaśniejące na niebie. Amerykanin, chociaż teraz powinno się go zapewne nazywać Ziemianinem, ogarnął wzrokiem otaczające ich budynki. Wiele ich części wykonanych było ze szkła, luster czy innych lśniących materiałów i Moore doszedł do wniosku, że mieszkańcy tej planety muszą naprawdę kochać światło i wszelki blask. W pewnym momencie napotkał badawcze spojrzenie jego towarzyszki. Chyba starała się odczytać jego reakcję. - Ładnie tu - stwierdził łaskawie. - Chociaż jak na moje ludzkie oczy, troszkę zbyt jasno. Jason Moore
- Liczba postów : 125
Join date : 02/12/2012 Age : 38 Skąd : Nowy York
by Aria Villarin Nie Gru 16, 2012 10:46 pm - Kobieta przodem – odpowiedział Jason stanowczo, zamaszystym gestem zachecając ją, by wyszła ze statku jako pierwsza. Aria nie spodziewała się takiego zachowania po kimś pochodzącym z Nowego Jorku. Miała ogromną ochotę zapytać, czy nie chciałby, żeby podrzuciła go z powrotem do epoki, z której się ewidentnie urwał, ale powstrzymała się, przewracając tylko oczami. Mężczyzna kompletnie nie zwrócił na to uwagi i nadal pozostawał w bezruchu, czekając cierpliwie aż kobieta wykona jego polecenie. Pewnym krokiem wymaszerowała więc z Silver Rose i poczekała, aż jej towarzysz za nią podąży.
Jak za każdym razem, gdy tu lądowała – uderzało ją piękno rodzimej planety. Z rozmarzeniem rozejrzała po okolicy, podziwiając niezwykle gustowny sposób organizacji przestrzeni miejskiej. Wygodnie, ze smakiem i z wykorzystaniem dużej ilości światła – wszystko na Gallifrey było urządzone właśnie w ten sposób. Mieszkańcy tej planety byli również wyczuleni na punkcie utrzymywania harmonii pomiędzy technologią a środowiskiem naturalnym, dlatego też nie można było na niej znaleźć miejsca, które nie byłoby przepełnione odcieniami srebra i pomarańczu – kolorami tutejszych roślin.
Aria westchnęła cichutko. Zastanawiało ją, czy Jason również dostrzega to bezgraniczne piękno, które tak bardzo ją wzruszało i zachwycało. Obrzuciła go uważnym spojrzeniem, chcąc zaobserwować jego reakcję na nowe otoczenie. Zauważył, że dziewczyna mu się przygląda i chyba odgadnął jej myśli, gdyż powiedział: - Ładnie tu. Chociaż jak na moje ludzkie oczy, troszkę zbyt jasno – Władczyni Czasu roześmiała się wesoło. Z pewnością nie zdawał sobie z tego sprawy, a już na pewno nie było to jego zamiarem, ale był niesamowicie zabawny. Nałożył maskę burkliwego malkontenta i chyba nie było we wszechświecie rzeczy, której nie byłby w stanie skrytykować. - Bardzo szybko przywykniesz do tego blasku, królewno – odrzekła zaczepnie, gdy udało jej się opanować wybuch śmiechu. – Silver Rose przystosowała cię do bezpiecznego funkcjonowania w tutejszej atmosferze, więc nie musisz się przejmować, na pewno nie stanie ci się krzywda – ani z powodu powietrza, ani z powodu wysokiego natężenia światła – dodała, chcąc rozwiać jego ewentualne niepokoje.
Ruszyła przed siebie upewniając się jednoczesnie, że Jason idzie w jej ślady. Weszli do przestronnego hallu Residen Evil, skąd skierowali się do szatni. Aria zdjęła swój szary płaszcz, podała go portierowi i wreszcie zdecydowała się odezwać. -A teraz zapraszam cię na drinka. W końcu to nasza pierwsza randka! – powiedziała, a w jej oczach rozżarzyły się figlarne iskierki – To jest mój ulubiony klub. Spodoba ci się – zapewniła, gestem dłoni wskazując kierunek, z którego dobiegały głośne dźwięki muzyki.
Aria Villarin- Administrator
- Liczba postów : 178
Join date : 19/11/2012 Age : 636 Skąd : Gallifrey
by Jason Moore Pon Gru 17, 2012 9:27 pm Aria znów się śmiała. Nie żeby mu to przeszkadzało (Może to jakaś wrodzona przypadłość), ale chyba wolałby rozumieć powody jej wesołości, bo przy obecnym stanie rzeczy ciągle miał wrażenie, że dziewczyna śmieje się z niego. Niestety była to hipoteza niezwykle prawdopodobna, a nawet poparta kilkoma poczynionym przez niego obserwacjami. Chociaż, w sumie, co to zmienia? Jeśli nawet będzie się śmiała ze mnie, to zawsze śmiech, no a podobno wesołość przedłuża życie...
W konsternację bardziej wprawiało go jednak co innego. Mianowicie to, że Władczyni Czasu bez skrępowania i zastanowienia pozwalała sobie na zaczepne żarciki w stylu "Bardzo szybko przywykniesz do tego blasku, królewno.", podczas gdy większość spotkanych przez niego osób instynktownie się go bała i próbowała jak najszybciej znaleźć się w bezpiecznej odeń odległości. - Silver Rose przystosowała cię do bezpiecznego funkcjonowania w tutejszej atmosferze, więc nie musisz się przejmować, na pewno nie stanie ci się krzywda – ani z powodu powietrza, ani z powodu wysokiego natężenia światła - zapewniła Amerykanina Aria po czym ruszyła przed siebie. Zerknęła przez ramię by sprawdzić czy za nią poszedł. Przez ułamek sekundy się zawahał, ale szybko uznał, że podążyć za dziewczyną to najlepsze co mógł w danej chwili zrobić.
Jak pomyślał, tak też uczynił i już po chwili wkroczyli do wnętrza klubu, który zapowiadał się na bardzo głośny. Podczas gdy Aria zajęta była oddawaniem płaszcza , Jason mechanicznymi ruchami zdejmował własne odzienie, całą uwagę, zgodnie ze swym przyzwyczajeniem, poświęcając na szybki skan systemu monitoringu pomieszczenia. Kamery Władców Czasu na pewno były bardziej zaawansowane technicznie, miały też mniejsze rozmiary i były lepiej zamaskowane, jednak ich rozmieszczenie było podobne jak zwykle na Ziemi. Strategiczne punkty są uniwersalne. Cała operacja zajęła mu zaledwie kilka sekund i gdy jego towarzyszka powiedziała, że zaprasza go "na drinka" dodając: -W końcu to nasza pierwsza randka! - był już na tyle skupiony na jej słowach, by dać się nieco zbić z tropu. Nie no, przecież żartowała... - To jest mój ulubiony klub. Spodoba ci się - dodała, chyba na zachętę. - Możliwe - odparł bez szczególnego entuzjazmu.
Weszli do sporej sali, której centralną część zajmował parkiet, w tej chwili niezbyt zatłoczony,nic dziwnego, przecież był środek dnia. Strefa stolikowa znajdowała się po prawej i lewej stronie pomieszczenia, umieszczona na czymś w rodzaju balkoniku. Dostali się na jeden z nich. Podeszli do stolika i Jason przez chwilę poczekał aż Aria wybierze sobie miejsce, po czym pomógł jej usiąść najpierw odsuwając, a później podsuwając jej krzesło. Prawdopodobnie ją tym zaskoczył, mało kto w tych czasach dbał o maniery, ale on robił to po prostu odruchowo. Przez moment zastanowił się gdrzie sam powinien usiąść, po czym nagle przypominając sobie chemiczne pierścienie aromatyczne, postanowił zająć miejsce Orto, czyli obok. Jason Moore
- Liczba postów : 125
Join date : 02/12/2012 Age : 38 Skąd : Nowy York
by Aria Villarin Wto Gru 18, 2012 2:34 am - Możliwe – powiedział Jason obojętnym tonem i Aria mogłaby przysiąc, że jest znudzony samą tylko myślą o wejściu do ciemnej sali. Pewnie gdyby mógł wybrać pomiędzy klubem i kawiarnią, wolałby żeby zabrała go Pod Kopułę. Było już jednak za późno na zmianę lokalu, poza tym dziewczyna po cichu liczyła na to, że pokazanie mu jej ulubionego miejsca w mieście przyniesie pewien skutek.
Całym wszechświatem rządzi bowiem pewna zasada – jeśli coś komuś damy, to istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że ów ktoś zechce się nam odwdzięczyć. Ofiarowała mu otwartość i szczerość, i miała nadzieję, że może skłoni go to do otworzenia się przed nią choć odrobinę. Na osoby z jej otoczenia zawsze to działało – choć Władczyni Czasu nie nazwałaby swojego działania wyrachowaną strategią. Otwartość i przyjazna postawa wobec innych przychodziły jej niemal tak samo naturalnie, jak oddychanie czy mruganie. Nie miała zresztą nic do ukrycia – oczywiście, każdy w swoim życiu popełnia błędy, ale Arii nie zdarzyło się jeszcze popełnić takiego, którego musiałaby się wstydzić lub byłaby zmuszona próbować zataić.
Im więcej dziewczyna spędzała z Ziemianinem czasu, tym większą zagadkę stanowiło dla niej jego zachowanie. Chciała wiedzieć o nim więcej. A właściwie należałoby chyba powiedzieć, że chciała wiedzieć o nim cokolwiek. Bo póki co – znała jedynie jego nazwisko.
Kiedy zbliżyli się do wybranego stolika, Aria znowu była zmuszona pozwolić Jasonowi na dziwnie, staroświeckie zachowanie. Cierpliwie poczekała, aż odsunie jej krzesło i pomoże usadowić się wygodnie. Czuła się przy tym dość niezręcznie i postanowiła, że przy najbliższej okazji z nim o tym porozmawia. Ale nie w tej chwili, teraz miała do załatwienia coś zdecydowanie bardziej pilnego. Wyjęła telefon z kieszeni swetra i szybko wystukała wiadomość na klawiaturze. W międzyczasie odnotowała z zadowoleniem, że mężczyzna zdecydował się usiąść tuż obok niej. -Wybacz, musiałam skontaktować się z serwisem – powiedziała, gdy skończyła pisać. Spojrzała na niego przepraszająco. – Wysłałam zlecenie, zaraz na pewno pojawi się fachowiec i przeteleportuje Silver Rose do warsztatu. Napisałam, żeby przysłali ją z powrotem za pół godziny. Myślę, że trzydzieści minut wystarczy, abyś zdążył się nieco rozluźnić – swoją wypowiedź zakończyła tradycyjnie szerokim uśmiechem.
Po tym, jak wyrzuciła z siebie ten potok słów, przy ich stoliku zapadła drętwa cisza. Jason najwidoczniej nie zamierzał ułatwić jej zadania i wtrącić się do rozmowy. Wzięła więc głęboki oddech i wciąż uśmiechając się serdecznie, uchwyciła jego spojrzenie. Bezpośrednie pytania pomagają… -A więc powiedz mi, Jasonie Moore – zaczęła pogodnie. – Kiedy ostatni raz zdarzyło ci się śmiać tak mocno, że rozbolał cię brzuch?
Aria Villarin- Administrator
- Liczba postów : 178
Join date : 19/11/2012 Age : 636 Skąd : Gallifrey
by Jason Moore Wto Gru 18, 2012 7:54 pm Jason siedział i czekał aż dziewczyna skończy pisać wiadomość. Początkowo chciał rozeznać się lepiej w pomieszczeniu, ale jego uwagę ciągle przyciągała dziewczyna siedząca obok. Zaczął zatem dyskretnie się jej przyglądać. Aria miała na sobie dość prostą sukienkę, którą wyróżniał beżowy kolor i bladoróżowy sweterek. Moore uznał, że ładnie wygląda zwłaszcza jeśli doda się do tego fakt, że z powodu padającego śniegu, który teraz uległ rozpuszczeniu jej włosy delikatnie się pofalowały. Władczyni Czasu wykonała zdecydowany gest wysłania wiadomości i zanim zdążyła podnieść na niego wzrok, już udawał, że obserwuje parkiet.
- Wybacz, musiałam skontaktować się z serwisem - zaczęła się usprawiedliwiać. - Wysłałam zlecenie, zaraz na pewno pojawi się fachowiec i przeteleportuje Silver Rose do warsztatu - Ciekawy system. - Napisałam, żeby przysłali ją z powrotem za pół godziny. Myślę, że trzydzieści minut wystarczy, abyś zdążył się nieco rozluźnić - znów zażartowała. Jeszcze trochę i może się do tego przyzwyczaję.
Po jej wypowiedzi przy stoliku zapadła cisza. Jason nie odczuwał jakoś specjalnej potrzeby mówienia czegokolwiek, nie wiele było z resztą rzeczy, które mógłby chcieć komuś powiedzieć. Jego życie obracało się przecież wokół wielkich tajemnic, mrocznych planów i destrukcyjnych sekretów. Milczenie musiało być wpisane w jego naturę.
A końcu Aria nie wytrzymała. Wiedziałem. Wzięła głęboki oddech chcąc coś powiedzieć. Amerykanin spojrzał na nią i wtedy zadała kolejne tego dnia bezpośrednie pytanie: - A więc powiedz mi, Jasonie Moore. Kiedy ostatni raz zdarzyło ci się śmiać tak mocno, że rozbolał cię brzuch? Niby łatwe, ale pierwszą odpowiedzą jaka przyszła Jasonowi na myśl było Nigdy. Oczywiście uznał, że nie może tego powiedzieć. - Nie jestem pewien - odparł wymijająco. Nie miał ochoty mówić o sobie. Chciał odwrócić uwagę Arii od swojej osoby, jakoś ją rozproszyć lub zaskoczyć. Plan jak zwykle szybko pojawił się w jego głowie. - Skoro ma to być nasza randka, to może masz ochotę zatańczyć? - zaproponował z uśmiechem, patrząc jej prosto w oczy. Jason Moore
- Liczba postów : 125
Join date : 02/12/2012 Age : 38 Skąd : Nowy York
by Aria Villarin Wto Gru 18, 2012 9:06 pm Jason zastygł na chwilę w bezruchu, zastanawiając się nad odpowiedzią. Przez chwilę krążył myślami gdzieś daleko, po czym odparł po prostu: - Nie jestem pewien. To by było na tyle, jeśli chodzi o beztroską pogawędkę o wszystkim, choć pozornie o niczym. No tak, powinna się tego spodziewać. Od początku przecież nie był za bardzo wylewny w swoim zachowaniu – uparcie nie chciał mówić o sobie. Może zauważył, jak uważnie dziewczyna go obserwuje, próbując wyciągać jakieś wnioski i najwidoczniej mu to nie odpowiadało. Już ja się dowiem, co ukrywasz… – pomyślała Aria i od razu wpadł jej do głowy pewien pomysł. Trzy sekundy później miała już gotowy plan działania.
Bardziej niż tego, co potem nastąpiło, Władczyni Czasu spodziewałaby się nagłej eksplozji, która pochłonęłaby cały wszechświat. Jason bowiem zajrzał jej głęboko w oczy i momentalnie się rozpogodził, przywołując na usta lekki uśmiech. -Skoro ma to być nasza randka, to może masz ochotę zatańczyć? – padło ni stąd ni zowąd pytanie. Aria rozchyliła usta w niemym zaskoczeniu i przez dobrą chwilę usiłowała dojść do siebie. Pomyślała sobie, że warto byłoby rozejrzeć się wokół za własną szczęką i jak najszybciej podnieść ją z podłogi. -Bardzo… Bardzo chętnie! – wydukała w końcu, stopniowo odzyskując zdolność poruszania własnym ciałem, a na jej ustach powoli zaczął pojawiać się uśmiech niedowierzania. Nie była w stanie się teraz zastanawiać nad przyczyną nieoczekiwanej zmiany w zachowaniu mężczyzny.
Tymczasem Jason wstał i pochylając się w jej kierunku, wyciągnął do dziewczyny rękę. Włożyła swoją dłoń w jego i wstała, a nowojorczyk poprowadził ją na parkiet, jednak nie na sam środek sali. Zatrzymał się na uboczu, gdzie niewiele ciekawskich spojrzeń mogłoby ich dosięgnąć. Aria pochwyciła jego spojrzenie, wciąż trzymając swoją drobną dłoń w jego pewnym uścisku. Czekała.
Aria Villarin- Administrator
- Liczba postów : 178
Join date : 19/11/2012 Age : 636 Skąd : Gallifrey
by Jason Moore Sro Gru 19, 2012 7:59 pm Reakcja Arii bardzo go usatysfakcjonowała. Dokładnie tak jak to przewidział. Wyraźnie potrzebowała chwili by się opanować. - Bardzo… Bardzo chętnie! - wyksztusiła w końcu. Zaczęła się coraz szerzej uśmiechać i zbierać do wstania. Jason już na nią czekał. Uprejmie podał jej dłoń i zabrał na parkiet. Postanowił nie prowadzić jej na sam środek parkietu, tradycyjnie nie chciał rzucać się w oczy. Po chwili złapali rytm i zaczęli tańczyć. Było całkie przyjemnie, jednak nic nie może być na świecie idealne. DJ skanując wzrokiem salę, na której nie było zbyt wielu osób, najwidoczniej ich zauważył i biorąc Jasona i Arię za parę, wrzucił jakiś wolny kawałek. Tylko nie to... Znów zrobiło się nieco niezręcznie. Jak zwykle. Jason Moore
- Liczba postów : 125
Join date : 02/12/2012 Age : 38 Skąd : Nowy York
by Aria Villarin Sro Gru 19, 2012 11:25 pm Aria błyskawicznie pozwoliła się ponieść dźwiękom muzyki. Niewiele było czynności, które sprawiałyby jej aż tyle przyjemności, co taniec – był on czymś, co przychodziło jej łatwo, niemal instynktownie. Poruszała się energicznie, od czasu do czasu z zadowoleniem przymykając powieki.
Kątem oka obserwowała ruchy Jasona na parkiecie i musiała przyznać, że nie spodziewałaby się po nim aż takiej swobody w tańcu. Być może był skryty i nie lubił rozmawiać o sobie, ale na pewno nie był nieśmiały. Dobrze czuł się z własnym ciałem i wydawał się być w pełni świadomy wrażenia, jakie jest ono w stanie wywierać. Gdy ich spojrzenia się spotykały, Aria wybuchała beztroskim, zalotnym śmiechem. Doszła do wniosku, że w chwili obecnej Jasona Moore’a możnaby określić mianem przyjaznego.
Nagle z głośników zaczęły płynąć o wiele spokojniejsze dźwięki, niż do tej pory, a to znaczyło, że należało zmienić strategię tańca. Zastygli w bezruchu, nie wiedząc co zrobić. Każdego innego ze swoich znajomych dziewczyna objęłaby bez wahania, jednak zdawała sobie sprawę, że jest to ostatnie, czego jej towarzysz sobie życzy. Potrzebował swojego dystansu, a Władczyni Czasu nie zamierzała go na siłę pozbawiać tego szczelnego muru, którym się otoczył.
Rzuciła mu zmieszane spojrzenie. Chyba jesteśmy skazani na tę przeklętą niezręczność – pomyślała, śmiejąc się w duchu z zaistniałej sytuacji. Wyglądali teraz jak para licealistów. - Chodź, zamówimy sobie coś przy barze! – rzuciła wesoło, chcąc rozładować napięcie.
Aria Villarin- Administrator
- Liczba postów : 178
Join date : 19/11/2012 Age : 636 Skąd : Gallifrey
by Dalishya Andraste Czw Gru 20, 2012 12:32 pm - Co za dzień?! - jęknęła Dalishya napierając na zatrzaśnięte drzwi laboratorium. - Ech! Rzuciła niesione skoroszyty na jeden z pobliskich stołów i zaczęła okładać drzwi pięściami. - Roman! Otwórz i nie wygłupiaj się! - krzyknęła do kolegi po drugiej stronie. Przejście uchyliło się odrobinę i w szparze ukazała się ruda czupryna Romana.
Naukowiec uśmiechnął się łobuzersko i oznajmił bez skrępowania: - Wypuszczę Cię jeśli się w końcu ze mną umówisz. - Nie chcę nic mówić ale chyba ci się coś w głowie pomieszało. Nawet nie jesteś w moim typie to raz a dwa że mam przecież chłopaka. Lepiej zostaw mnie w spokoju bo wezwę ochronę. Roman zmarszczył brwi i po chwili rozważań zwolnił drzwi. Dali szybko pozbierała swoje teczki i wyszła. Gdy mijała Romana w przejściu, ten uśmiechnął się okropnie i niby od niechcenia rzucił: - Zobaczymy jak długo będziesz miała tego swojego chłopaka. Władczyni Czasu udała że nie usłyszała zaczepki, ale w duchu nieźle się zaniepokoiła. Co też ten dureń mógł mieć na myśli? Czy to była groźba? Pogrążona w tych niewesołych rozważaniach szybko ubrała się w swój zimowy płaszcz. Szła w stronę domu mechanicznie, lekko się trzęsąc. Nie wiedziała czy była to reakcja na zimno czy też może na coś zupełnie innego.
Brnęła przez miasto stukając obcasami o odśnieżone chodniki. W pewnym momencie z jednego z drzew o osunęło się trochę śniegu, który spadł jej na głowę wyrywając z zamyślenia. Dziewczyna przystanęła by się otrzepać i wtedy ich zobaczyła. Szli pod rękę i najwidoczniej było im bardzo radośnie. - Dorian - wyrywał się z ust Dalishyi cichy jęk. Jej oczy same napełniły się łzami i brunetka nie wiedząc do końca co robi wpadła do najbliższego pomieszczenia pragnąc tylko zapaść się pod ziemię. Jak się okazało trafiła do klubu "Resident Evil" szybko odnalazła łazienkę i spróbowała jakoś dojść do siebie. Nie myśl o tym, to nic, wszystko sobie wyjaśnicie -tłumaczyła sobie w myślach. Stopniowo odzyskiwała spokojny oddech. - Pełen luz i jakby nic się nie stało. Przyszłam sobie do klubu trochę się zrelaksować w przerwie obiadowej -powiedziała sobie po czym wyszła z łazienki i ruszyła do głównej sali oddając uprzednio płaszcz portierowi. Wewnątrz nie było wielu ludzi. Wśród tańczących Dali wypatrzyła Arię. Świetnie, z nią zawsze można porozmawiać. Pomachała do blondynki i gestem wezwała ją do siebie po czym zajęła jeden ze stolików. Dalishya Andraste
- Liczba postów : 56
Join date : 27/11/2012 Age : 780 Skąd : Gallifrey
by Jason Moore Czw Gru 20, 2012 7:30 pm Najwidoczniej Aria nie chciała się nadto narzucać. Jason był jej za to niezmiernie wdzięczny. Przestali tańczyć i dziewczyna jak zwykle postanowiła wybrnąć z sytuacji: - Chodź, zamówimy sobie coś przy barze! Ta opcja też tak średnio mu pasowała, bo oznaczała powrót do poprzedniej sytuacji, ale chyba nie miał wyboru... chyba. Odwrócili się i Moore zauważył w drzwiach jakąś brunetkę. Wydało mu się, że machała do jego towarzyszki. - Chyba ktoś do ciebie. Poczekam przy stoliku - rzucił i powoli zaczął się się oddalać. A może źle zinterpretował sytuację? Obejrzał się by sprawdzić co zrobiła znajoma Władczyni Czasu. Jason Moore
- Liczba postów : 125
Join date : 02/12/2012 Age : 38 Skąd : Nowy York
by Aria Villarin Czw Gru 20, 2012 8:06 pm Jason na chwilę zastygł w bezruchu, zastanawiając się co robić. W końcu zrobił nieco zrezygnowaną minę, zupełnie tak, jakby przegrał jakąś wewnętrzną walkę, po czym odwrócił się w kierunku baru, do którego mieli za chwilę podejść. Wtedy właśnie zauważyli Dali, która stała na środku sali i machała do Arii, a następnie przywołującym gestem spróbowała ją skłonić do podejścia. - Chyba ktoś do ciebie. Poczekam przy stoliku – powiedział szybko mężczyzna i natychmiast się oddalił. Władczyni Czasu, pozbawiona przez niego jakiegokolwiek wyboru, zdecydowanym krokiem ruszyła w kierunku koleżanki, która zdążyła już zająć stolik. Przecież i tak ewidentnie nie miał ochoty na tego drinka – pomyślała z żalem. Kusiło ją, żeby obejrzeć się za odchodzącym ziemianinem, ale powstrzymała się. Jason nie zając… Najpierw Dalishya. Gdy dotarła do miejsca, w którym siedziała jej znajoma, wykrzyknęła radośnie: - Cześć skarbie! Jak się miewasz? – po czym uściskała ją serdecznie z szerokum uśmiechem na ustach.
Aria Villarin- Administrator
- Liczba postów : 178
Join date : 19/11/2012 Age : 636 Skąd : Gallifrey
by Nathanael Vandenbroek Pią Gru 21, 2012 8:46 pm Nate ruszył wąskim korytarzem w kierunku pokoju Anastasii, pogwizdując cicho bliżej nieokreśloną melodię. Jego myśli wciąż krążyły wokół zadań, które miał dziś do zrealizowania. Gdy dotarł do odpowiednich drzwi, zapukał energicznie i nie czekając na zaproszenie wtargnął do środka. Ana stała po środku pokoju, wciąż jeszcze oglądając swoje nowe lokum. - Już wylądowaliśmy? Nie czułam niczego – orzekła ze zdziwieniem, na co Nate odpowiedział: -Po pewnym czasie nauczysz się rozpoznawać wstrząsy lądowania. Chodź, spadamy stąd.
Ruszył z powrotem do sterowni, nie oglądając się za siebie. Wiedział, że dziewczyna za nim podąży, nie miała za bardzo wyboru. - Oto moja rodzima planeta. Zajmij się sobą przez jakiś czas, na pewno chętnie popstrykasz zdjęcia. Ja muszę zrobić kilka ważnych rzeczy – oznajmił, jednocześnie wyprowadzając ją na zewnątrz i zamykając Bad Wolfa na klucz. – A właśnie! Daj mi na chwilę swój telefon.
Nathanael Vandenbroek
- Liczba postów : 111
Join date : 29/11/2012 Age : 823 Skąd : Gallifrey
by Anastasia D'angelo Sob Gru 22, 2012 9:08 pm - Po pewnym czasie nauczysz się rozpoznawać wstrząsy lądowania. No cóż, skoro tak mówi... - Chodź, spadamy stąd. Dziewczyna posłusznie podążyła za gospodarzem statku. Przeszli przez sterownię i wyszli na zewnątrz.
- Oto moja rodzima planeta. Zajmij się sobą przez jakiś czas, na pewno chętnie popstrykasz zdjęcia. Ja muszę zrobić kilka ważnych rzeczy. A właśnie! Daj mi na chwilę swój telefon. Ana chwilowo nie miała czasu na przyglądanie się otoczeniu. Odruchowo w obronnym geście skierowała dłoń do kieszeni, w której miała komórkę. Po szybkim przetworzeniu otrzymanych informacji odpowiedziała (najpierw spokojnie, ale z biegiem wypowiedzi nieco bardziej nerwowo): - Chwila, chwila. Sobie jaja robisz, prawda? Zamierzasz mnie zostawić zupełnie SAMĄ? Na obcej planecie? Nic nie wiem o tym świecie. Jako człowiek mogę sobie tu bezpiecznie chodzić? I robić zdjęcia? Czy też będę kosmitką, jak ty na Ziemi? Już nie mówiąc o tym, że nie wiem, jak niby mam cię w razie czegoś znaleźć. Po chwili na zaczerpnięcie powietrza zapytała z podejrzliwą miną: - I po co ci mój telefon?
Anastasia D'angelo
- Liczba postów : 119
Join date : 05/12/2012 Age : 36 Skąd : Paryż
by Nathanael Vandenbroek Sob Gru 22, 2012 10:08 pm Nate obdarzył ją spojrzeniem z rodzaju tych, którymi obrzuca się osoby niespełna rozumu. Jednak kojarzyła fakty odrobinę wolniej, niż się tego spodziewał. Ale nie mógł jej przecież winić, w końcu należała do gatunku dużo mniej rozwiniętego intelektualnie, niż Gallifrejańczycy. - Właśnie po to, żebyś mogła się ze mną skontaktować, geniuszu - powiedział poirytowany i z niecierpliwością wyszarpnął z jej dłoni komórkę. Manipulując przy urządzeniu umieścił w nim niewielką sondę soniczną. - Od tej pory będziesz mogła z niego normalnie korzystać - dodał na wypadek, gdyby potrzebowała jeszcze wyjaśnienia - Wpisuję ci mój numer telefonu. W razie jakichkolwiek kłopotów, dzwoń - dorzucił łaskawie. -Ta obca planeta jest tysiąc razy bezpieczniejszym miejscem do życia, niż Ziemia, tak nawiasem mówiąc. Nic ci nie będzie. Poza tym, jest piękna! Rozejrzyj się, pozwiedzaj, ciesz się wycieczką. Ja i tak nie miałbym wystarczająco dużo cierpliwości, żeby ci wszystko pokazywać. Powinnaś być mi wdzięczna, że daję ci wolną rękę. Jeśli się zgubisz, po prostu naciśnij zieloną słuchawkę, Bad Wolf bez problemu cię namierzy - wyjaśnił Nate nieco spokojniejszym tonem, po czym dorzucił jeszcze krótkie ostrzeżenie - Tylko mi się tu nie dąsaj. Nathanael Vandenbroek
- Liczba postów : 111
Join date : 29/11/2012 Age : 823 Skąd : Gallifrey
by Anastasia D'angelo Sob Gru 22, 2012 11:15 pm Nate spojrzał na Anastasię jak na idiotkę albo na małe dziecko, za którymi nie przepadała, dodając do tego jeszcze pobłażanie. Wkurzyła się, ale nie miała czasu na reakcję. Mężczyźnie najwyraźniej znudziło się czekanie. Wyrwał jej z ręki telefon, który przed chwilą wyjęła, by sprawdzić wiadomości, i zaczął przy nim majstrować. - Właśnie po to, żebyś mogła się ze mną skontaktować, geniuszu. Od tej pory będziesz mogła z niego normalnie korzystać. Wpisuję ci mój numer telefonu. W razie jakichkolwiek kłopotów, dzwoń. Lekko oburzona jego bezpardonowym zachowaniem i ironią zawartą w słowie „geniusz”, mruknęła tylko, że rozumie. Akurat uwierzę, że jakichkolwiek... Chyba w razie śmierci. Chwilowo wpadła w paskudny humor.
- Ta obca planeta jest tysiąc razy bezpieczniejszym miejscem do życia, niż Ziemia, tak nawiasem mówiąc. Nic ci nie będzie. Poza tym, jest piękna! Rozejrzyj się, pozwiedzaj, ciesz się wycieczką. Spokojna twoja głowa, że jeśli już się gdzieś wybiorę, to dokładnie oglądnę tę planetę. - Ja i tak nie miałbym wystarczająco dużo cierpliwości, żeby ci wszystko pokazywać. Powinnaś być mi wdzięczna, że daję ci wolną rękę. No pewnie, jakiś ty łaskawy! - Jeśli się zgubisz, po prostu naciśnij zieloną słuchawkę, Bad Wolf bez problemu cię namierzy. Tylko mi się tu nie dąsaj. Gdyby się jeszcze uśmiechnął albo coś w tym rodzaju. Ale nie, jak zwykle poważny, wypowiedział ostatnie zdanie tonem ostrzeżenia. Bo co mi zrobisz? Pozytywną stroną jej nastroju był fakt, że odechciało się jej jego towarzystwa, więc nie miała mu za złe, że sobie pójdzie. - Jasne. Idź, przecież masz tyle do załatwienia – mimo wszystko wrażliwy odbiorca dostrzegłby nutkę zjadliwości w jej tonie.
Nie czekając na reakcję Władcy Czasu, Ana, tak jak radził, poszła na wycieczkę. Zdawało się, że byli pod ziemią. Nigdzie nie było okien, a pomieszczenie wyglądało coś jak parking dla... no, statków takich jak Bad Wolf. Nie było czego tu podziwiać, toteż skierowała się do czegoś w rodzaju windy. Była zupełnie inna niż na Ziemi, ale funkcję miała tę samą. Kobieta wybrała zero na konsoli i winda ruszyła. Siła bezwładności była tu mniejsza, nie odczuwało się tu takiego dyskomfortu wgniatania w podłogę jak na Błękitnej Planecie. „Podróż” była krótka. Ana wysiadła i okazało się, że znajduje się w jakimś klubie. Świetnym klubie, warto dodać. Jako prawdziwej estetce, dziewczynie od razu spodobały się światła tworzące wspaniałe efekty. Było tu naprawdę klimatycznie. Leciała muzyka, której nigdy wcześniej nie słyszała, ale za to która była wyjątkowo rytmiczna. Wręcz zapraszała do tańca. A że Ana uwielbiała tańczyć, długo nie dała się prosić (A tam, na zawarcie znajomości będzie czas później). i podążyła na parkiet (wcześniej zostawiając płaszcz niedaleko wyjścia). Jej niedawny zły humor prysł jak bańka mydlana. Bawiła się świetnie.
Anastasia D'angelo
- Liczba postów : 119
Join date : 05/12/2012 Age : 36 Skąd : Paryż
by Dalishya Andraste Nie Gru 23, 2012 6:37 pm Dalishya siedziała przez chwilę przy stoliku czekając na Arię. Po chwili dotarło do niej że znajoma nie była sama i poczuła lekkie wyrzuty sumienia że im przeszkadzała. Aria nie wyglądała na urażoną co odrobinę podniosło Dali na duchu. - Cześć skarbie! Jak się miewasz? - spytała przyjaźnie przytulając ją na powitanie. Ten miły gest zupełnie wytrącił dziewczynę z równowagi. Łzy strumieniami pociekły po jej policzkach. - Właśnie widziałam Doriana ze Scarlett Estellon na spacerze w parku. Nie wiem co mam robić. Pomóż mi proszę - mówiła stopniowo ściszając głos. Aria zareagowała na jej słowa dość specyficznie. To chyba miało być zdziwienie. Dali nie uzyskała jednak zbyt wielu informacji na ten temat gdyż wokół rozbrzmiał ogłuszający dźwięk syren alarmowych. Dziewczyna zerwała się od stolika i zaczęła w popłochu rozglądać dookoła. Nieliczni Władcy Czasu zastygli na chwilę po czym pośpiesznie ruszyli do wyjść ewakuacyjnych. Dalishya Andraste
- Liczba postów : 56
Join date : 27/11/2012 Age : 780 Skąd : Gallifrey
by Aria Villarin Sro Gru 26, 2012 9:26 pm Aria trzymając przyjaciółkę w ramionach poczuła, że ciało Dali zaczęło się podejrzanie trząść. Płacze - zauważyła ze zdziwieniem, bowiem nie było to zachowanie typowe dla jej koleżanki. - Właśnie widziałam Doriana ze Scarlett Estellon na spacerze w parku. Nie wiem co mam robić. Pomóż mi proszę - wykrztusiła z siebie Dalishya desperacko, zanosząc się łzami. Aria nie miała pojęcia, co ma jej powiedzieć. Dorian był najlojalniejszym mężczyzną, jakiego znała i zdrada była ostatnią rzeczą, o jaką mogłaby go podejrzewać. Nie potrafiła nawet przywołać na myśl wizji tego przystojnego Władcy Czasu w intymnej sytuacji z wyniosłą Scarlett. Byli jakby... z dwóch różnych światów. To musiało być jakieś nieporozumienie, niemożliwe, żeby między tą dwójką cokolwiek się wydarzyło. Westchnęła głęboko i zamierzała namówić Dali do spojrzenia na sytuację trzeźwo. Nabrała powietrza w płuca, by wypowiedzieć ciepłe słowa pocieszenia, jednak przerwało jej długie i bardzo głośne wycie syreny alarmowej. Oznaczało to stan wyjątkowy, bezpieczeństwo planety zostało zagrożone. W tej sytuacji wszyscy mieszkańcy Gallifrey byli zobowiązani niezwłocznie stawić się w Bazie Wojskowej, gdzie będą musieli przeczekać zagrożenie w przeznaczonym do tego schronie. Może to tylko ćwiczenia... - pomyślała Aria, sama w to nie wierząc. Ćwiczenia zdarzały się czasami w szkołach, ale na pewno nie w klubach. Coś się naprawdę stało. Wszystkie osoby przebywające dotąd w budynku pospiesznie wyszły na zewnątrz, gdzie dołączyły do tłumu pozostałych Gallifreyańczyków, niespokojnie zmierzających w kierunku Urzędu Władców Czasu, gdzie znajdował się teleport mający zabrać ich do schronu. Aria Villarin- Administrator
- Liczba postów : 178
Join date : 19/11/2012 Age : 636 Skąd : Gallifrey
by Nathanael Vandenbroek Sro Gru 26, 2012 10:11 pm - Jasne. Idź, przecież masz tyle do załatwienia - Nate postanowił nie zwracać uwagi na ton wypowiedzi Anastasii. Przez moment obserwował jak odchodzi, podziwiając grację, z jaką się poruszała. Po chwili jednak odwrócił się i zaczął iść w przeciwnym kierunku. Niedaleko stąd miało się odbyć umówione spotkanie. Wyszedł z podziemnego parkingu i szybkim krokiem ruszył przed siebie chodnikiem. Nie zdążył jednak zajść daleko, gdyż rozległ się ostry dźwięk syreny alarmowej. Nate zaklął cicho pod nosem. Nie lubił, gdy cokolwiek krzyżowało mu plany. Przeklęty dzień, najpierw ta paryska panienka, teraz jeszcze alarm... Nie ze mną te numery... - pomyślał z furią i skierował się z powrotem do budynku Resident Evil. Wtedy właśnie jego zegarek odebrał kolejny sygnał od Doręczyciela. Nathanael nie zastanawiał się dwa razy. Natychmiast przyspieszył i po kilku minutach biegiem wpadł do wnętrza Bad Wolfa. - Lista! - wykrzyknął i zaczął niecierpliwie stukać palcami w brzeg konsoli. Kilka sekund później Ood numer dwa stał przy nim, w wyciągniętej dłoni trzymając Listę. Nate wyszarpnął mu ją niecierpliwie. Numer 40... Hyde Park, Londyn... Skrzywił się nieznacznie. Wycieczka na Ziemię dwa razy w ciągu jednego dnia? Po prostu wspaniale - rzucił w myślach zgryźliwie. Wyjął komórkę z kieszeni spodni i pospiesznie wystukał wiadomość do Anastasii. "Jest stan wyjątkowy. Idź za resztą - zmierzacie do schronu. Tam się spotkamy". To tylko maleńkie kłamstewko - pomyslał złośliwie, po czym ustawił parametry konsoli na Londyn. Nathanael Vandenbroek
- Liczba postów : 111
Join date : 29/11/2012 Age : 823 Skąd : Gallifrey
by Anastasia D'angelo Czw Gru 27, 2012 10:31 am Niespodziewanie jak fala Anastasię uderzył ryk syreny. Nie musiała być z Gallifrey, żeby to wiedzieć – okazuje się, że alarmy wszędzie brzmią podobnie. Musiało się coś stać... Dowiem się pewnie później.Dostała SMS od Nate’a. O proszę, jakiś przejaw troski nawet. „Jest stan wyjątkowy. Idź za resztą - zmierzacie do schronu. Tam się spotkamy.” - Aha... No dobra – mruknęła pod nosem. I tak nie miała pomysłu, co miałaby innego zrobić. Skoro wszyscy się ewakuują... Wszyscy podążyli w miarę spokojnie w jednym kierunku – w stronę wyjścia. Ana podziwiała to zorganizowanie. Wprawdzie nie Ziemi nigdy nie uczestniczyła w czymś podobnym naprawdę (tylko w ćwiczeniach), dobrze wiedziała, że ludzi w zagrożeniu ciężko byłoby utrzymać w takim rygorze. Władcy Czasu natomiast zachowywali się... wzorowo, można by rzec. Dziewczyna postanowiła także się nie wychylać. W jakiś sposób czuła, że ujawnienie się nie wyszłoby jej na dobre, przynajmniej nie wobec wszystkich. Tylko obok niej jakaś Władczyni Czasu wyraźnie płakała. Chyba nie podziałała na nią tak ewakuacja, prawda? Bez przesady, na pewno nie. Odwróciła się do niej i uśmiechnęła się, próbując dodać otuchy. Obok niej szła chyba jej przyjaciółka – też ją pocieszała. - Co się mogło stać? – zapytała trochę kobiet, trochę w przestrzeń. W międzyczasie wyszli na zewnątrz. Okazało się, że naprawdę WSZYSCY idą do tego schronu. To jak on musi być ogromny...? Mimo tego, tylko niewielka część zachowywała stoicki spokój. Niektórzy nawet wyglądali na znudzonych czy poirytowanych. Usłyszała głosy: - No nie, znów te diabelne ćwiczenia? - Co się stało? - Mam już tego dość... Jednak w większości mieszkańcy Gallifrey wyglądali na co najmniej zaniepokojonych. W końcu to stan wyjątkowy. Zobaczyła szczerozłoty budynek, do którego najwyraźniej zmierzali. Olśnił ją. Weszli do środka, jak głosiła tabliczka, Sali Narad Urzędu Władców Czasu. Anastasia D'angelo
- Liczba postów : 119
Join date : 05/12/2012 Age : 36 Skąd : Paryż
by Zoe Cameron Pon Lut 04, 2013 5:41 pm Zo podeszła wraz z Dorianem do baru i postawiła mu pierwszą kolejkę. Jej też to było potrzebne. Odwołała jeszcze swój występ u barmana (to miała być niespodzianka dla gości). Po kilku głębszych, postanowiła potańczyć. Na razie sama, a jeśli ktoś do niej dołączy, to tym lepiej. Jeszcze się nieźle trzymała na nogach, a i humor jej się poprawił. Kiedy już się zmęczyła, odpoczywała przy barze z drinkiem w dłoni, a potem znowu na parkiet brylować wśród przybyłych. Spędziła w klubie całą noc, dawno się tak nie bawiąc. Zoe Cameron
- Liczba postów : 123
Join date : 22/12/2012 Age : 526 Skąd : Gallifrey
by Dorian White Sro Lut 06, 2013 7:47 pm Wyciągnęła go od Estellonów. Pewnie słusznie, bo on ostatnio sam tylko wplątywał się w kłopoty. Zoe zaprowadziła go do klubu i zamówiła alkohol. On jednak nie miał zamiaru pić i dobrze się bawić. Czuł się jak ostatnia szuja. Nie żeby był czemuś bezpośrednio winny, jednak dowiedzieć się o własnym rozstaniu od zupełnie obcej osoby to nie jest przyjemne uczucie. Ruda poleciała na parkiet i najwidoczniej świetnie się bawiła. White przyglądał jej się chwilę, po czym postanowił, że musi gdzieś wyjść i spokojnie pomyśleć. Poprosił barmana by ten przekazał Zoe wiadomość o jego wyjściu i opuścił lokal. Wezwał pilotem swój TARDIS i wszedł do środka. Nie wiedział gdzie chce się udać,toteż uznał, że poleci na jedno ze "skrzyżowań" wszechświata i dalej będzie się zastanawiał. Poleciał w Przestrzeń. Dorian White- Moderator
- Liczba postów : 58
Join date : 21/11/2012 Age : 797 Skąd : Gallifrey
by Zoe Cameron Czw Gru 19, 2013 9:30 pm Weszli bez problemu do lokalu. Nie było w nim zbyt wielu ludzi, jednak z każdą chwilą robiło się ich coraz więcej. Zo pociągnęła Roba do baru. Tam zamówiła dla obojga jakieś nowe kolorowe drinki, których jeszcze nie piła. Stwierdziła, że jak szaleć, to szaleć. W międzyczasie znów odpisała na smsa. Potem zbliżyła usta do ucha mężczyzny i, ponieważ było głośno od grającej muzyki, krzyknęła z wyczuciem: - Chcesz tu zostać, pójść na kanapy do stolików, gdzie będzie trochę ciszej, czy potańczyć? Zoe Cameron
- Liczba postów : 123
Join date : 22/12/2012 Age : 526 Skąd : Gallifrey
by Robespiere Donovan Czw Gru 19, 2013 10:34 pm Zachowanie Zoe było dla niego cały czas zaskakujące. Wydawało się, że jeden prosty pocałunek wystarczył by całkowicie podbić serce dziewczyny. Na dodatek nagle przestała się wstydzić publicznie trzymać go za rękę i generalnie... no, wzięło ją chyba. Szczerze mówiąc, Rob nie miał ochoty na alkohol, przeciwnie, chciał zachować trzeźwy umysł - przynajmniej na razie. Z zaproponowanych przez Władczynię Czasu miejsc, zdecydowanie najbardziej odpowiadały mu kanapy. Tam też się udali. Robespiere Donovan
- Liczba postów : 77
Join date : 20/06/2013 Age : 37 Skąd : Italy
by Sponsored content Sponsored content
Pozwolenia na tym forum: Nie możesz odpowiadać w tematach
| |