|
by Hunter Howard Pią Paź 25, 2013 6:33 pm Planeta położona w Galaktyce M87, była ojczyzną ludzi-kotów. Była pokryta jałową sawanną i bez pomocy Imperium Nowa Ziemia, gatunek ten byłby skazany na głód. Hunter Howard
- Liczba postów : 94
Join date : 04/05/2013 Age : 889
by Victor Bloom Pią Paź 25, 2013 8:42 pm Victor w odpowiedzi na słowa Huntera kiwnął tylko głową, po czym podszedł do konsoli, by ustawić odpowiednie parametry. W międzyczasie, przechodząc obok człowieka bez wyrazu, wbił mu w kark specjalną strzykawkę w przygotowaną wcześniej substancją. - Dość wrażeń. Odpocznij sobie. Zastrzyk w krótkim czasie osłabiał zdolności ruchowe tak, że bądź co bądź porwany nie mógł w żaden sposób uciec, ale z drugiej strony mógł się przemieszczać. Mogły się pojawić senność, zawroty głowy, bóle mięśni, zaburzenia zmysłów i co tam jeszcze, ale kto się tym przejmował? - Spokojnie, nie zemdleje. Jeszcze mielibyśmy go gdzieś tachać? - powiedział do partnera.
W końcu ustawił cel podróży i dotarli na miejsce. - Chodźmy. Ty też. Bloom rad nierad wziął mężczyznę za nadgarstek, by wyjście trwało szybciej. Hunter zajął się ciałem ofiary. Na zewnątrz istotnie był jałowy teren; nie dało się zauważyć jakichś większych śladów życia. Każde miejsce było równie dobre. Wg Victora ciało trzeba było spalić, to było najlepsze wyjście spośród wszelkich pomysłów w całym Wszechświecie, ale niektóre ludy życzyły sobie, żeby zostać pochowanym na ojczystej planecie. Oczywiście, o ile taka istniała. Żeby wszystko było jak trzeba, należało wykopać dół ręcznie. Victor wzruszył ramionami, po czym podał rodzaj specjalnej łopaty znacznie ułatwiającej kopanie nawet w twardej ziemi Howardowi. Sam też miał swoją; brunet był bezużyteczny. Szybko uporali się z pracą i pochowali mężczyznę-kota na ojczystej ziemi. Stojąc nad grobem, Bloom po chwili ciszy zapytał: - To co teraz? A, tak, trzeba się zająć nim... Po czym zaczął szukać wzrokiem Ziemianina. Victor Bloom
- Liczba postów : 140
Join date : 20/01/2013 Age : 779 Skąd : Gallifrey
by Peter Sullivan Pią Paź 25, 2013 11:03 pm Ukłucie było tak nagłe i nieprzyjemne, że szarpnął gwałtownie głową i wydał z siebie oburzone syknięcie. Zaraz też poczuł działanie wstrzykniętej substancji. Zamrugał gwałtownie oczami, starając się na powrót złapać ostrość w rozpływającym się obrazie. W głowie mu się kręciło, a wszystkie mięśnie odpowiedzialne za lokomocję zrobiły się tak twarde i ciężkie, że ledwie mógł nimi poruszać. Co to za kurna amfetamina czy inne cholerstwo? - w ogóle nie znał się na narkotykach, więc nie był w stanie stwierdzić czym go odurzono. Beznamiętnie przyglądał się porywaczom, zastanawiając się jak długo będzie musiał pozostać w tej fazie odrętwienia. Jak się okazało, wujek Victor dość szybko postanowił zabrać się za naukę chodzenia i ciągnąc Petera za rękę, poprowadził na zewnątrz. Używając jakichś z dupy wyjętych szpadli, mężczyźni zabrali się za kopanie. Tu Sullivan wyczuł dobry moment na ucieczkę. Rozejrzał się dyskretnie dookoła, nie będąc jednak w stanie rozpoznać otoczenia. Jedynym znanym mu elementem był statek, z którego przed chwilą wyszedł. Z wielkim wysiłkiem przesunął swoją prawą stopę o kilka centymetrów do tyłu. Później drugą. Bez pomocy wujka nie było to takie łatwe. Ciągle obserwując kopiących, cofał się małymi kroczkami w kierunku sterowni. Zauważył, że jest w stanie wykonywać prawie wszystkie normalne ruchy, pod warunkiem, że robi to w ekstremalnie zwolnionym tempie. Dlatego też udając żółwia, zamknął za sobą drzwi i zasunął zasuwkę. Przez chwilę poczuł się bezpieczniej, więc podreptał do wtłoczonej w kąt sofy, na której postanowił odbyć mały odpoczynek. Usiadł na chwilę... i zasnął. Peter Sullivan
- Liczba postów : 48
Join date : 20/10/2013 Age : 37
by Hunter Howard Sob Paź 26, 2013 9:57 pm Victor, według Huntera, doskonale poradził sobie z balastem, jakim był ich więzień. Na Nowej Sawannie pochowali ciało zmarłego człowieka-kota tuż obok miejsca ich lądowania. Po co mieliby się męczyć? Miejsce było dobre jak każde inne. Gdy już położyli z powrotem ostatnią grudkę ziemi, Howard oparł się o łopatę i jego myśli zaczęły płynąć. W sumie o niczym szczególnym nie myślał - był to taki rodzaj zamyślenia, po którym nie wie się, kiedy i na czym minął czas. Obudził go głos Blooma. Tak samo jak tamten, zaczął się rozglądać za człowiekiem, ale on... zniknął. Hunter rzucił łopatę i obszedł TARDIS-y dookoła. - Pusto - zrelacjonował. Popatrzył jeszcze raz po horyzoncie, ale nie znalazł tam znajomej sylwetki. Pewnie gdzieś padł i leży. Jeden kłopot mniej. Jednak jego instynkt podpowiadał mu, że to nie jest prawda. Ruszył pewnym krokiem do Atlantis. Drzwi jednak były... zamknięte. - Psia krew! - mruknął po nosem. - Zamknął się. Dobrze pamiętał, że nie zamykał za sobą drzwi, gdy wychodził ostatni z ciałem. Teraz mógł teoretycznie nie martwić się całą sytuacją, wejść do swojego TARDIS i odlecieć. Ale przez spotkanie z Antonine coś w nim drgnęło. - Chodź do Vandetty. Poszli razem. Hunter miał pewien pomysł. Jednak spojrzał na towarzysza i spochmurniał. - Nie masz Ooda, prawda? - było to raczej stwierdzenie niż pytanie. W obecnym stanie usiadł w fotelu i zapalił papierosa. Gdy już go wypalił, zapowiedział: - Myśl, co możesz mu powiedzieć. Spróbuję nawiązać połączenie. I zaczął pracować na konsoli. Na początku porwany nie odbierał, ale w końcu się udało. Hunter Howard
- Liczba postów : 94
Join date : 04/05/2013 Age : 889
by Victor Bloom Pon Paź 28, 2013 7:18 pm Jak tylko Victor nie zobaczył w zasięgu wzroku człowieka, gwałtownie narodził się w nim niepokój, poczucie, że coś pójdzie nie tak. I oczywiście, prawo Murphy'ego zadziałało doskonale. Po szybkim zwiadzie Huntera, Bloom irracjonalnie sam spróbował otworzyć drzwi, ale to nie pomogło. Zaczął w nie uderzać, wołając: "Otwieraj!, lecz, jak się okazało, niedoceniony przedstawiciel rasy ludzi nie dawał znaku życia. - Trzeba go rzeczywiście było ukatrupić na miejscu, tylko sprawia kłopoty - wymamrotał do siebie. - Jeszcze gorzko pożałujesz tej decyzji. Poznasz gniew Władcy! - wywrzeszczał w przestrzeń. Dałem się ponieść emocjom. Źle. Mimo że zdawał sobie z tego sprawę, nie mógł się wyzbyć kłębiących się w nim uczuć. Chwilę chodził w tę i z powrotem. - Cholera! - kopnął piach tak, że uniosła się pokaźna chmura pyłu.
Potem poszedł za Howardem do tego TARDIS. Oczywiście, że nie miał Ooda! Czy w ogóle Hunter zdawał sobie sprawę, ile kosztowało jego utrzymanie? A Victor nie był w cudownej sytuacji finansowej. Radził sobie, ale w jego sytuacji Ood byłby niepotrzebnym zbytkiem. Chyba że się ma na statku nieproszonych gości. Twarz Blooma kolejny już raz tego dnia wykrzywił grymas złości.
Jego towarzysz miał dobry pomysł. Trzeba było jakoś przekonać tego ludzkiego pomiota, żeby otworzył głupią zasuwkę. Właśnie: jakoś. Vic spróbował chociaż trochę ochłonąć i pomyśleć. Co wiem o tym ludziach? Słabe ciało - to się nie przyda. Podobni wyglądem do Władców. Z pewnością mniej od nas inteligentni. Może trzeba uderzyć w rozsądek? I po ambicji... No, trzeba spróbować. Całe szczęście, że porwany porywacz Atlantis nie znał o niej całej prawdy - kto wie, co by mu wtedy strzeliło do głowy. Samego ustawiania celu lotu pewnie też niezbyt kojarzył, dostał wtedy dopiero co Numblatoriana. Chociaż to. Wreszcie nawiązanie kontaktu się udało. Victor przeciągnął dłonią po twarzy, po czym podszedł do konsoli - nowy miał więc też wizję. - Co ci strzeliło do głowy, żeby się zamykać? Co ci to da? Sam się zamknąłeś w pułapce. - Victor starał się ukryć gniew. - Skoro tak cię to frustruje, to ewidentnie pomysł był przedni - i zobaczył na ekranie zadowolony uśmieszek. Myślał, że go piorun strzeli. Zamiast tego wydał z siebie tylko ciche "Umpf". - Doprawdy, są lepsze sposoby na rozrywkę. - W tej chwili jakoś nie widzę. Wiesz, przez ciebie czuję się trochę sztywno. Teraz to na twarzy Victora zagościł może nieco złośliwy uśmiech. - Och, aż tak źle się czujesz? Bez obaw, się przyzwyczaisz - miał nadzieję, że blefowana groźba poskutkuje. - Nie mam zamiaru się przyzwyczajać. Już teraz czuję się lepiej - na dowód swoich słów zamachał do porywaczy ręką. Były żołnierz słodko odpowiedział: - Dotknij czegoś niewłaściwego, dostaniesz dawkę przypominającą. Mocną. - Spoko, mam czas, poszukam instrukcji. - Całego życia może ci nie starczyć. Aż tak się nas boisz? - Nie boję się, ale chciałbym móc liczyć na równe szanse. - Czyli, czy dobrze zrozumiałem, mamy się rozbroić? A wtedy otworzysz drzwi? Widać było, że brunet zastanawia się. Może nad tym, czy może im ufać choćby bez broni. - Chcę zawrzeć umowę. Brwi Victora same uniosły się wysoko. Nareszcie konkrety. - Na jakich warunkach? - Dogodnych. Rozdrażniało to Blooma. Zrobił zniecierpliwioną minę i syknął: - Nie pogrywaj ze mną, pókim dobry. Przez chwilkę jakby na wargach człowieka zagrał uśmiech, jednak błyskawicznie zniknął. - Ok. Chcę immunitetu i objaśnień. - W zamian za otwarcie drzwi i opowiedzenie o sytuacji w barze. Całego zajścia, jak je widziałeś. - No dobra, ale od razu zaznaczam, że byłem tam tylko przypadkiem. Zgrzytnął zębami na myśl o nietykalności, z chęcią pokarbowałby mu chociaż skórę. Ale cóż zrobić? - Więc dość tej komedii, otwieraj drzwi. - Dobrze, już dobrze. Oddychaj, królewno.
Gdyby nie to, że Ziemianin nie zdążył z oczywistych względów otworzyć drzwi, Victor dałby na to jakąś ciętą ripostę; teraz się jednak powstrzymał. Po zakończeniu połączenia, odetchnął z ulgą. Udało się bez stanu wyjątkowego. - I jak mi poszło? - nie mógł się powstrzymać przed zwróceniem się do Huntera. po opinii dodał jeszcze: Chodź lepiej, warto wiedzieć, co właściwie widział. Może wyciągniesz z niego coś więcej. Kiedy wszedł nareszcie do Atlantis, szybko sprawdził, czy ludzik nie narozrabiał, nie poprzestawiał czegoś albo poprzełączał. Na jego szczęście nic nie rzuciło się Vicowi w oczy. Z miejsca Bloom zajął miejsce przy konsolecie i usiadł, przyglądając się porwanemu, który odtąd miał immunitet. Kuriozum. Victor Bloom
- Liczba postów : 140
Join date : 20/01/2013 Age : 779 Skąd : Gallifrey
by Hunter Howard Pon Paź 28, 2013 8:05 pm Ale ten Bloom się spiął. No naprawdę... Choć w sumie... To dlatego nie wpuszczam obcych, a szczególnie ludzi do Vandetty. Victor czekał na opinię, więc Hunter odpowiedział: - Nawet, nawet. Tylko całkowity immunitet? Było trzeba się targować. To dobrze chociaż, że nie zawierałeś umowy za nas dwóch - po tych słowach uśmiechnął się pod nosem. Dla niego sprawiedliwość była wtedy, kiedy odnosiła się do niego. A do innych? Phi. Niech o nią walczą. Wyszedł razem z Victorem ze swojego TADIS-a, zamknął go na klucz, który schował przy sobie (Niedoczekanie moje, żeby jeszcze u mnie się zamknął.) i wkroczył do Atlantis. Usiadł naprzeciwko człowieka, sprawiając wrażenie, jakby naprawdę tamten miał i u niego immunitet i powiedział: - To wypełnij teraz swoją część umowy. Zaczynaj. W międzyczasie zastanawiał się: I po co mi to wiedzieć? Ja od razu bym go ukatrupił i byłby spokój raz na zawsze. A ten tu, młody, ma jeszcze swoje zasady i dotrzyma słowa człowiekowi. Idiotyzm. Hunter Howard
- Liczba postów : 94
Join date : 04/05/2013 Age : 889
by Peter Sullivan Sob Lis 02, 2013 6:56 pm Obudziły go jakieś hałasy przy drzwiach. Leniwie otworzył oczy i wyostrzył słuch. Jakieś stłumione krzyki o gniewie Władców. What the fox? - przemknęło mu przez głowę. Wolno wstał i z zadowoleniem stwierdził, że drzemka bardzo poprawiła jego stan. Zaczął się rozglądać po wnętrzu. Nie kręcił się przy konsoli, tylko zszedł schodkami pod nią. Znajdowało się tam coś w podobie skrzyń z dziwnymi kolistymi znakami na wierzchu. Peter otworzył pierwszą z nich - ubrania. W kolejnej znalazł jakieś papiery, dalej małe urządzenia z czerwonymi guzikami. Schował jedno z nich do kieszeni i kontynuował poszukiwania. W końcu natknął się na zwitki kabli i jakichś dziwnych świecących kryształów. Jeśli jego logika była słuszna, im bardziej się tu coś świeciło, tym miało większą wartość. Chwycił największy kryształ i pociągnął. Nie na wiele się to początkowo zdało, jednak po chwili odkrył, że próby wykręcenia świecidełka odnoszą całkiem niezły skutek. Po minucie trzymał w dłoni luminescencyjny kamień kształtem przypominający kryształek z gry The Sims. Zdjął marynarkę i przejechał palcami po podszewce. Doświadczenie nauczyło go zawsze mieć pod ręką dobry schowek. Wrzucił zdobycz do zamaskowanej kieszeni i postanowił wrócić na górny pokład. Coś piszczało w konsoli, więc podszedł w jej kierunku. Na jednym z ekranów wyświetliła się twarz Victora. Pertraktacje czas zacząć, czyż nie? Drażnienie się z porywaczem sprawiało mu sporą frajdę, zwłaszcza że widział jak dobrą miał pozycję. Statek był ewidentnie bardzo cenny, a Peter podejrzewał, że i tak nie będzie całkowicie sprawny bez skradzionego kryształu. W końcu wpuścił obu mężczyzn do środka co przyjęli z wyraźną ulgą. Peter usiadł wygodnie na przeciwko nich i czekał. Nie wytrzymał słysząc żądanie Staruszka i zaczął głośno się śmiać. - Mówisz to tak, jakbyście wy już wypełnili swoją część. Tymczasem wydaje mi się że jak dotąd to ja zrobiłem więcej. Poza tym, moja relacja będzie bardziej spójna jeśli będę wiedział o czym mówię. Proponuję żebyście zaczęli. Spojrzał na nich dumnie i usiadł jeszcze wygodniej. Ciepło energii zamkniętej w krysztale, które czuł przez materiał, dodawało mu odwagi. Peter Sullivan
- Liczba postów : 48
Join date : 20/10/2013 Age : 37
by Victor Bloom Nie Lis 03, 2013 7:05 pm Uśmiechnął się pod nosem na stwierdzenie Howarda. W sumie mógł się tego spodziewać. I tak nie będziesz wiedział, o czym mówisz, więc co za różnica? Wstał. - A więc najwięcej zrozumiesz, gdy coś zobaczysz. O ile cię nie przeceniam - dodał ciszej. Postanowił, że pokaże mu Przestrzeń, np. Ziemię, ja wiem...? Kilka miliardów lat wcześniej? Nie, milionów lepiej, jeszcze nie pozna swojej własnej planety. Z tego, co obiło mu się o uszy, ludzie byli okropnymi ignorantami, jeśli chodzi o kosmos większy niż ich malusi Układ Słoneczny. Spokojnie ustawił odpowiednie współrzędne i wystartowali. Hmm, trzęsie bardziej niż zwykle, trzeba będzie zajrzeć do serwisu. Victor nie przejął się jednak tym zbyt mocno, cóż, zdarzało się. Jednak po kilku chwilach, okazało się, że coś było na rzeczy. - Coś jest nie tak. TARDIS nie może się zmaterializować. To znaczy, ekrany wskazują, że jesteśmy i nie jesteśmy tutaj jednocześnie. Jakbyśmy byli we Wszechświecie i poza nim, w dwóch miejscach jednocześnie...Spojrzał na Huntera. Oboje wiedzieli, że to niemożliwe, być w kilku miejscach w jednym czasie bez poważnego konfliktu, bez manipulacji czasem.... Ogromnego crashu - świata lub statku. Przypadł do człowieka. - Co robiłeś na Atlantis?To była najbardziej prawdopodobna, najprostsza (o ile można było obecną sytuację w ogóle tak określić) opcja. W Bloomie drugi raz tego dnia zaczął buzować gniew, ale na razie nie dał po sobie tego poznać. Victor Bloom
- Liczba postów : 140
Join date : 20/01/2013 Age : 779 Skąd : Gallifrey
by Sponsored content Sponsored content
Similar topics Similar topics
Pozwolenia na tym forum: Nie możesz odpowiadać w tematach
| |